czwartek, 28 listopada 2013

27.11.2013r.  Bieliny - Kakonin - Łysica - Święta Katarzyna   

   

                 Środa, środek tygodnia jedni w pracy a inni na urlopach bądź na przymusowym wolnym. Pogoda zapowiadała się dobrze, lekka zima ze słońcem, więc czas rozpoczynać sezon zimowy. Po kolejnych perypetiach z busami, które są tylko na rozkładach poszliśmy na dogorywający dworzec PKS-u i pojechaliśmy przewoźnikiem-pewniakiem który paradoksalnie jest w trakcie upadłości, do Bielin. Stąd mieliśmy z buta jakieś 6 km aby dotrzeć do Kakonina, bo na prywatnego przewoźnika jednak nie ma co liczyć.


Droga z Bielin do Kakonina

Po drodze mijamy wczesnozimowe widoki na zielone pola



Na starych śródpolnych drzewach zasiadł sędziwy kruk mamrocząc coś swym dziobem


Zza ołowianego nieba zaczęło powoli nieśmiało wyglądać słońce, rzucając promienie na pola

 W enklawie Muzeum Wsi Kieleckiej w Kakoninie przywitało nas słonko

Ślady buta po jakimś piechurze, który tędy przechodził przez błotnistą drogę

Wkraczamy na teren Świętokrzyskiego Parku Narodowego

Wędrujemy przez liczne strumienie i wąwozy, zima widoczna jest coraz bardziej

Czasem przejścia są karkołomne ale nikt karku nie złamał, Jogi był dzielny


A im wyżej tym zima coraz większa

Krótki popas na grzbiecie Łysogór pod kaplicą św. Mikołaja

Słońce przeświecało przez konary drzew oświetlając ośnieżone choinki


Joguś na czerwonym szlaku, jak zwykle uchachany kroczył niestrudzenie 

Wokół nas leżały powalone jodły, niegdyś symbol tych gór ginące bezpowrotnie zastępowane przez liściaste buki i graby


I cała załoga na szczycie Łysicy (612 m) gdzie ktoś wyciął (według mnie słusznie) kilkanaście drzew odsłaniając szczyt. Szkoda tylko że w tej furii nie zeszedł niżej i nie ściął tych zasłaniających widoki

Nasz Cycaty Kieliś na szczycie Gór Świętokrzyskich ze znalezionym tu pogańskim bożkiem, pasującym do klimatu tego miejsca. Niestety Jogi przewrócił kieliszek i zmarnował trochę tego rubinowego nektaru :(


Na szczycie podziwialiśmy rozległe gołoborza z których miejsce to obok pobliskiego Łyśćca pod Św. Krzyżem słynie

Na ogromnych kwarcytowych skałach zauważyć można liczne wgłębienia na powierzchni skał

Droga czerwonym szlakiem w dół w kierunku Św. Katarzyny


Tuż przy skraju lasu natknęliśmy się na starą drewnianą szopę ale żadnej dzikiej baby w niej nie zastaliśmy

Do św. Kaśki podążyliśmy dawnym nasypem kolejki leśnej służącej do wywozu drewna

Po drodze mijamy zespół klasztorny bernardynek, założony w drugiej połowie XV w

wtorek, 12 listopada 2013

11.11.2013r.  Szczukowskie Górki - Jankowa Góra - Brusznia - Karczówka   

   

                 Krótki wypad "patriotyczny" z okazji Święta Niepodległości. Jedziemy "osiemnastką" do Piekoszowa aby zaraz za granicami miasta usłyszeć - "końcowy". No dobra, wysiadamy. Idziemy nad pobliski kamieniołom w Szczukowskich Górkach aby stąd zacząć nasz rajd.



 
Po drodze napotykamy jedne z ostatnich jesiennych grzybków, jest w miarę ciepło jak na połowę listopada, jakieś 12 stopni więc  gady jeszcze sobie rosną.

Pośród traw widzimy jak dzielnie radzi sobie Przemek, przecinający łąki.

Na szczycie Jankowej Góry, pod starym dębem czas na małe "conieco" na rozgrzewkę. 

Z Jankowej rozpościera się piękny widok na wijącą się pod górą rzekę Bobrzę.


Jak sama nazwa wskazuje, Bobrza jest siedliskiem bobrów, które nagminnie podgryzają okoliczne drzewa do budowy swych żeremi.


Wędrując w stronę Białogonu odwiedzamy stary drewniany młyn i zagadujemy z jego właścicielem.



Naprzeciw młyna stoi kapliczka rotundowa z której niedawno skradziono zabytkową figurkę :(


Po drodze na  Brusznię zwiedzamy dawny dom starców na ul. Siedem Źródeł, obecnie zamieniony na mieszkania socjalne.

Idąc przez las pod Brusznią napotykamy poszukiwacza skarbów z jego trofeami :)


A tu Jogi dzielnie walczący kijem z hakiem z  przyczajona sosną

Idąc przez zabudowania przyłączyły się do nas dwa wygłodniałe koty, które systematycznie wyżerały nam kiełbasę na ognisko.

Rozpalamy ognisko i wrzucamy coś dobrego na kije.


Ale po kiełbaskach i boczku czeka nas nowość na rajdzie - winniczki po burgundzku :)

A wygłodniała kocina tylko czychała na pieczone ślimaczki.


Jogi przygotował się profesjonalnie do degustacji, zabierają specjalne szczypczyki i widelczyki do winniczków.


Po pokrzepieniu się ruszamy dalej aby zaliczyć krzyż powstańczy na szczycie Bruszni.


Pod pomnikiem zapalamy symboliczną świeczkę aby uczcić dzień niepodległości.

Podążając już w stronę miasta podziwiamy oświetloną listopadowym słońcem Karczówkę z klasztorem na szczycie i górę Telegraf w oddali.