czwartek, 30 listopada 2023

 28.10.2023r.   Wola Wąkopna - Rembów - Dębno

        Trzecia dekada października a letnia aura nadal nas nie opuszcza. Tego dnia wybraliśmy się większą ekipą na kilka samochód, aby nazbierać grzybów w ociesęckich lasach. Ale jak ktoś ma duszę wędrowca, to takie kluczenie po lesie na małej przestrzeni nie sprawia mu tyle frajdy. Postanowiłem więc z niewielką grupą odłączyć się wcześniej i dojść lasami do miejsca biwaku po grzybobraniu, przy okazji zbierając po drodze grzyby. Ponieważ rok temu przemierzyłem południową stronę okolicznych lasów, to teraz dla równowagi wypadło na północne tereny. Grupę opuszczamy przy drodze na Wolę Wąkopną i zagłębiamy się w sosnowy las. 

           Pomiędzy Rakowem a wsią Rembów na piaskowych wydmach, pozostałościach zapewne po działaniu lodowca, rozciąga się sosnowy las. Las ten, zwany Lasem Rębowskim charakteryzuje się rosnącymi tu dziwnie zdeformowanymi, starymi sosnami. Nie wyrosły one jak zazwyczaj, nie są ani strzeliste ani rozłożyste, lecz jakby je ktoś specjalnie powyginał i okaleczał. Nigdzie nie znajduje wytłumaczenia tego zjawiska, być może na ich wpływ mają złoża rud żelaza lub jakiś inny wpływowy pierwiastek.

      O tej porze roku często natrafić możemy na kwitnące fioletowo-żółtym kwieciem astra gawędkę. Te kwiaty, popularnie zwane „marcinkami” symbolizują kończącą się jesień.

Pokonujemy niewielki strumień Średnica. Z pomocną dłonią zawsze bezpieczniej.

     Po przejściu strumienia kierujemy się na północ, wędrując malowniczym wąwozem wyżłobionym w piaszczystej skarpie.

Po ostatnich opadach deszczu trawa była mokra i powoli co niektórym zaczęły przemakać buty.
 
        W bezleśnych przerwach, pośród niewielkich poletek i łąk zobaczyć możemy pozostałości osad ludzkich, często opuszczonych lub zamieszkałych okresowo.

       Mijamy całe pasy wyciętych niegdyś lasów, porośniętych młodnikiem, który wkrótce uzupełni brakującą tkankę lasu. Słońce powoli zaczyna przebijać się przez niewielką warstwę chmur i robi się coraz cieplej.

      Na ściętych i pozostawionych widać na marnotrawstwo pniach drzew, zadomowiły się różnego rodzaju grzyby hubo-podobne, jak ta (prawdopodobnie) rozszczepka pospolita.

        Październik na naszej szerokości geograficznej to moim zdaniem najpiękniejszy miesiąc w roku. Drzewa liściaste przybierają wtedy malownicze barwy i w iście baśniowym stylu wypełniają krajobraz naszych gór świętokrzyskich, otaczając je wieloma odcieniami żółci i czerwieni.

       Nasza wędrówko dociera do głównej atrakcji planowanej dzisiejszej trasy. Przed nami widać pokryte kolorowymi drzewami wzgórze, na którym znajdują się pozostałości zamku.
 
      Po pokonaniu szpetną kładką strumienia, kierujemy się ścieżką przez łąkę w kierunku zamkowego wzgórza.

       Do ruin zamku wspinamy się stromym zboczem, po ziemnych stopniach wykopanych w zboczu góry.
 
Stoimy właśnie przed dawna fosą oddzielającą niewielki zamek od pobliskiego wzniesienia.

      Zamek Szumsko w Rembowie opisywałem już kiedyś w mojej wcześniejszej wędrówce. Wspomnę jedynie, iż powstał w XIV wieku jako jedna z siedzib rodu Odrowążów na planie nieregularnego owalu, oddzielony od postronnych fosą i naturalnym strumieniem. Posiadał on mury obronne i kwadratową wieżę mieszkalno- obronną. Jako element obrony aktywnej powstała tzw. kurza stopka - wysunięty poza obrys muru wykusz, podparty na dwóch przyporach mieszczący niewielkie pomieszczenie dla wojska. Po roku 1357 zamek przeszedł na własność rodu Kurozwęckich, zaś przed rokiem 1435 opuszczony i niezamieszkały, popadł w ruinę.

        Po opuszczeniu pozostałości dawnego zamku wędrujemy przez zabudowania wsi Rembów, mijając po drodze ranczo "Bzyk". Znajdujący się przy nim krzyż, upamiętniający zapewne jakąś lokalną tragedię, raczej nie za bardzo zachęca aby tu zagościć.

Opuszczamy zabudowania wsi i udajemy się na zachód, aby znów zagłębić się w Rębowskie Lasy.
 
        Na płynącym przez dzikie, leśne ostępy strumieniu wybudowały sobie tamę bobry, które w swym pożytecznym działaniem w sposób naturalny magazynują wodę i regulują wilgotność lasu.  

      I znów nasze ścieżki wiją się pośród dziwnie pokrzywionych i skarłowaciałych sosen, porastających pofalowane i przeorane bruzdami piaszczyste tereny.  

        Chodząc po lasach o każdej porze roku warto zwracać uwagę na znajdujące się pod naszymi nogami runo leśne. Pośród wielu przedstawicieli roślin i grzybów, dostrzegłem odznaczającego się zieloną barwą widłaka jałowcowatego. Widłak ten, zwany również gajowym jest wieloletnią rośliną występującą na terenach całej Polski. Rośnie przede wszystkim na wilgotnych miejscach porośniętych mchami, tworząc niekiedy całe łany na obrzeżach torfowisk, zwłaszcza w sąsiedztwie bagna zwyczajnego. Widoczne na zdjęciu zarodniki na końcach pędów - zwane kłosami zarodnionośnymi, dojrzewają od lipca do września i zawierają łatwopalne olejki eteryczne. 

      Jednym z przedstawicieli napotkanych po drodze grzybów jest tęgoskór cytrynowy. W niektórych krajach Europy używany jest on jako grzyb przyprawowy, gdyż swym smakiem przypomina nieco truflę. Jednak zjedzony w większych ilościach może powodować zatrucia, dlatego należy go stosować z umiarem, kilka plasterków i tylko młode, jeszcze wewnątrz białe osobniki. Twardą, wierzchnią okrywę należy zdjąć nożem i grzyba pokroić na plastry. Doskonale sprawdza się jako przyprawa do mięsa i do wędlin. Można go również ususzyć i wtedy dodany do barszczu podkręca jego smak.

       Pośród zielonych mchów dostrzegłem płucnicę islandzką. Znajduje się ona na Czerwonej Liście roślin i grzybów Polski, jako gatunek wysoce narażony na wymarcie. Rośnie w widnych lasach sosnowych i na otwartych miejscach, na glebach piaszczystych i próchnicznych. Odkryte pod koniec XVII wieku jej właściwości lecznicze, doprowadziły do prawie całkowitego jej wytępienia. W medycynie ludowej płucnica była stosowana jako środek osłaniający przy drażniącym kaszlu oraz w chronicznych biegunkach i nieżytach żołądka. Ponadto używano jej jako lek poprawiający trawienie i pobudzający apetyt. 

       Przyglądając się rosnącym w tym lesie sosnom, rzuca mi się zawsze w oczy kolejna zagadka. Często młode osobniki posiadając jeszcze nierozwinięte szyszki, nagle uschły. Napotkane duże grupy martwych drzew budzą dziwne skojarzenie, jakbyśmy się nagle znaleźli w lesie po nuklearnym skażeniu. 

          Opuszczamy już ten „dziwny las” i udajemy się do Dębna, słynącego ze święta ziemniaka i charakterystycznego, ogromnego jak na tą osadę rynku. Leżące nieco ponad kilometr od Rakowa Dębno, posiadające dawniej prawa miejskie, nie miało szansy się rozwinąć. Pobliski Raków głównie dzięki mieszkającym tam braciom polskim - arianom, był ważnym ośrodkiem naukowym i gospodarczym, a takie małe Dębno słynęło jedynie z produkcji sit i przetaków. Ale fakt, że było to miasto, posiadało istniejący po dziś dzień ziemny rynek, poprzecinany ścieżkami i dróżkami na którym trawę skubią kaczki i gęsi. W południowo-wschodniej części rynku stoi zbudowana w drugiej połowie XVIII wieku murowana kaplica z figurą św. Tekli, patronki Dębna. Na tutejszym rynku co roku, wczesną jesienią odbywa się impreza plenerowa pod hasłem "W dzień świętej Tekli, ziemniaki będziem piekli". Plac zaludnia się wtedy okolicznymi mieszkańcami i turystami, pragnącymi skosztować ziemniaczanych rarytasów.

         Czas opuścić Dębno i udać się pod las gdzie czeka na mnie pozostała część grupy, racząca się już zapewne smakowitościami znad ogniska i wszelkiej maści płynami rozweselającymi.

Po dołączeniu do głównej grupy "grzybiarzy" czas na biesiadę przy kociołkach i ognisku.
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz