niedziela, 16 stycznia 2022

 28.12.2021r.   Brzegi - Grzywy Korzeckowskie - Chęciny

            
             Końcówka grudnia i ostatnia wędrówka w tym roku. Zima jak to ostatnio w naszym kraju bywa – epizodyczna, aby utrafić na słoneczną i mroźną pogodę trzeba mieć nie lada szczęście. Pozostało mi jeszcze sporo zaległego urlopu a warto też po świętach po prostu się gdzieś ruszyć. Wybrałem odcinek wzdłuż naszej „królowej rzek – Nidy, aby jej lewym brzegiem przewędrować z miejscowości Brzegi przez Grzywy Korzeckowskie do Chęcin. Pogoda zbytnio nie dopisała, ponure chmury średniego piętra skutecznie zasłaniały słońce, nadając trochę smętnego, późnojesiennego charakteru. Jako dla fotografa lubiącego niskie słońce oświetlające krajobraz, nadające trochę barw w tych surowych, zimowych klimatach - nie są to wymarzone warunki. Dziś wielki dzień, do naszego składu oficjalnie dołączył mój wnuk - dzielny Oliwier, który mam nadzieję, będzie kontynuował rodzinną tradycję wędrowania po świętokrzyskich szlakach.
 
Dzisiejszą wyprawę rozpoczynamy przy moście na Nidzie opodal miejscowości Brzegi, skąd ruszamy lewym brzegiem rzeki na północ w kierunku Żerników. Nida po połączeniu jej dwóch dopływów – Czarnej i Białej leniwie sobie płynie przez pola i łąki, które przed paroma dekadami miały zostać pochłonięte przez tzw. Morzem Chęcińskie.
 
Wieś Żerniki to typowa osada „ulicówka” jakich wiele na kielecczyźnie, powstała na lekko podniesionym terenie po lewej stronie Białej Nidy. Po środku wsi, za ogrodzeniem prywatnej posesji stoi XIX wieczna kapliczka wykonana z czerwonego piaskowca z krucyfiksem w towarzystwie dwóch monolitowych, kamiennych krzyży. Są to prawdopodobnie tzw. „krzyże pokutne” stawiane za karę, zazwyczaj za zabójstwo a skazany musiał je wykuć własnoręcznie.
Z miejscem tym wiąże się też legenda, w której to królowa Bona, jadąc wozami do Włoch z wyładowanymi kosztownościami ze swej rezydencji w zamku chęcińskim, utknęła podczas przeprawy przez Nidę. Ponieważ było wielu chętnych na taki kosztowny łup, dwóch braci-zbójów również postanowiło się nań połasić. Podczas napadu zabili dwoje dworzan z otoczenia królowej, lecz szybko zostali złapani i mieli zostać skazani na śmierć. Ponoć sama Bona po rozmowie z nimi dowiedziała się, iż ci biedni chłopcy zostali podstępnie do tego czynu nakłonieni i omamieni sowitą nagrodą, która czekała ich za wykonanie zadania. Łaskawa królowa darowała im życie, lecz po wymierzeniu chłosty musieli w ramach pokuty wykuć z kamienia krzyże, każdy z osobna dla siebie. Jak się okazuje to tylko legenda, gdyż prace archeologiczne stwierdziły metrykę krzyży, jako dużo starszą i w czasach panowania Bony te krzyże już długo stały.
 
Powoli zbliżamy się do Białej Nidy.

Docieramy w końcu do przeprawy na Białej Nidzie, starej metalowej kładki przerzuconej przez koryto rzeki. Biała Nida swój początek ma w okolicy stawu Stok we wsi Moskorzew, na północny wschód od Szczekocin. Jej dopływy to niewielkie rzeczki: Lipnica, Wierna Rzeka, Hutka, Grabówka, Jedlnica i Kwilinka. W pobliżu miejscowości Żerniki łączy się z Czarną Nidą tworząc właściwą Nidę.
 

Obowiązkowe zdjęcie zbiorowe przy starym pojeździe do zwożenia drzewa.

A to już Czarna Nida, która meandrując omija wzgórze w Tokarni.
 
Po północnej stronie Czarnej Nidy napotkać można na pozostałości po jej starorzeczach. Są to zazwyczaj płytkie fragmenty zalanych pozostałości koryta rzeki, które w wyniku meandrowania zostały oddzielone od głównego nurtu. O tej porze roku te niewielkie akweny są skute grubym lodem.
 


Opuszczając brzegi Czarnej Nidy wędrujemy drogą przez pola w kierunku kompleksu korzeckowskich lasów.
 

Grzywy Korzeczkowskie to niewielkie pasmo Gór Świętokrzyskich, zbudowane z jurajskich wapieni, pokryte mieszanym lasem, ze stanowiskami roślinności śródziemnomorskiej. Warto przyjrzeć się po drodze niektórym okazom starych drzew, ponieważ można dostrzec różne „przyrodnicze ciekawostki”, jak choćby te podwójnie zrośnięte sosny.
 
Grzbiet Grzyw Korzeckowskich pokonujemy dość głębokim i poskręcanym wąwozem.
 
Docieramy w końcu do pewnego prywatnego miejsca biwakowego, gdzie na szybko organizujemy małe obozowisko. Po dość długim marszu warto pokrzepić się czymś ciepłym – grzanym winem i mięsiwem z patelni.
 
Tym razem jako danie główne przyrządziłem turystyczną wersję kababczetów – mielonego mięsa przyprawionego oregano i ziołami prowansalskimi z dodatkiem lepiszcza w postaci mąki ziemniaczanej.
 
Po posileniu się ruszamy dalej w kierunku Chęcin. Po drodze obowiązkowe zdjęcie ruin z mojej ulubionej miejscówki pod starą sosną.
 
Obchodzimy północną stroną ruiny królewskiego zamku i dochodzimy do późnogotyckiego kościoła parafialnego pw. św. Bartłomieja z ok. 1600 roku. Ze stoku Góry Zamkowej rozpościera się rozległy widok na kryjące się z wolna w mrokach nadciągającego zmierzchu uśpione miasto.

1 komentarz: