czwartek, 30 listopada 2023

 30.10.2023r.   Sitkówka - Panek - kamieniołom "Zygmuntówka" - Szewce - Pasmo Zgórskie - Słowik

     Ostatnia październikowa wędrówka przez wschodnią część Pasma Bolechowickiego. Odwiedziliśmy po drodze trzy nieczynne już kamieniołomy a nad naszymi myślami unosiła się stara piosenka Małgorzaty Ostrowskiej, zaśpiewana jeszcze przed Lombardem, która idealnie wpasowała się w otaczające widoki: https://www.youtube.com/watch?v=ncnHQKFPhtY 
 
Po przejściu szosą od przystanku 19-tki skręcamy na zachód i po kilkuset metrów wbijamy się ścieżką w las, ku opuszczonemu kamieniołomowi "Nowiny"
 
        Nawłoć kanadyjska – pięknie kwitnąca na żółto sierpniową porą, jest symbolem końca lata. Lecz ta niewątpliwie urokliwa roślina to również przekleństwo naszych łąk. Opanowując coraz to większe przestrzenie dominuje na nich, przez co giną nasze rodzime rośliny a niektóre ptaki tracą powierzchnie do gniazdowania. Po przekwitnieniu usycha i zmienia swój kolor na brązowy, przez co szpeci tylko widoki.
 
         Po krótkiej wędrówce przez sosnowy lasek, docieramy do krawędzi nieczynnego wyrobiska. Kamieniołom Zgórsko to dawna kopalnia wapienia dewońskiego, będąca własnością braci Goldferbów, pochodzenia żydowskiego. Powstała jeszcze 1928 roku, początkowo wydobywano w niej ręcznie kamień na lokalne potrzeby a po II wojnie światowej uruchomiono wydobycie dla przemysłu wapienniczego i cementowego pod kombinat - Zakładów Cementowo-Wapienniczych w Nowinach.
 
Trochę nas zdziwiło chlupotanie w wodzie, patrzymy a tam pierwszy tego przedzimia mors zażywał chłodnej kąpieli.

Chwila na ogrzanie się w ciepłych promieniach słonka.
 
        W kamieniołomie prowadzono eksploatację do roku 1988, lecz ze względu na nieopłacalne koszty wydobycia, dwa lata później kopalnia została zamknięta. Malownicze brzegi wyrobiska są dość strome i trudno dostępne. Od strony wschodniej znajduje się dojazd w dół zakończony cyplem o długości ok. 40 metrów. Do niedawna kamieniołom zalany był błękitną, przejrzystą wodą. Towarzystwo Wędkarskie "Nowiny" prowadziło tu zarybianie a na dostępnych dla ludzi brzegach, można było spotkać wędkarzy. Dziś miejsce to świeci pustkami, wody opadły a skaliste obrzeża porastają drzewa i krzewy. Po ostatnim mokrym roku trochę wody się pojawiło ale to już nigdy nie będzie to samo :(
 
Oj chyba szykuje się sroga zima, bo polne koniki zbierają porzucone kupy do swych spiżarni :) 
 
        Opuszczamy dawną kopalnię wapienia „Nowiny” i po przejściu pod gęsto zarośniętą górą Berberysówką (279 m n.p.m.), docieramy do czynnego do niedawna kamieniołomu Bolechowice. Znajdująca się nad wyrobiskiem góra nosi również nazwę Panek lub Dobrzeszna. To jedna z gór kruszcowych w Paśmie Bolechowickim, na której od drugiej połowy XIV wieku wydobywano rudę ołowiu, którą następnie przerabiano w hucie w Woli Murowanej. W znajdującym się na południowym skłonie wzgórza kamieniołomie Bolechowice, od XVI wieku wydobywany jest tzw. marmur chęciński, z bloków którego po wypolerowaniu powstawały piękne kamienne okładziny. Wykonano z nich m.in. główny ołtarz w kościele na Karczówce i główny portal wejściowy do kieleckiej Katedry.
 
Na wygryzionych przez larwy liściach zatrzymał się na chwilę kowal bezskrzydły. Żywi się on opadłymi nasionami i owocami ale również sokami martwych owadów, gąsienic bądź ślimaków, więc powstałe dziury w liściach nie są jego sprawką.
 
      Po przejściu przez północną część wsi Bolechowice, przekraczamy drogę 762 (dawną siódemkę) i zagłębiamy się za przystankiem w las. Po krótkiej wędrówce docieramy do trzeciego dziś na szlaku, nieczynnego kamieniołomu „Zygmuntówka”. Sam opis kamieniołomu pojawiał się już w moich postach, wspomnę jedynie iż jego nazwa pochodzi od wydobytego w nim bloku skalnego, budulca pierwszej kolumny upamiętniającej Zygmunta III Wazą. Stawiając ją na placu zamkowym w roku 1644 - Władysława IV Waza oddał w ten sposób hołd swemu ojcu. W 1863 roku po przeprowadzonych oględzinach, zwietrzały trzon ze zlepieńca zygmuntowskiego zastąpiono trzonem granitowym. Niestety w wyniku walk podczas Powstania Warszawskiego, druga z kolumn została zniszczona przez pocisk czołgowy i dopiero w 1948 roku odtworzona, jako już trzecia z kolumn.
 
Obie poprzednie kolumny są dziś wyeksponowane wzdłuż ściany Zamku Królewskiego od strony trasy W-Z. Na zdjęciu nasza „rodzima” kolumna z widoczną fakturą zlepieńców zygmuntowskich spod Czerwonej Góry (foto z bloga: warszawamoimoczkiem.blogspot.com)
 
       Przyglądając się ścianom wyrobiska, dostrzec możemy ślady po dawnych odwiertach. Profile zlepieńców liczące ok 30 m, zbudowane są z otoczaków i okruchów wapieni zlepionych ilasto-wapnistym spoiwem, którego barwa pochodzi od domieszki tlenków i wodorotlenków żelaza. Warstwy tych skał poprzecinane są często jasnymi żyłami kalcytowymi z rozproszonymi kryształkami galeny (rudy ołowiu) i barytu. Na powierzchniach zlepieńców obecne są gęste, pionowe ślady po licznych otworach wierconych w celu oderwania poszczególnych bloków od calizny skalnej. Po odspojeniu za pomocą stalowych klinów, sześcienne bryły skalne były transportowane konnymi wozami do dalszej obróbki.
 
Przyglądając się uważnie formą skalnym, dostrzec możemy liczne wapienne nacieki i połyskujące warstwy kalcytu pochodzenia hydrotermalnego. 
 
Na moment przysiadła ważka aby się zagrzać w promieniach prawie listopadowego słońca.
 
W kamieniołomie zrobiliśmy tradycyjny popas, tym razem zwyczajna z kija ale za to z surówką "jak od chińczyka" ;)

       Wchodząc na szczyt Czerwonej Góry (zwanej również Jerzmańcem), zatrzymujemy się na chwilę na najwyższej z półek skalnych dawnej kopalni, aby popodziwiać jesienne widoki. Jak niejednokrotnie wspominam, nasze piękne Góry Świętokrzyskie coraz bardziej zarastane są przez lasy, bądź niekontrolowaną roślinność. Tracimy przez to bezpowrotnie jeden z atutów naszego regionu, wspaniałe górskie krajobrazy. Z tego miejsca widać jeden z ostatnich widoków na ruiny zamku w Chęcinach. Postępujący wzrost lasu wkrótce całkowicie zasłoni ten widok. 
 
      Po wejściu na szczyt Czerwonej Góry, jak zawsze odwiedzam jedną z dwóch jaskiń – „Jaskinię na Czerwonej Górze”. Jaskinię tą najprawdopodobniej odkryli górnicy, wydobywający w XIV-XVIII wieku w tym rejonie rudę ołowiu. Długość jej wynosi 35 metrów, a deniwelacja 5,5 metra. Jaskinia powstała w wyniku działań krasowo-tektonicznych w zlepieńcach węglanowych górnego permu. Jej główną część stanowi studnia zaczynająca się górnym otworem, przechodząca następnie w obszerny korytarz i dalej prowadząca do kilku krótkich korytarzyków.
 
Schodzimy teraz w kierunku północnym w dół, odwracając się na chwilę aby podziwiać urwisko skalne pod samym szczytem, o długość ponad 50 metrów i wysokość około 6 metrów. 
 
 
   Po dotarciu do czerwonego szlaku udajemy się w stronę Pasma Zgórskiego. Idąc przez zasypane opadłymi liśćmi ścieżki, watro również zwrócić uwagę na różnorodność występujących głazów i kamieni. Czasem napotkać możemy na obłe okruchy skalne zbudowane ze sprasowanych i skamieniałych iłów lub glin, całe spękane w wyniku działań natury pokryte są ciekawymi wzorami. 
 
Pośród mnogości opadłych liści, w końcu nazwa miesiąca „listopad” do czegoś zobowiązuje, odznaczają się jaskrawą żółcią liście klonu, pięknie odwzorowując się pośród innych liści.
 
Mijając niewielką górę Malik ze znajdującą się w jej wnętrzu słynną „Jaskinią Raj”, przechodzimy na szlak niebieski, zostawiając za sobą urokliwy widok na mieniącą się kolorami jesieni Miejską Górę. 
 
Ileż to radości może sprawić sterta suchych, kolorowych liści :)
 
       Po dotarciu do szosy na Szewce zatrzymujemy się na chwilę pod pomnikiem „Bitwy pod Szewcami”. W miejscu tym 18 września 1944 roku, oddziały 2 Dywizji Piechoty Legionów Armii Krajowej stoczyły regularną bitwę z żołnierzami niemieckiego okupanta. Aby upamiętnić to zdarzenie, postawiono w tym miejscu pomnik z czerwonego piaskowca, otoczony starymi dębami. 
 
Ponieważ „złota polska jesień” jest moją ulubioną porą na wędrówki, jak mógłbym nie przemierzyć zatopionego w jesiennych barwach jakże pięknego o tej porze Pasma Zgórskiego? 
 
        Jak wspomniałem uwielbiam chodzić poza utartymi szlakami i poznawać nowe nieznane mi zakątki, zboczymy nieco z trasy aby dojść do jednego z malowniczych zgórskich wąwozów. Na obsypanej jesiennym listowiem ścieżce dostrzegłem w oddali postać „czerwonego kapturka”, który spacerował po lesie - ale bez koszyczka 😉
 
      Przed wejściem do jednego z wąwozów mijamy kolejne miejsce przypominające o minionych, okrutnych czasach. Tym razem oprawcami byli sami polacy (celowo przez małe „p”) - funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, którzy w latach 1948-49 bestialsko mordując żołnierzy podziemia niepodległościowego, zakopywali ich tu w tzw. „dołach śmierci”. Ofiarami byli skazańcy z kieleckiego więzienia: żołnierze Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych, WiN oraz członkowie AK.
 
Czas zagłębić się we wspomniane wąwozy i nacieszyć wzrok wspaniałymi, jesiennymi widokami. 
 
 

Po przejściu do końca jednego z wąwozów docieramy do niebieskiego szlaku, który biegnie przez grań Pasma Zgórskiego. Kolorystyka otoczenia od żółci po brązy sprawia, że jesteśmy jakby w innym świecie.
 
Jak już pisałem, warto nieraz zejść ze szlaku i powędrować poza nim, tak też i tu zrobiłem schodząc w dół krętą i stromą ścieżką. Pasmo Zgórskie porośnięte jest w przewadze bukami, więc to one jesienią nadają tego pięknego kolorytu. 
 
 
Spływające po zboczach liczne strumienie, wypłukując warstwę ziemi tworzą niewielkie żleby i wąwozy. 
 
Stare i spróchniałe pnie powalonych drzew, opanowują różnego rodzaju grzyby i porosty, dokańczając ich żywot. 
 
Powoli zbliżamy się do końca lasu, zbocza pasma stają się coraz łagodniejsze a koryta strumieni wypłukane przez spływające wody coraz głębsze. Na kieleckiej dzielnicy Słowik kończymy już naszą jesienną wędrówkę.
 

 28.10.2023r.   Wola Wąkopna - Rembów - Dębno

        Trzecia dekada października a letnia aura nadal nas nie opuszcza. Tego dnia wybraliśmy się większą ekipą na kilka samochód, aby nazbierać grzybów w ociesęckich lasach. Ale jak ktoś ma duszę wędrowca, to takie kluczenie po lesie na małej przestrzeni nie sprawia mu tyle frajdy. Postanowiłem więc z niewielką grupą odłączyć się wcześniej i dojść lasami do miejsca biwaku po grzybobraniu, przy okazji zbierając po drodze grzyby. Ponieważ rok temu przemierzyłem południową stronę okolicznych lasów, to teraz dla równowagi wypadło na północne tereny. Grupę opuszczamy przy drodze na Wolę Wąkopną i zagłębiamy się w sosnowy las. 

           Pomiędzy Rakowem a wsią Rembów na piaskowych wydmach, pozostałościach zapewne po działaniu lodowca, rozciąga się sosnowy las. Las ten, zwany Lasem Rębowskim charakteryzuje się rosnącymi tu dziwnie zdeformowanymi, starymi sosnami. Nie wyrosły one jak zazwyczaj, nie są ani strzeliste ani rozłożyste, lecz jakby je ktoś specjalnie powyginał i okaleczał. Nigdzie nie znajduje wytłumaczenia tego zjawiska, być może na ich wpływ mają złoża rud żelaza lub jakiś inny wpływowy pierwiastek.

      O tej porze roku często natrafić możemy na kwitnące fioletowo-żółtym kwieciem astra gawędkę. Te kwiaty, popularnie zwane „marcinkami” symbolizują kończącą się jesień.

Pokonujemy niewielki strumień Średnica. Z pomocną dłonią zawsze bezpieczniej.

     Po przejściu strumienia kierujemy się na północ, wędrując malowniczym wąwozem wyżłobionym w piaszczystej skarpie.

Po ostatnich opadach deszczu trawa była mokra i powoli co niektórym zaczęły przemakać buty.
 
        W bezleśnych przerwach, pośród niewielkich poletek i łąk zobaczyć możemy pozostałości osad ludzkich, często opuszczonych lub zamieszkałych okresowo.

       Mijamy całe pasy wyciętych niegdyś lasów, porośniętych młodnikiem, który wkrótce uzupełni brakującą tkankę lasu. Słońce powoli zaczyna przebijać się przez niewielką warstwę chmur i robi się coraz cieplej.

      Na ściętych i pozostawionych widać na marnotrawstwo pniach drzew, zadomowiły się różnego rodzaju grzyby hubo-podobne, jak ta (prawdopodobnie) rozszczepka pospolita.

        Październik na naszej szerokości geograficznej to moim zdaniem najpiękniejszy miesiąc w roku. Drzewa liściaste przybierają wtedy malownicze barwy i w iście baśniowym stylu wypełniają krajobraz naszych gór świętokrzyskich, otaczając je wieloma odcieniami żółci i czerwieni.

       Nasza wędrówko dociera do głównej atrakcji planowanej dzisiejszej trasy. Przed nami widać pokryte kolorowymi drzewami wzgórze, na którym znajdują się pozostałości zamku.
 
      Po pokonaniu szpetną kładką strumienia, kierujemy się ścieżką przez łąkę w kierunku zamkowego wzgórza.

       Do ruin zamku wspinamy się stromym zboczem, po ziemnych stopniach wykopanych w zboczu góry.
 
Stoimy właśnie przed dawna fosą oddzielającą niewielki zamek od pobliskiego wzniesienia.

      Zamek Szumsko w Rembowie opisywałem już kiedyś w mojej wcześniejszej wędrówce. Wspomnę jedynie, iż powstał w XIV wieku jako jedna z siedzib rodu Odrowążów na planie nieregularnego owalu, oddzielony od postronnych fosą i naturalnym strumieniem. Posiadał on mury obronne i kwadratową wieżę mieszkalno- obronną. Jako element obrony aktywnej powstała tzw. kurza stopka - wysunięty poza obrys muru wykusz, podparty na dwóch przyporach mieszczący niewielkie pomieszczenie dla wojska. Po roku 1357 zamek przeszedł na własność rodu Kurozwęckich, zaś przed rokiem 1435 opuszczony i niezamieszkały, popadł w ruinę.

        Po opuszczeniu pozostałości dawnego zamku wędrujemy przez zabudowania wsi Rembów, mijając po drodze ranczo "Bzyk". Znajdujący się przy nim krzyż, upamiętniający zapewne jakąś lokalną tragedię, raczej nie za bardzo zachęca aby tu zagościć.

Opuszczamy zabudowania wsi i udajemy się na zachód, aby znów zagłębić się w Rębowskie Lasy.
 
        Na płynącym przez dzikie, leśne ostępy strumieniu wybudowały sobie tamę bobry, które w swym pożytecznym działaniem w sposób naturalny magazynują wodę i regulują wilgotność lasu.  

      I znów nasze ścieżki wiją się pośród dziwnie pokrzywionych i skarłowaciałych sosen, porastających pofalowane i przeorane bruzdami piaszczyste tereny.  

        Chodząc po lasach o każdej porze roku warto zwracać uwagę na znajdujące się pod naszymi nogami runo leśne. Pośród wielu przedstawicieli roślin i grzybów, dostrzegłem odznaczającego się zieloną barwą widłaka jałowcowatego. Widłak ten, zwany również gajowym jest wieloletnią rośliną występującą na terenach całej Polski. Rośnie przede wszystkim na wilgotnych miejscach porośniętych mchami, tworząc niekiedy całe łany na obrzeżach torfowisk, zwłaszcza w sąsiedztwie bagna zwyczajnego. Widoczne na zdjęciu zarodniki na końcach pędów - zwane kłosami zarodnionośnymi, dojrzewają od lipca do września i zawierają łatwopalne olejki eteryczne. 

      Jednym z przedstawicieli napotkanych po drodze grzybów jest tęgoskór cytrynowy. W niektórych krajach Europy używany jest on jako grzyb przyprawowy, gdyż swym smakiem przypomina nieco truflę. Jednak zjedzony w większych ilościach może powodować zatrucia, dlatego należy go stosować z umiarem, kilka plasterków i tylko młode, jeszcze wewnątrz białe osobniki. Twardą, wierzchnią okrywę należy zdjąć nożem i grzyba pokroić na plastry. Doskonale sprawdza się jako przyprawa do mięsa i do wędlin. Można go również ususzyć i wtedy dodany do barszczu podkręca jego smak.

       Pośród zielonych mchów dostrzegłem płucnicę islandzką. Znajduje się ona na Czerwonej Liście roślin i grzybów Polski, jako gatunek wysoce narażony na wymarcie. Rośnie w widnych lasach sosnowych i na otwartych miejscach, na glebach piaszczystych i próchnicznych. Odkryte pod koniec XVII wieku jej właściwości lecznicze, doprowadziły do prawie całkowitego jej wytępienia. W medycynie ludowej płucnica była stosowana jako środek osłaniający przy drażniącym kaszlu oraz w chronicznych biegunkach i nieżytach żołądka. Ponadto używano jej jako lek poprawiający trawienie i pobudzający apetyt. 

       Przyglądając się rosnącym w tym lesie sosnom, rzuca mi się zawsze w oczy kolejna zagadka. Często młode osobniki posiadając jeszcze nierozwinięte szyszki, nagle uschły. Napotkane duże grupy martwych drzew budzą dziwne skojarzenie, jakbyśmy się nagle znaleźli w lesie po nuklearnym skażeniu. 

          Opuszczamy już ten „dziwny las” i udajemy się do Dębna, słynącego ze święta ziemniaka i charakterystycznego, ogromnego jak na tą osadę rynku. Leżące nieco ponad kilometr od Rakowa Dębno, posiadające dawniej prawa miejskie, nie miało szansy się rozwinąć. Pobliski Raków głównie dzięki mieszkającym tam braciom polskim - arianom, był ważnym ośrodkiem naukowym i gospodarczym, a takie małe Dębno słynęło jedynie z produkcji sit i przetaków. Ale fakt, że było to miasto, posiadało istniejący po dziś dzień ziemny rynek, poprzecinany ścieżkami i dróżkami na którym trawę skubią kaczki i gęsi. W południowo-wschodniej części rynku stoi zbudowana w drugiej połowie XVIII wieku murowana kaplica z figurą św. Tekli, patronki Dębna. Na tutejszym rynku co roku, wczesną jesienią odbywa się impreza plenerowa pod hasłem "W dzień świętej Tekli, ziemniaki będziem piekli". Plac zaludnia się wtedy okolicznymi mieszkańcami i turystami, pragnącymi skosztować ziemniaczanych rarytasów.

         Czas opuścić Dębno i udać się pod las gdzie czeka na mnie pozostała część grupy, racząca się już zapewne smakowitościami znad ogniska i wszelkiej maści płynami rozweselającymi.

Po dołączeniu do głównej grupy "grzybiarzy" czas na biesiadę przy kociołkach i ognisku.