Sobotni, zimny listopadowy poranek. Wreszcie udało nam się zmówić na ostatnio mocno zaniedbany wypad z kociołkiem. Skład był zacny, udało się zebrać trzon Commanda, więc rajd został okrzyknięty "trzonowym kociołkiem" :) Na trasę do przejścia wybrałem podkieleckie Pasmo Tumlińskie a miejsce na biesiadę - źródło Silnicy, skąd zaczerpnęliśmy wodę do potrawy.
Startujemy z Dudkowa - niewielkiego przysiółka należącego do Samsonowa. Idąc przez miejsce, zwane Rurarnią mijamy stare dęby i szukamy tego najważniejszego.
Oto jest i on - dąb Dudek. Okolica Zagnańska obfituje w "dębowe pomniki przyrody", obok najsłynniejszego Bartka i tego oto kuzyna, jest jeszcze dąb Daniel i kilka innych, nienazwanych.
Po sesji fotograficznej z drzewem wędrujemy dalej przez pola i wchodzimy w leśne ostępy. Po kilometrze drogi przekraczamy tory kolejowe i ponownie wbijamy się w las.
Pochylamy się nad biednym motylkiem, który niestety, nie ujrzy już wiosny.
Zroszone, kolorowe liście zawsze są wdzięcznym obiektem do sfocenia - Amisz w akcji :)
Po trzech kwadransach docieramy do wąwozów, w których wiją się dopływy Sufragańca. Przy powalonych przez wichury drzewach robimy krótki popas i wspólną fotkę.
Niektóre z drzew zostały powalone już kawał czasu temu i omszone dogorywają, by zmienić się w torf.
Kolejna dłuższa przerwa i urządzamy sobie mały popas przy specjalnie przygotowanych ławach. Jogi rozkroił wędzoną słoninę z marynowaną cebulą, która smakowała wybornie.
Na zboczu góry Sosnowica mijamy czynny okresowo kamieniołom czerwonego piaskowca.
Wędrując przez masyw wzgórza tumlińskiego,
napotykamy na Krzyż Biskupi, którego pierwowzór stał tu od 1661 roku na
przebiegającym tędy Szlaku Królewskim. Krzyż ten, swą nazwę zawdzięcza królowi Janowi Kazimierzowi, który w owym
czasie podróżował tędy z biskupem krakowskim Andrzejem Trzebickim,
fundatorem kościoła p.w. Św. Rozalii i Św. Marcina w Zagnańsku. Na
krzyżu wisi żeliwna tablica z napisem: "ZA DUSZE, KTÓRE RATUNKU
I MIŁOSIERDZIA BOŻEGO OCZEKUJĄ, A DOCZEKAĆ SIĘ NIE MOGĄ, PROSIMY CIĘ,
PANIE".
Docieramy w końcu do głównego celu naszej wyprawy, miejsca gdzie ma się odbyć nasza wielka uczta.
W miejscu tym swój początek bierze rzeka Dąbrówka, która mylnie nazwana Silnicą przepływa przez nasze miasto. Kryształowa woda z jej źródła będzie składnikiem naszej wspaniałej potrawy.
Przed umieszczeniem nad paleniskiem kociołka, wygłodniali opiekamy sobie kiełbaski, przed głównym daniem dnia - kwaśnicą świętokrzyską.
Kociołek już ustawiony nad ogniskiem, czas zaczynać rytuał.
Potrawa powoli dochodziła smagana jęzorami ognia a mistrz Jogi, pośród strzelających w górę iskier doglądał bulgocącego kociołka.
Jeszcze pozostał ostatni składnik dania - ziemniaczki, które lądują w kotle.
W kociołku paruje i bulgocze, znak że czas na wyżerkę coraz bliżej.
Kwaśnica świętokrzyska w pełnej okazałości!
Mistrz Jogi nakłada każdemu "słuszną" porcję, każdemu już ślina cieknie po brodzie - jeść !!!
Po leśnej biesiadzie czas wracać do domów. Po wyjściu z lasu docieramy do krajowej siódemki i smagani zimnym, listopadowym wiatrem spieszymy na busa do Kielc.
Krótki film z kociołka nagrany przez wytwórnię filmową Beno Pictures.
Krótki film z kociołka nagrany przez wytwórnię filmową Beno Pictures.
Zacna ekipa, tereny piękne, ciekawostki są... czegóż chcieć więcej?!
OdpowiedzUsuńPs. Pniak się w torf nie zmieni bo m hem nie jest, zmurszeć zmurszeje, spruchnieć spruchnieje ale torfem nie zostanie.
Pozdrowienia.
Faktycznie - to ewidentnie leżanina - leżące martwe drzewo, z którego powstanie próchnica.
OdpowiedzUsuńI dzięki za czujność ;)
Usuń