poniedziałek, 2 lutego 2015

01.02.2014r.  Jankowa Góra - Brusznia - Karczówka


       Nareszcie po ponurym, zachmurzonym styczniu wyszło w pełni słońce. Po upewnieniu się w sobotę, że na drugi dzień pogoda nie rozczaruje nas, spontanicznie zmówiliśmy się w kilka osób aby wyjść na niewielki rajd. Trasa krótka, blisko miasta, w sam raz na niedzielny wypad przed obiadem.

Na miejsce docieramy autobusem miejskim nr 18 i docieramy do Szczukowskich Górek. Idąc w kierunku południowym mijamy niewielkie działo przeciwpancerne, zapewne pozostawione przez lokalnych separatystów z Piekoszowa.


Mijając ostatnie zabudowania docieramy do Jankowej Góry, położonej nad zakolem rzeki Bobrzy.

Z jej wierzchołka rozpościera się uroczy widok na dolinę rzeki, podmokłe łąki i starorzecza. Cała okolica skąpana jest w lutowym słońcu, na horyzoncie widać odległe pasma górskie. Jankowa Góra słynie z amarantowych kwiatów, smółki pospolitej, która swym dywanem pokrywa w czerwcu południowy stok góry. Ale wzniesienie to skrywa również w swym wnętrzu pozostałości po dawnych, XVII wiecznych kopalniach rud ołowiu, galeny. Na terenie góry, jak i po drugiej stronie obwodnicy Kielc, natrafić można na zasypane sztolnie, miejsca dawnych wyrobisk.


  Schodzimy w dół południowym stokiem i docieramy do Bobrzy i licznych mokradeł oraz starorzeczy.



Stan wody na Bobrzy, pomimo braku dużej ilości śniegu jest dość wysoki, w wielu miejscach woda występuje z brzegów, zalewając lokalne ścieżki i trasę rowerową.


Rzekę przekraczamy mocno sfatygowaną, drewnianą kładką, na końcu której Jogi wita nas łykiem rubinowego, rozgrzewającego płynu. Wszak nie można dopuścić do ochłodzenia organizmu.


Dalej wędrujemy brzegiem Bobrzy prowadzeni poprzez zamarznięte łąki i trzcinowiska przez Bena, pokazującego nam swe tajemnicze, klimatyczne miejsca.


Idąc wzdłuż wody natrafić można na ślady działania bobrów, które w wielu miejscach pozakładały swe żeremie.



Po przejściu przez kładkę na Bobrzy udajemy się w kierunku porośniętej lasem góry Bruszni.
Na zdjęciu góra Stokowa.


Po lewej stronie ulicy znajduje się wybudowane w 1929 roku ujęcie wody pitnej dla Kielc.


Po przejściu kilkuset metrów ponownie skręcamy w lewo, aby kierując się czerwonym szlakiem wejść w las.


 Przed skrętem w prawo mijamy betonowy krzyż, z którym związana jest pewna ponura historia. Otóż pod koniec powstania styczniowego, w roku 1864 grupa powstańców została okrążona przez oddział rosyjskiej kawalerii. W wyniku potyczki prawie wszyscy zginęli, ocalały tylko dwie osoby. Okazało się że byli to dwaj bracia, więc rosyjscy oprawcy urządzili sobie zabawę. Zorganizowali pojedynek między rodzeństwem, gdzie nagrodą miało być darowanie życia. Wtedy to jeden z braci zabił drugiego aby uniknąć śmierci. Oczywiście rosjanie nie dotrzymali jak zwykle słowa i drugiego brata powiesili. Na pamiątkę tego zdarzenia i aby uczcić pamięć innych powstańców, mieszkańcy zawiesili w tym miejscu drewnianą kapliczkę, zaś skauci po latach postawili  betonowy krzyż.


Na szczycie Bruszni, na wysokości 309 metrów stoi 24 metrowy, modrzewiowy krzyż, upamiętniający  miejsce spotkania powstańców styczniowych, którzy w nocy z 22 na 23 stycznia 1863 roku wyruszyli na oddziały wojska płk. Czengierego, stacjonujące w Kielcach. Na zdjęciu nasza "rodzina Addamsów" przesyłająca "pozdrowienia" ówczesnemu zaborcy.

Przed kilkoma laty krzyż został zabezpieczony przed tutejszym wandalem z dziobem i małym  łebkiem z czerwonym czubem, który natarczywie robił sobie w pniu drzewa dziury. 


Po krótkim postoju i niewielkim posiłku ruszamy dalej wierzchołkiem góry, pokonując kamienny, wyboisty szlak udajemy się w kierunku północnym.


Wychodzimy z sosnowego lasu i przechodząc przez szosę wspinamy się na skraj nieczynnego kamieniołomu na górze Grabinie. W miejscu tym do roku 1975 wydobywane były wapienie dewońskie, a w dawniejszych czasach wzgórze to pokryte było szybami górniczymi, w których kopano galeną.


 Ze wzniesienia roztaczają się piękne widoki na okolicę Kielc i na jego zachodnie osiedla.


A my kierujemy się do podnóża górującej nad okolicą Karczówki, ze znajdującym się na jej szczycie XVII wiecznym, późnobarokowym klasztorem p.w. św. Karola Boromeusza.


 Widok na skąpany w zimowym słońcu kościół z przylegającej góry Dalnia.  

Spod Karczówki udajemy się w stronę miasta, mijając po drodze dom pewnego miejscowego rzeźbiarza w kamieniu i pozostawione po jego pracy nieudane, kamienne dzieła.

2 komentarze:

  1. Witam
    trafiłem tu przez blog Ani, która zalinkowała wiadomości o krzyżu.
    świetne zdjęcia, pozdrowienia dla Teamu.
    będę obserwował
    Maciej.

    OdpowiedzUsuń