poniedziałek, 9 stycznia 2017

09.01.2017r.   Daleszyce - Podkranów - Słopiec - Marzysz


                   "Jest zima, wiec musi być zimno" jak mawiał pewien klasyk w "Misiu", więc nas to nie zraziło i postanowiliśmy powędrować w ten syberyjski mróz. Dystans z racji na chłód był niezbyt duży, aby potem nie trzeba było robić przeszczepów nosa. Na punkt startu, do Daleszyckiego rynku, dojeżdżamy autobusem 11. Warunki panowały w nim jak w chłodni, więc wyszliśmy z autobusu niczym zombie na wycieczce.

Na przyokiennym termometrze -22°C co powodowało dylemat: iść czy nie iść. A - może się więcej taka zima w tym roku nie trafi. W końcu w dzieciństwie nie takie zimy bywały.
 
Zbiórka na Żytniej o 7:40 i tylko nasza dzielna piątka zdecydowała się na to wyzwanie. Nad parkiem dostrzec można było tęczę spowodowaną przez unoszące się kryształki lodu, zwane diamentowym pyłem.

Po przyjeździe do Daleszyc i opuszczeniu "przytulnego" autobusu-chłodni, lekko paralitycznym krokiem ruszamy w trasę. Idąc ul. Kościuszki mijamy mostek na strudze Stokowa, przechodząc obok figury św. Nepomucena z roku 1811.

Tuż przy moście zostaliśmy obszczekani przez lokalną bandę czworonogów.


Docieramy do rozwidlenia dróg i mamy chwile zastanowienia - czy Polną w lewo czy Polną w prawo? :)


 Opuszczamy ostatnie domostwa Daleszyc i wędrujemy ośnieżoną, polną drogą.



 Przed Słopcem skręcamy na zachód w kierunku lasu, mijając kamienny obelisk z krzyżem.


 Po drodze natrafiliśmy na publiczny, drewniany Toi-Toi, przy którym Pietrek "się wahał" ;)




W miejscu starego kamieniołomu piaskowca natrafić można na wychodnie prekambryjskich opon od Ursusa, miejsce niezwykle cenione przez lokalnych archeologów spod Słopca.


W czasie wędrówki warto zrobić mały popas aby uzupełni tłuszcz w organiźmie, więc zrobiliśmy sobie małą ucztę. Dziś w menu - stopione podgardle z cebulką i siekaną tarniną oraz wędzona słonina z cebulkową konfiturą.

Po podjedzeniu ruszamy dalej przez las drogą zwaną "Gościńcem Słopieckim".

Dalej droga wiedzie opodal góry Jabłonna i przecina jej grzbiet porośnięty pięknie oprószonymi śniegiem jodłami. 

Najwyższy czas na popas z ogniskiem, więc zatrzymujemy się przy wiacie leśników aby podpiec swoje specyfiki nad ciepłymi płomieniami ogniska. Zastaliśmy nawet przygotowane dla strudzonych wędrowców "kije na patyki" - jak to powiedział Pietrek.


 Opuszczamy powoli las, mijamy pomnik Ofiar Egzekucji z lat 1942-44 i docieramy do szosy.

Lubrzanka skuta lodem odbijała w oczkach wodnych promienie styczniowego słońca.


Lekko zmarznięci i zmęczeni czekamy pod Marzyszem na transport do Kielc. Daliśmy radę ʘ‿ʘ

2 komentarze: