niedziela, 12 października 2014

11.10.2014r.  Miedzianka - Stokówka - Jaskinia "Piekło" - Zelejowa - Chęciny

                  Jest w naszym regionie kilka tras, które zawsze z przyjemnością się odwiedza o każdej porze roku, ale tak ciepła jesień jest ku temu najlepszą okazją. Cieplutka i słoneczna sobota, termometry mają wskazywać nawet 25 stopni, więc zmawiamy się na rajd pieszy w najpiękniejsze rejony Kielecczyzny - Chęcińsko-Kielecki Park Krajobrazowy. To kraina licznych wzgórz wapiennych z wieloma opuszczonymi wyrobiskami, skalistymi graniami i roślinnością ciepłolubną.

Ruszamy na szlak z Bławatkowa, dokąd docieramy busem. Droga ku Miedziance prowadzi dawnym nasypem kolejki wąskotorowej, służącej dawniej do transportowania urobku z licznych tu kopalń.


Aura jak przystało na październik mglista i wilgotna po nocy.

Na krzewach dojrzała i gotowa do zbioru po przymrozkach tarnina, kultowy owoc na nalewki.


U podnóża góry skręcamy na szlak geologiczny i wspinamy się pod szczyty.


Jesteśmy przed jaskinią, wejściem do najsłynniejszej sztolni "Zofia". Dzielimy się na dwie grupy - część podąża w głąb góry, a reszta z powodu otyłości czy lęku przed jaskiniowym robactwem pozostaje na zewnątrz.

                  Miedzianka to jedno z ostatnich wzniesień w Paśmie Chęcińskim, leżące na jego zachodnim krańcu. Masyw o wysokości 534 m.n.p.m jest od roku 1958 rezerwatem przyrody nieożywionej. Nazwa góry pochodzi od znajdujących się w jej wnętrzu pokładów miedzi, które wydobywane tu były od czasów Zygmunta III Wazy, czyli od XV wieku. W roku 1902 bracia Łaszczyńscy natrafili tu na bogate złoża wysokoprocentowej rudy, którą wydobywali z kilku sztolni. Ostanie prace górnicze prowadzone były w latach 1945-1954. Potem zaprzestano eksploatacji i utworzono na Miedziance rezerwat. Ochronie podlegają formy skalne, roślinność i zwierzęta, w szczególności licznie występujące tu motyle i chrząszcze. Poza walorami przyrodniczymi ochroną objęte są ślady dawnych prac górniczych, liczące  blisko 4 km chodniki górnicze i naturalne zjawiska krasowe wraz z występującymi tu 10 naturalnymi jaskiniami.


Znajdujemy się już wewnątrz góry, wędrujemy mozolnie przeciskając się wąskimi i błotnistymi chodnikami. Nad głowami widać zmurszałe stemple i osuwający się gruz. Szkoda że nikt nie che podjąć się konserwacji tego miejsca i udostępnić kopalnie do zwiedzania, a tak to pozostawione same sobie i "dzikim grotołazom" stanie się w ogóle niedostępne. 


Oglądając ściany korytarzy można dostrzec gęsto występujące tu żyły tlenku miedzi - zielonkawego malachitu i niebieskiego azurytu. Oprócz walorów przemysłowych, minerały te są zaliczane do kamieni półszlachetnych i często stosowane w wyrobach jubilerskich. 

Z Miedzianką, jej kopalniami i malachitem związana jest ciekawa legenda o Wojtku - Miedziana Stopa:
                  Wojtek - jeden z gwarków pracujących w tutejszych sztolniach stał się po śmierci legendarnym "Skarbkiem" Staropolskiego Zagłębia. Nasz bohater pracował tu przy wydobyciu cennego kruszcca dla miejscowego dziedzica Piekutowskiego. Wojtek nicpoń, fanfaron i drobny pijaczyna (z kimś mi się dziwnie kojarzy :)), podkochiwał się w Ewce, córce Janasa. Lecz dziedzic widząc jej charakter i urodę zatrudnił ją w swym dworze. Gwarek usilnie zabiegał o jej rękę u Piekutowskiego ale ten postawił mu jednak warunek. Aby oddać mu swą służącą nakazał Wojtkowi przynieść 10 cetnarów miedzi, wtedy dziewka będzie jego. Zrozpaczony odszedł ze spuszczoną głową i na długi miesiące zaszył się wewnątrz góry, kopiąc mozolnie za miedzią. Zdziczał chłopak zupełnie, oślepł od ciemności, broda mu urosła, aż po wielu tygodniach natrafił wreszcie na olbrzymie złoże. Zielone od malachitu gniazdo było wielkości komnaty biskupiej. Zaczął odłupywać kawałki cennego kruszcu ale przez nieuwagę jeden z głazów odpadł i zmiażdżył mu nogę. We wsi lekarz odjął Wojtkowi stopę i kowal dorobił mu protezę z miedzi. Odtąd zwany był w okolicy "Wojtkiem Miedzianą Stopą". Pokuśtykał więc do dziedzica ze zdobytym urobkiem upomnieć się o narzeczoną. Pan dotrzymał słowa i zawezwał dziewczynę przed jego oblicze. Ewka kiedy ujrzała kulawego, obszarpanego i zarośniętego człeka nie poznając go odwróciła się i uciekła. Zrozpaczony Wojtek Miedziana Stopa z żalem w sercu i łzami w oczach powrócił do wnętrza góry i wykuwał w goryczy i samotności coraz to głębsze chodniki. 
Wieść o znalezionej przez niego "zielonej komnaty" trafiła do uszu szwedzkiego zaborcy, który najechał na Rzeczypospolitą i grabił ją okrutnie. Odwiedzili więc Szwedzi miejscowego właściciela dóbr, dziedzica Piekutowskiego, który wzbogacił się niemiłosiernie na krzywdzie Wojtka. Dziedzic zaprowadził ich do chałupy nieszczęśnika i pojmany gwarek musiał zaprowadzić wrogów do słynnej "malachitowej komnaty". Szwedzi oślepieni bogactwem kruszcu stali osłupieni i podziwiali piękno mieniących się na zielono ścian ogromnej sali. Wtedy rozległ się huk, to Wojtek wysadził korytarz, pogrążając Szwedów i siebie wewnątrz góry, aby skarby jej nie trafiły w ręce "zamorszczyków". Podobno po dziś dzień słychać głuchy stukot snujący się po czeluściach opuszczonych sztolni - to "Wojtek Miedziana Stopa" wędruje po korytarzach".
                    Tyle legenda, ale warto zastanowić się nad wejściem na własne ryzyko i pamiętać o oświetleniu i zabezpieczeniach, ponieważ w połowie "Zofii" znajduje się głęboka na 40 metrów, pionowa sztolnia. Ostatnio w roku 1966 wpadł do niej turysta i nie przeżył.
             

Opodal niebezpiecznej sztolni, znajduje się kolejny pionowy otwór zalany wodą. To prawdopodobnie górniczy rząp, miejsce w którym zbiera się ściekająca woda albo zalana, pionowa sztolnia. Ponieważ wypełnia ją szmaragdowa od minerałów i zimna woda, postanowiliśmy ją wykorzystać jako lodówka do schłodzenia piwa. Tak schłodzony browar i w takim klimatycznym miejscu smakował wybornie. 
 

Wybrudzeni, z obtłuczonymi głowami wychodzimy na powierzchnię, uderzeni ciepłem powietrza na zewnątrz. Kierujemy się na szczyty Miedzianki, która spowita chmurą mgieł nie pozwoliła nam na podziwianie z niej widoków.


Na jednym z wierzchołków spotykamy inną grupę wędrowców (których pozdrawiamy) i po krótkiej pogawędce schodzimy z Miedzianki i kierujemy się na południe.

W pobliżu rezerwatu zobaczyć można pozostałości hałd pokopalnianych, odpadów przy wydobyciu kamienia z istniejących tu do niedawna gór. Obok Miedzianki znajdowały się tu inne wzniesienia (Ołowianka, Kozi Grzbiet, Gajsowa), które w wyniku eksploatacji wapienia, zniknęły całkowicie z powierzchni ziemi.

Wędrujemy dalej szosą w kierunku Polichna, mijając most nad rzeczką Hutką, mętną od nieodległej czynnej kopalni "MIedzianka", skąd bierze swe początki.

 Pomiędzy górą Hutka i Grabówka, przy polnej drodze stoi krzyż na rozstaju. Tu skręcamy w lewo i wędrujemy ku Pasmu Zelejowskiemu i górze Stokówce.

Mijając rozległe łąki dochodzimy do ściany lasu i naszym oczom ukazuje się fioletowa ściana kwiatów. To stadko dziko rosnących astrów gawędek, pokryte uwijającymi się za nektarem motylkami.


Na jednym z kwiatów właśnie przysiadła rusałka osetnik, spijając slodkawe soki.


Jak na jesień przystało, natrafiamy po drodze na kanię, która wkrótce wyląduje na patelni jako substytut schabowego.


Na terenie miejscowego zakładu kamieniarskiego podziwiamy relikt ubiegłej epoki - ukraińskiego Kraza, częstego dawniej gościa naszych szos, radzieckiej myśli technicznej palącego paliwo niczym "Rudy 102".



Docieramy w końcu do Stokówki - znanej jako "Wspinaczkowy raj", miejsca spotkań i wspinaczki alpinistów z całego południa kraju. Góra przecięta jest na pół ogromną "szparą", powstała w wyniku eksploatacji barwnej żyły kalcytu, powstałej w wyniku krystalizacji  gorących, zmineralizowanych wód przedostających się przez liczne szczeliny skalne. Proces ten zachodził w epoce późnego karbonu, 299-325 mln lat temu. Ta malownicza szrama na masywie góry dochodzi miejscami do 15 metrów szerokości i zawiera malownicze zjawiska krasowe, pustki skalne i kominy. Obecnie Stokówka to doskonałe miejsce na naukę i ćwiczenia wspinaczki. Istnieją tu 83 drogi wspinaczkowe a parkujące przed wejściem do tego miejsca samochody z obcymi, odległymi rejestracjami, świadczą o popularności tego miejsca.

Stojąc na dnie dawnego wyrobiska, podziwiać można wyczyny trenujących tu wspinaczkę, młodych ludzi.

A my podchodzimy  krętą ścieżką nad południową ścianę kamieniołomu i wędrując przez wierzchołek Stokówki dochodzimy do miejsca pasującego na dłuższy postój i ognisko. Po kilkugodzinnym marszu wreszcie możemy rozprostować nogi i opiec na ogniu przyniesione ze sobą zapasy..

Po posileniu się i wypiciu kojącego, złocistego płynu czas na pogaduch na tematy wszelakie, chroniąc się przed rozpalonym, październikowym słońcem w cieniu. 

Dalej idziemy w kierunku kolejnego punktu naszego rajdu, słynnej jaskini "Piekło" przemierzając skąpany w jesiennym słońcu las, mieniący się brązami i odcieniami złota.
i
Jaskinia znajduje się po północnej grani masywu skalnego, otoczona opadającymi liśćmi i skryta w cieniu nisko o tej porze roku zawieszonego słońca.



Opuszczając niegościnne, mroczne i wilgotne wnętrza jaskini udajemy się ku górze i niebieskim szlakiem zmierzamy w kierunku ostatniego pasma na naszej trasie, skalistej góry Zelejowej. Posągi drewnianych diabłów, żegnają nas czule łypiąc wybałuszonymi ślepiami.


Szlak prowadzi u podnóża góry Żakowej, kolejnego wzniesienia licznie eksploatowanego przez dawnych gwarków, którzy kopiąc za żyłami galeny, podziurawili ją niczym ser szwajcarski w Makro.

Zdobywamy grań Zelejowej idziemy nad nieczynnym kamieniołomem, gdzie wydobywany był cenny marmur dekoracyjny, zwany różanką zelejowską. Ścieżka biegnie po spękanych zjawiskiem krasowym skałach wapiennych, by dojść do ostatniego już na trasie dzisiejszej wędrówki wyrobiska.


Tu również wydobywano różankę, metodą ręczną robiąc otwory w skałach i wkładając namoczone, drewniane kliny, rozsadzano warstwy skalne. Eksploatacja kalcytowej żyły trwała na Zelejowej do połowy ubiegłego wieku, po czym i tu założono rezerwat, przerywając niszczycielską eksploatację tego uroczego miejsca. Na zdjęciu Przemek, zacny i znany w kręgach "podsklepowych smakoszy z ulicy Chęcińskiej" fotograf, czai się aby uwiecznić na swej matrycy, pojącego się wodą z dołka  ptaszka.
 
Opuszczamy skaliste pasma górskie, jesienne łąki i udajemy się szutrową drogą w kierunku Chęcin.


Czekając na busa zachodzimy do lokalnej knajpy, gdzie kręcono jedną ze scen do filmu "Pan Wołodyjowski" i raczymy się chłodnym piwem, które w tym mistycznym miejscu wydawało się rozświetlać pomieszczenie i napełniać nas spokojem. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz