sobota, 8 kwietnia 2023

 17.03.2023r.   Papiernia - Żabieniec - Chojny

            Trafił nam się w końcu słoneczny i dość ciepły, przedwiosenny dzień. Zmarznięta po nocnych przymrozkach ziemia, pozwala na wędrówkę po podmokłych terenach. O tej porze roku, jednym z takim miejsc, odwiedzana przeze mnie co jakiś czas jest dolina Białej Nidy. Rzeka w tym miejscu meandruje pomiędzy zalesionymi wzgórzami Grzyw Korzeckowskich a malowniczą górą Wilkomiją. Położona po śnieżnej zimie wysoka roślinność, rosnąca nad brzegiem rzeki, umożliwia o tej porze roku przemieszczanie się wzdłuż niej. Korzystając z tej okazji, zabiorę Was na wędrówkę lewym brzegiem Łososiny i Białej Nidy - przez krainę dawnych młynów wodnych.

    Wędrówkę rozpoczynamy tuż za Bolminem, przy drodze krajowej 762 z której odbijamy na południowy zachód, w stronę Wiernej Rzeki. Po drodze mijamy niewielki cmentarz ziemny z okresu I Wojny Światowej. Spoczywa tu 142 żołnierzy armii niemieckiej m.in. z 7 i 72 Pułku Piechoty Landwery poległych głównie podczas walk pozycyjnych w grudniu 1914 roku.

    Na końcu leśnej drogi znajdują się zabudowania dawnego młyna wodnego „Papiernia”. Miejsce to ma jednak „głębszą historię”, ponieważ przed powstaniem młyna istniał tu min. zakład produkcji papieru. W miejscu tym w latach 1904 -1908 bracia Stanisław i Bolesław Łaszczyńscy prowadzili pionierskie w skali świata pozyskiwanie miedzi metodą elektrolizy. Rudy metalu na potrzeby produkcji miedzi wydobywano w pobliskiej Miedziance i furmankami przywożono do zakładu w Papierni, gdzie podlegał procesowi elektrolizy. 

    Oprócz koła młyńskiego zainstalowano również turbinę wodną, która dostarczała energię elektryczną. Nad samą rzeką znajdowało się kilka rzędów zbiorników, tzw. „elektrolizerów”, w których znajdował się specjalny płyn oraz umieszczone były anody i katody. Zmielona i wyprażona ruda miedzi rozpuszczona w tym płynie (skład niestety nieznany, pewnie patent), pod działaniem prądu elektrycznego osadzała się w formie podłużnych blado różowych blach, jako najczystsza miedź elektrolityczna. Gotowy produkt owijano w szary papier i wysyłano w świat. Po niespełna czterech latach Łaszczyńskim zabrakło pieniędzy na pogłębienie i odwodnienie szybów w Miedziance, w wyniku czego zakład w Papierni został w 1908 r. zamknięty.

 Nad „Wierną Rzeką

Wędrując wzdłuż Łośnej docieramy do tak zwanej „stykanki”, czyli miejsca gdzie wpływa Biała Nida.

Idziemy dalej po położonych trawach i sitowiach w kierunku południowym, podziwiając rozległe przestrzenie i górujące w oddali lasy Grzyw Korzeckowskich.

       Na podmokłych łąkach znajduje się dużo niewielkich zagłębień i rowów skutych marcowym lodem, przypominające kształtem „lodowe pajęczyny”.

 Jedno z zakoli Białej Nidy z rosnącymi przy jej brzegu olchami.

W zacienionych miejscach, zimozielone rośliny pokrywał jeszcze szron po nocnych przymrozkach.

   Docieramy do miejsca związanego ze smutną historią. W czasie drugiej Wojny Światowej w miejscu tym stał kolejny z młynów w którym niemiecki okupant uwięził i spalił żywcem troje rodzeństwa.Więcej o tym ponurym miejscu można przeczytać u Adama:

https://www.facebook.com/photo/?fbid=2091479217567101&set=a.1631578963557131

Nasza droga prowadzi dalej na południe, wzdłuż meandrującej Nidy. Mijamy beżowo-żółte oświetlone słońcem trawy porastające stare kopce kretów, przypominające gniazda termitów.

Mijamy kolejny meander Białej Nidy na tle malowniczego wzniesienia Wilkomiji, odbijającego się w ciemnej toni rzeki.

Trochę kłopotów z przekroczeniem odnogi rzeki Hutki, ale po gałęziach - poradziliśmy sobie.

W tym miejscu znajduje się harcerskie pole biwakowe Biała Nida (a właściwie powinno być oznaczone na mapie jako Żabieniec).

Kolejne zakole rzeki i podmyty, piaszczysty brzeg z odsłoniętymi korzeniami sosny. Zapewne dni tego drzewa są już policzone i z czasem runie do rzeki.

      Na północnym skłonie niewielkiej górki Bzowicy (240m) stoi metalowy krzyż, upamiętniający miejsce wybuchu pocisku kalibru 305mm. Wystrzelony został przez Austriaków z ciężkiego moździerza, zwanego „Chuda Emma”, który siał postrach wśród wojsk rosyjskich podczas I Wojny Światowej. W wyniku eksplozji w okopach poległ rosyjski oficer o nazwisku Zapolski oraz nieznana liczba żołnierzy z jego pułku. Wybuchający pocisk potrafił stworzyć krater o średnicy i głębokości 8 metrów, zabijając wroga w promieniu 400 metrów.

Wapienne wychodnie na wzgórzu Bzowica porasta wiele gatunków mchów i porostów. Jednym z nich jest Zęboróg czerwonawy, pięknie prezentujący się w wiosennym słońcu.
 

 W szczytowej partii Bzowicy występują odsłonięcia skał wapiennych, zawierające ciekawe skamieniałości prehistorycznych morskich stworzeń.

Po zejściu z góry wędrujemy dalej łąkami, podziwiając widok na Wilkomiję i wyłaniającą się za nią górę Milechowską.

     Pora w końcu na krótki odpoczynek przy żywym ogniu. Nad bezpiecznie okopanym ogniskiem opiekamy kiełbaski i stawiamy drewniany trójnóg z czajnikiem, w którym nasz współtowarzysz wypraw - "imigrant" przygotowuje napar z gojnika, zwanego też szałwią libańską.

Znów docieramy do Białej Nidy. W wielu miejscach po zimowych roztopach i pierwszych wiosennych deszczach, rzeka opuściła swe koryto i zalała okoliczne łąki. 

Jak to bywa nad rzekami przepływającymi przez niezamieszkałe tereny, mają swe siedliska bobry podgryzające drzewa.

     Przy moście prowadzący do wsi Chojny znajdują się ruiny kolejnego z nadnidziańskich młynów. Młyn Kozłowskich zbudowany w 1908 r. Młynarz Kozłowski był więźniem obozów Auschwitz - Sachsenhausen. Robiono na mim badania medyczne. Schorowany przeżył obóz, wrócił do domu.

     Po dawnym, kamiennym budynku niewiele już zostało, ruiny porasta dziki winogron a w środku walają się śmieci. Trochę szkoda tego miejsca, które powinno zostać uprzątnięte i „odchaszczone”, aby przepływający kajakarze mogli zobaczyć jak to dawniej wykorzystywano w Polsce rzeki.

Naszą wędrówkę kończymy w miejscu, gdzie Biała Nida wije się przez zalesione, piaszczyste skarpy, płynąc w kierunku Czarnej Nidy.

 03.03.2023r.   Święta Katarzyna - "Trójkąt" - Przełęcz św Mikołaja - Łysica - Święta Katarzyna

           Nastała astronomiczna wiosna ale do kalendarzowej pozostało nam już niewiele. Napływające do Polski coraz to cieplejsze masy powietrza, mam nadzieję że wkrótce „odmienią oblicze wiosny, tej wiosny”. W wyższych partiach Gór Świętokrzyskich nadal utrzymuje się zimowa aura, więc postanowiliśmy wybrać się w samo serce Gór Świętokrzyskich - na Łysogóry. Doskonałym pretekstem było wypróbowanie jednego z dwóch, ostatnio oddanych odcinków czarnego szlaku. Tak więc zabieram Was dziś na przejście po zachodniej części Łysogór, na trasę nazwaną przeze mnie „Małą Pętlą Łysogórską”.

 
      Wędrówkę rozpoczynamy od wizyty pod niewielką kapliczką nagrobną, ufundowaną przez Wincentego Fekleriusza Janikowskiego, dawnego właściciela Klonowa ku czci zmarłej małżonki, Tekli z Krynickich. Kaplica stoi w miejscu dawnego cmentarza cholerycznego i słynie z wpisu na ścianie, wykonanego przez Stefana Żeromskiego, najsłynniejszego chyba „ucznia drugiej klasy”. Opodal kaplicy znajdują się również dwie mogiły: jedna powstańca styczniowego, druga zaś nieznanej ofiary z II Wojny Światowej.
 
      Czas ruszać na szlak. Idziemy bitą drogą przez połączone ze sobą dwa szlaki: czerwonym oraz niebieskim i mijajmy zabudowania Zakonu Sióstr Bernardynek. Od razu przyznam się, iż na zdjęciu celowo usunąłem przewody wysokiego napięcia, aby nie szpeciły widoku na zabudowania klasztorne. Skoro energetycy nic z tym nie robią, to chociaż wirtualnie mogę poprawić estetykę tego miejsca.
 
Opodal bramy wjazdowej na teren klasztoru, znajduje się stary drewniany budynek plebanii.
 
    Przed wejściem na planowany szlak, krótka wizyta pod wyremontowanym niedawno źródełkiem. Miejsce to powinno prawidłowo nazywane być „źródłem eremity Franciszka”, gdyż jak podaje legenda, to przy tym źródle miał swą pustelnię inwalida, uczestnik wojny napoleońskiej - Franciszek. Źródełko wybijające w kamiennej, murowanej cembrowiny wypływa grawitacyjnie z wulkanicznych skał bazaltowych. Jak pisał słynny kielecki regionalista - Jerzy Fijałkowski, owe bijące źródło to tzw. „mofeta”, będąca końcową fazą wygasłego wulkanu. Wypływająca z czeluści woda o stałej temperaturze ok. 10 st C jest mocno nasycona dwutlenkiem węgla i odgazowuje się w jednominutowych odstępach.
A jak to miejsce aktualnie wygląda? Trochę żal tych rosnących przy źródełku drzew, po ich wycince otoczenie zrobiło się przestronne, lecz jakby straciło swój urok przytulnego zakątka. Na plus było wyłożenie drogi i placu nieregularnymi kamieniami, co pozwoliło zachować dawny klimat tego miejsca. Również obudowanie kamieniami rury z wypływającą wodą było dobrym pomysłem tej przebudowy.
 
Po wizycie przy źródełku wracamy na pierwotną trasę naszej wędrówki. Niebieski szlak prowadzi nas teraz drogą biegnącą po dawnym nasypie kolejki leśnej.
 
    Podczas trwania pierwszej wojny światowej rozpoczęto budowę kolejki wąskotorowej, prowadzącej z Zagnańska aż pod Święty Krzyż. Łysogórskie lasy poprzecinane były naonczas kilkoma liniami, których pozostałości w postaci nasypów i urokliwych kamiennych mostków, służą dziś turystom jako trakty piesze i rowerowe. 
 
    Wędrując szlakiem niebieskim na północ, wstąpimy na chwilę pod kolejne łysogórskie źródełko – Wzorkowy Stok. Wybijająca z niego woda tworzy jeden z dopływów niewielkiej rzeczki Gawlicy, płynącej następnie przez Wilków i wpadającej opodal Ciekot do Lubrzanki. 
 
      A tu zastaliśmy ciekawy widok - jakby wielki dąb uniósł swą ogromną drewnianą stopę, aby umożliwić przepływ wodzie z topniejącego śniegu. Docieramy teraz do miejsca zwanego „Słupski Weksel” i skręcamy na wschód, kontynuując wędrówkę po dawnym torowisku. 
 
Krótki popas na "pokrzepienie duszy" przy "Słupskim Wekslu" i ruszamy dalej.
 
Po drodze mijamy kolejny z kamiennych mostków, zwanym „Wielkim Mostem” - pamiątkę po rozbudowanej sieci leśnych kolejek.
 
      Na końcu dawnego nasypu docieramy do miejsca nazywanego „trójkąt”. Przed laty w tym miejscu znajdowała się zwrotnica, która kierowała wagoniki w różnych kierunkach. Nazwa ta, pochodzi od istniejącej tutaj rozdzielni węzła kolejowego umożliwiającego zawracanie lub kierowanie składów w jednym z trzech zbiegających się kierunków.

Wchodzimy w końcu na nowy, czarny odcinek szlaku prowadzący na przełęcz św. Mikołaja.
 
Dawać! Idziemy dalej ....

      Na jednym z powalonych drzew natrafiliśmy na ślady rysia, który chyba na dobre już zagościł w łysogórskich lasach. Trochę dalej zobaczyliśmy też inne ślady, myśleliśmy że to pumy ….. ale okazało się …… że to adidasa :)
 
Po niewielkiej wspinaczce docieramy na przełęcz pod kaplicą św. Mikołaja.
 
Teraz przed nami już prosta droga czerwonym szlakiem w stronę Agaty i Łysicy. 

Po ostatnich wichurach na szlaku zobaczyć można wiele pousuwanych wiatrołomów.
 
     Po drodze na Łysicę odwiedzamy bardzo urokliwe gołoborze pod górą Agatą. Jak zapewne już wiadomo, Agata po najnowszych pomiarach jest wyższa od Łysicy o 65 cm, zatem to ona jest nieoficjalnym najwyższym wzniesieniem w Górach Świętokrzyskich.

      Osiągamy w końcu drugi najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich – Łysicę. Na ośnieżonym wierzchołku zastałem niewielu turystów, zniechęconych prawdopodobnie niepewną pogodą. Sam wierzchołek, niegdyś z piękną panoramą na całą okolicę, dziś zarośnięty drzewami liściastymi i krzakami, wygląda dość ponuro. Nawet krzyż stoi tu krzywo i nie ma chętnych, aby go poprawić.           
Opuszczamy najwyższy szczyt Łysogór i udajemy się szlakiem w dół, lawirując pomiędzy oblodzonymi kamieniami i przeszkodami w postaci drewnianych „hamowaczy”.
 
 
 Te zygzakowate zejście po kamiennych stopniach, uwielbiane przez fotografów często pojawia się na zdjęciach.
 
      Schodząc do Świętej Katarzyny znów mijamy kaplicę św. Franciszka. Nadal niewielu tu turystów, zapewne wybrali ciepłe, miękkie fotele zamiast chodzić po górach.
 
      Na koniec wycieczki czeka nas jeszcze wizyta w „Zajeździe na Widoku”, gdzie podają wspaniałą zalewajkę, którą gorąco polecam.