15.10.2022r. Bocheniec - Jacłów - Bizoręda - Mzurowa - Miąsowa
Po
chłodnym i deszczowym wrześniu, październik stara się nam wynagrodzić
te stracone, jesienne dni racząc nas ciepłymi i słonecznymi chwilami.
Nasycone barwami jesieni drzewa urzekają na każdym kroku nasze oczy i
zachęcają do wyjścia w teren. Kolejna moja wędrówka zaczyna się w
Bocheńcu, od trochę zapomnianego ośrodka „Ptaszyniec” a kończy na stacji
kolejowej w Miąsowej.
Spod
ośrodka wypoczynkowego „Ptaszyniec”, którego lata świetności na pewno
już dawno minęły, udajemy się ku rzece Łośnej. Mijając od wschodu
ogrodzenie kompleksu wypoczynkowego, zobaczyć możemy dawny basen w
kształcie rogala z zaniedbanymi wokół ławkami i zarośniętymi klombami.
Zapewne w czasach prosperity, było to urocze i tętniące życiem miejsce,
pełny turystów pragnących wypoczynku w zaciszu lasu. Ścieżką wzdłuż
ogrodzenia docieramy do niewielkiego spiętrzenia wodnego z betonowym
mostem, przez który pokonujemy nurt rzeki. Rzeka Łośna, zwana również
Łososiną bądź Wierną Rzeką, swój początek ma w rejonie miejscowości
Straszów koło Grzymałkowa. Rzeka pod nazwą Łośna upamiętniona została
przez Stefana Żeromskiego w powieści „Wierna rzeka” z 1912 roku. Nad jej
wodami miała miejsce opisana w książce bitwa pod Małogoszczem, a sama
rzeka ratuje i obmywa rany powstańca, głównego bohatera powieści
walczącego z Moskalami. Łośna została „wierną”, ponieważ staje się
symbolem pomocy w najbardziej dramatycznych dla bohaterów momentach i
potrafi zachować ich najgłębsze tajemnice.
Zagłębiając
się na chwilę do pobliskiego lasu możemy odnaleźć mogiłę powstańca -
Floriana Pawłowskiego, który w 1914 roku poległ w tym miejscu z rąk
rosyjskich żołnierzy.
Po opuszczeniu lasu kierujemy się na wschód w stronę górującego nad łąkami wzgórza Wilkomija.
Wędrując
przez rozległe łąki, poprzecinane pastwiskami i starorzeczami Łośnej,
podrywamy do ucieczki odpoczywające na łące sarny. Biegnące w podskokach
zwierzęta migotały przez wysokie kępy traw swymi białym „tyłkami”.
Sarny posiadają charakterystyczną białą lub żółtą plamę na pośladkach,
tak zwane lusterka. Lustro to służy im do komunikowania się z innymi
osobnikami, gdy pasąca się sarna jest spokojna jest ono niewielkie, ale
kiedy się przestraszy zjeża sierść lustra, przez co powiększa się ono
niemal dwukrotnie i pokrywa prawie całe pośladki. Dzięki temu jest
dobrze widoczna nawet w ciemnym lesie. Z lustra mamy-sarny korzysta też
podążające za nią koźlę, które wyznacza mu drogę.
Powoli docieramy do mocno zarośniętego brzegu Łośnej, wzdłuż której kierujemy się do jednego z celów naszej wędrówki.
Miejscem
tym, jest tak zwana „stykanka”, poetycko nazwana „końcem wierności”,
gdzie swój bieg kończy Wierna Rzeka i wpadając do wód Białej Nidy
przejmuje jej nazwę. Trójkątny cypel na zejściu się rzek był moim
ostatnim z miejscówek, której do tej pory nie zaliczyłem a byłem już w
tym miejscu po obu stronach Białej Nidy.
Jednym
z mieszkańców podmokłych łąk jest Krzyżak łąkowy. Pająki te plotą duże
okrągłe sieci łowne na wysokości poniżej 1 metra, łowiąc owady będące
ich głównym pożywieniem. Samice tych pająków są bardziej masywne,
posiadają pękaty odwłok, który może być zmiennie ubarwiony, od białego
poprzez żółty do bordowego i fioletowo-brązowego. Charakterystyczne u
tych osobników są cztery jasne plamy na odwłoku, układające się w
trapez. Na początku jesieni samiec zbliża się do samicy i kiedy nie
zostanie przez nią pogoniony, dosłownie w ułamkach sekund zapładnia ją i
czym prędzej ucieka, byle tylko go nie pożarła. Po zapłodnieniu samica
tworzy kokony, w których jej potomstwo zimuje. Wiosną następnego roku
pojawią się młode pajączki, które zaczynają samodzielne życie.
Oprócz wspomnianego krzyżaka można też pośród wysokich traw, natrafić na dwóch brodatych wędrowców ;)
Opuszczamy
„stykankę” i kontynuujemy naszą wędrówkę na południe, idąc lewym
brzegiem Białej Nidy. Na niewielkim piaszczystym wzniesieniu, pośród
kępy wysokich sosen znajduje się niewielki cmentarz wojenny z mogiłami
żołnierzy z I Wojny Światowej. To pamiątka po znajdującym się tu na
linii Białej Nidy i Wiernej Rzeki froncie, gdzie od jesieni 1914 roku do
maja 1915 trwały walki pozycyjne między wojskami rosyjskimi i
austo-węgierskimi.
Okres
jesieni to czas w którym drzewa i krzewy przybierają różnorakie barwy,
od żółci do brązów, ale niektóre z nich pokrywają się karminowym kolorem
liści – wygląda to zjawiskowo.
Wchodząc
w las porastający wysoki, zachodni brzeg Nidy napotkać można leśne
kwiaty, jak choćby ten - Bodziszek leśny. Kwitnie on od czerwca do
sierpnia, ale ze względu na ostatnie anomalia pogodowe, zakwitł „długo
po terminie” 😀 Jego siedliskiem są lasy liściaste, zarośla i łąki.
Przy wjeździe do wioski znów skręcamy ku brzegom Białej Nidy, mijając dostojnego, pomnikowego dęba rosnącego na rozstaju dróg.
Czas
na krótki popas nad brzegiem Nidy w cichej scenerii rzeki. Płynąc przez
rozległe łąki, rzeka ta często zmieniała swoje koryto, pozostawiając po
tych okresach starorzecza i zastoiska wodne.
Opuszczamy stromą, piaszczysta skarpę nad martwym korytem rzeki i udajemy się zasypaną jesiennym listowiem drogą do drewnianego młyna.
Młyn
„Wyspa” na Białej Nidzie opisywany był już w XV wieku, przez znanego
polskiego kronikarza - Jana Długosza. W miejscu tym istniał folusz,
który był własnością cystersów. W niewielkim drewnianym budynku
wybudowanym nad nurtem rzeki, znajdowały się drewniane młoty poruszane
kołem wodnym, które uderzały w wielokrotnie poskładane sukno aby je
zmiękczyć. Tkaniny wykonywane były dawniej z grubej, zgrzebnej przędzy
wełnianej, więc aby nadawały się do wygodnego użytkowania, poddawano je
folowaniu, w takich właśnie foluszach. Obecny młyn został wybudowany w
połowie XVI wieku przez rodziną Biegajów, który następnie w 1927 roku
zakupił Piotr Kędracki a jego wnuk przekształcił go w małą elektrownie
wodną. Młyn działał do 2004 roku.
Nad
brzegiem rzeki zakwitły na żółto jesienne kwiaty. Najprawdopodobniej to
słonecznik bulwiasty, zwany też topinamburem. Roślina ta swą nazwę
uzyskała całkiem przypadkowo. W 1613 roku kilku Indian z brazylijskiego
plemienia Topinambá zostało przywiezionych do Paryża, gdzie przed
królewską rodziną Ludwika XIII mieli wykonywać tańce plemienne. I z tym
wydarzeniem skojarzono nazwę tego plemienia z egzotyczną rośliną,
zyskującą popularność w dworskich ogrodach.
Październik
to również czas, kiedy urokliwie owocujące na pomarańczowo-czerwony
kolor krzewy trzmieliny pospolitej, wypuszczają z owoców swe czarne
nasiona. Ten popularny w wersji ogrodowej krzew, wspaniale upiększa
otoczenie domu i swymi owocami przyciąga wzrok. Ale należy uważać z nim
przy małych dzieciach. Wszystkie części rośliny, ale przede wszystkim
owoce zawierają glikozydy a nadmierne jej spożycie, powoduje osłabienie,
zaburzenia w pracy serca, wymioty, biegunkę, paraliż a nawet śmierć.
Przyjmuje się, że śmiertelną dawką dla dorosłego człowieka jest
zjedzenie ok. 35 owoców.
Na
leśnej drodze napotykamy na popularnego w naszym kraju przedstawiciela
płazów – „pana ropucha”. Ciało tego płaza jest krępe i masywne a pysk
szeroki. Skóra grzbietu pokryta jest licznymi brodawkami a zabarwienie
grzbietu brązowe w różnych odcieniach szarości. Ropuchy zimują w różnego
rodzaju dziurach w ziemi, czasem gromadnie w piwnicach z innymi
płazami. Ale spokojnie, nie wyjadają konfitur ani nie spijają kompotów 

Powoli zbliżamy się do celu naszej wędrówki, do wsi Miąsowa – słońce za lekkimi chmurami coraz niżej opada ku horyzontowi.
Docieramy
w końcu do stacji kolejowej Miąsowa. Wieś została założona w XIV wieku
przez Jaksę Gryfitę, właściciela sąsiedniego Mnichowa. To w tej
lokalizacji, za XIX wieczną karczmą w roku 1915 stacjonował austriacki
moździerz oblężniczy zwany „Chudą Emmą”, z którego ostrzeliwano
rosyjskie stanowiska artyleryjskie m.in. we wsiach Korzecko, Tokarnia i
Mosty. W wyniku kontrataku Rosjan, Miąsowa została całkowicie
zniszczona, a powracający po zakończeniu walk mieszkańcy wsi, zastali
tylko zgliszcza i ruiny. Stąd już wracamy z naszej wirtualnej wędrówki
do Kielc.
a jajajajaj ale trasa!!! no mega!
OdpowiedzUsuńSwoją drogę ten Florian to powstaniec czy legionista, czy się do legionistów przyłączył?