wtorek, 1 listopada 2022

 15.10.2022r.   Bocheniec - Jacłów - Bizoręda - Mzurowa - Miąsowa

 

           Po chłodnym i deszczowym wrześniu, październik stara się nam wynagrodzić te stracone, jesienne dni racząc nas ciepłymi i słonecznymi chwilami. Nasycone barwami jesieni drzewa urzekają na każdym kroku nasze oczy i zachęcają do wyjścia w teren. Kolejna moja wędrówka zaczyna się w Bocheńcu, od trochę zapomnianego ośrodka „Ptaszyniec” a kończy na stacji kolejowej w Miąsowej.
 
        Spod ośrodka wypoczynkowego „Ptaszyniec”, którego lata świetności na pewno już dawno minęły, udajemy się ku rzece Łośnej. Mijając od wschodu ogrodzenie kompleksu wypoczynkowego, zobaczyć możemy dawny basen w kształcie rogala z zaniedbanymi wokół ławkami i zarośniętymi klombami. Zapewne w czasach prosperity, było to urocze i tętniące życiem miejsce, pełny turystów pragnących wypoczynku w zaciszu lasu. Ścieżką wzdłuż ogrodzenia docieramy do niewielkiego spiętrzenia wodnego z betonowym mostem, przez który pokonujemy nurt rzeki. Rzeka Łośna, zwana również Łososiną bądź Wierną Rzeką, swój początek ma w rejonie miejscowości Straszów koło Grzymałkowa. Rzeka pod nazwą Łośna upamiętniona została przez Stefana Żeromskiego w powieści „Wierna rzeka” z 1912 roku. Nad jej wodami miała miejsce opisana w książce bitwa pod Małogoszczem, a sama rzeka ratuje i obmywa rany powstańca, głównego bohatera powieści walczącego z Moskalami. Łośna została „wierną”, ponieważ staje się symbolem pomocy w najbardziej dramatycznych dla bohaterów momentach i potrafi zachować ich najgłębsze tajemnice.
 
Zagłębiając się na chwilę do pobliskiego lasu możemy odnaleźć mogiłę powstańca - Floriana Pawłowskiego, który w 1914 roku poległ w tym miejscu z rąk rosyjskich żołnierzy.
 
 Po opuszczeniu lasu kierujemy się na wschód w stronę górującego nad łąkami wzgórza Wilkomija.
 
       Wędrując przez rozległe łąki, poprzecinane pastwiskami i starorzeczami Łośnej, podrywamy do ucieczki odpoczywające na łące sarny. Biegnące w podskokach zwierzęta migotały przez wysokie kępy traw swymi białym „tyłkami”. Sarny posiadają charakterystyczną białą lub żółtą plamę na pośladkach, tak zwane lusterka. Lustro to służy im do komunikowania się z innymi osobnikami, gdy pasąca się sarna jest spokojna jest ono niewielkie, ale kiedy się przestraszy zjeża sierść lustra, przez co powiększa się ono niemal dwukrotnie i pokrywa prawie całe pośladki. Dzięki temu jest dobrze widoczna nawet w ciemnym lesie. Z lustra mamy-sarny korzysta też podążające za nią koźlę, które wyznacza mu drogę.
 
Powoli docieramy do mocno zarośniętego brzegu Łośnej, wzdłuż której kierujemy się do jednego z celów naszej wędrówki.
 
       Miejscem tym, jest tak zwana „stykanka”, poetycko nazwana „końcem wierności”, gdzie swój bieg kończy Wierna Rzeka i wpadając do wód Białej Nidy przejmuje jej nazwę. Trójkątny cypel na zejściu się rzek był moim ostatnim z miejscówek, której do tej pory nie zaliczyłem a byłem już w tym miejscu po obu stronach Białej Nidy.
 
        Jednym z mieszkańców podmokłych łąk jest Krzyżak łąkowy. Pająki te plotą duże okrągłe sieci łowne na wysokości poniżej 1 metra, łowiąc owady będące ich głównym pożywieniem. Samice tych pająków są bardziej masywne, posiadają pękaty odwłok, który może być zmiennie ubarwiony, od białego poprzez żółty do bordowego i fioletowo-brązowego. Charakterystyczne u tych osobników są cztery jasne plamy na odwłoku, układające się w trapez. Na początku jesieni samiec zbliża się do samicy i kiedy nie zostanie przez nią pogoniony, dosłownie w ułamkach sekund zapładnia ją i czym prędzej ucieka, byle tylko go nie pożarła. Po zapłodnieniu samica tworzy kokony, w których jej potomstwo zimuje. Wiosną następnego roku pojawią się młode pajączki, które zaczynają samodzielne życie.
 
Oprócz wspomnianego krzyżaka można też pośród wysokich traw, natrafić na dwóch brodatych wędrowców ;)

       Opuszczamy „stykankę” i kontynuujemy naszą wędrówkę na południe, idąc lewym brzegiem Białej Nidy. Na niewielkim piaszczystym wzniesieniu, pośród kępy wysokich sosen znajduje się niewielki cmentarz wojenny z mogiłami żołnierzy z I Wojny Światowej. To pamiątka po znajdującym się tu na linii Białej Nidy i Wiernej Rzeki froncie, gdzie od jesieni 1914 roku do maja 1915 trwały walki pozycyjne między wojskami rosyjskimi i austo-węgierskimi.

 
Czas ruszać dalej na południe w stronę Jacłowa, wzdłuż urokliwie meandrującej Białej Nidy. 
 

Okres jesieni to czas w którym drzewa i krzewy przybierają różnorakie barwy, od żółci do brązów, ale niektóre z nich pokrywają się karminowym kolorem liści – wygląda to zjawiskowo.
 
A my wędrujemy dalej przez sosnowy las, w stronę szosy na Bizorędę.
 
         Wchodząc w las porastający wysoki, zachodni brzeg Nidy napotkać można leśne kwiaty, jak choćby ten - Bodziszek leśny. Kwitnie on od czerwca do sierpnia, ale ze względu na ostatnie anomalia pogodowe, zakwitł „długo po terminie” 😀 Jego siedliskiem są lasy liściaste, zarośla i łąki.
Na moście we wsi Jacłów podziwiamy płynącą leniwie Białą Nidę, wijącą się pośród rzecznych zarośli.
 
Spojrzenie na Białą Nidę płynącą w stronę Wilkomiji.

Tuż przed samą Bizorędą mijamy dwie stare, drewniane kapliczki przydrożne.
 
Przy wjeździe do wioski znów skręcamy ku brzegom Białej Nidy, mijając dostojnego, pomnikowego dęba rosnącego na rozstaju dróg.

Czas na krótki popas nad brzegiem Nidy w cichej scenerii rzeki. Płynąc przez rozległe łąki, rzeka ta często zmieniała swoje koryto, pozostawiając po tych okresach starorzecza i zastoiska wodne.


Opuszczamy stromą, piaszczysta skarpę nad martwym korytem rzeki i udajemy się zasypaną jesiennym listowiem drogą do drewnianego młyna.

       Młyn „Wyspa” na Białej Nidzie opisywany był już w XV wieku, przez znanego polskiego kronikarza - Jana Długosza. W miejscu tym istniał folusz, który był własnością cystersów. W niewielkim drewnianym budynku wybudowanym nad nurtem rzeki, znajdowały się drewniane młoty poruszane kołem wodnym, które uderzały w wielokrotnie poskładane sukno aby je zmiękczyć. Tkaniny wykonywane były dawniej z grubej, zgrzebnej przędzy wełnianej, więc aby nadawały się do wygodnego użytkowania, poddawano je folowaniu, w takich właśnie foluszach. Obecny młyn został wybudowany w połowie XVI wieku przez rodziną Biegajów, który następnie w 1927 roku zakupił Piotr Kędracki a jego wnuk przekształcił go w małą elektrownie wodną. Młyn działał do 2004 roku.

        Nad brzegiem rzeki zakwitły na żółto jesienne kwiaty. Najprawdopodobniej to słonecznik bulwiasty, zwany też topinamburem. Roślina ta swą nazwę uzyskała całkiem przypadkowo. W 1613 roku kilku Indian z brazylijskiego plemienia Topinambá zostało przywiezionych do Paryża, gdzie przed królewską rodziną Ludwika XIII mieli wykonywać tańce plemienne. I z tym wydarzeniem skojarzono nazwę tego plemienia z egzotyczną rośliną, zyskującą popularność w dworskich ogrodach.

        Październik to również czas, kiedy urokliwie owocujące na pomarańczowo-czerwony kolor krzewy trzmieliny pospolitej, wypuszczają z owoców swe czarne nasiona. Ten popularny w wersji ogrodowej krzew, wspaniale upiększa otoczenie domu i swymi owocami przyciąga wzrok. Ale należy uważać z nim przy małych dzieciach. Wszystkie części rośliny, ale przede wszystkim owoce zawierają glikozydy a nadmierne jej spożycie, powoduje osłabienie, zaburzenia w pracy serca, wymioty, biegunkę, paraliż a nawet śmierć. Przyjmuje się, że śmiertelną dawką dla dorosłego człowieka jest zjedzenie ok. 35 owoców.

       Na leśnej drodze napotykamy na popularnego w naszym kraju przedstawiciela płazów – „pana ropucha”. Ciało tego płaza jest krępe i masywne a pysk szeroki. Skóra grzbietu pokryta jest licznymi brodawkami a zabarwienie grzbietu brązowe w różnych odcieniach szarości. Ropuchy zimują w różnego rodzaju dziurach w ziemi, czasem gromadnie w piwnicach z innymi płazami. Ale spokojnie, nie wyjadają konfitur ani nie spijają kompotów 😉

Powoli zbliżamy się do celu naszej wędrówki, do wsi Miąsowa – słońce za lekkimi chmurami coraz niżej opada ku horyzontowi.
 
         Docieramy w końcu do stacji kolejowej Miąsowa. Wieś została założona w XIV wieku przez Jaksę Gryfitę, właściciela sąsiedniego Mnichowa. To w tej lokalizacji, za XIX wieczną karczmą w roku 1915 stacjonował austriacki moździerz oblężniczy zwany „Chudą Emmą”, z którego ostrzeliwano rosyjskie stanowiska artyleryjskie m.in. we wsiach Korzecko, Tokarnia i Mosty. W wyniku kontrataku Rosjan, Miąsowa została całkowicie zniszczona, a powracający po zakończeniu walk mieszkańcy wsi, zastali tylko zgliszcza i ruiny. Stąd już wracamy z naszej wirtualnej wędrówki do Kielc.

1 komentarz:

  1. a jajajajaj ale trasa!!! no mega!
    Swoją drogę ten Florian to powstaniec czy legionista, czy się do legionistów przyłączył?

    OdpowiedzUsuń