sobota, 21 października 2017

17.10.2017r.   Przez Pasmo Ociesęckie - z Łukawy do Rakowa


              Widząc wokół "złotą polską jesień" postanowiliśmy wybrać się w środku tygodnia, na wypad daleko poza miasto. Tym razem  udaliśmy się na bardzo rzadko odwiedzane Pasmo Ociesęckie. Po zimnym i deszczowym wrześniu, październik w swej połowie postanowił sprawić nam przyjemność, zapewniając ciepłą (ponad 20 st.C) i bardzo słoneczną pogodę. Po długiej podróży, zapoczątkowanej korkami w mieście docieramy w końcu do przystanku, tuż za Łukawą przy szosie prowadzącej do Widełek.

Po wyjściu z busa kierujemy się na południe, wędrując pośród porannych mgieł w stronę wsi Igrzycznia.


Poranne słońce przeświecające przez drzewa i podświetlające na żółto-pomarańczowo mgłę, robiło niesamowite wrażenie. Wokoło zalegała niesamowita cisza przerywana szczekającymi w oddali psami.


Po minięciu kilku domostw wędrujemy dalej jesiennymi łąkami.



Po niewielkich perypetiach ze znalezieniem szlaku, który znów został zmieniony, postanowiliśmy wspiąć się starym żółtym szlakiem. Strome wejście na Jaźwine (361m) stanowiło dość duże wyzwanie.


Widoki na zalegające jeszcze w oddali mgły oblepiające wsie i zalesione pagórki, pozwoliły nacieszyć wzrok, jako rekompensata po mozolnej wspinaczce.

Gdzieś opodal szczytu Jaźwiny robimy jak zwykle pamiątkowe zdjęcie.



Po zejściu ze wzgórz i minięciu wsi Sterczyna znajdujemy osłonecznioną polankę i rozpalamy ognisko.


Posiliwszy się udajemy się dalej na południe, w stronę ogromnych połaci lasów Cisowsko-Orłowińskiego Parku Krajobrazowego.


Widoki pięter lasów spowitych jesiennymi mgłami, robił niezwykłe wrażenie.


Po zejściu w dół wchodzimy w suche, piaszczyste lasy, pełne przecinających się leśnych dróg.






W okolicznych lasach licznie występuje Cladonia arbuscula - czyli chrobotek leśny, oraz reniferowy należący do gatunku grzybów, lecz ze względu na współżycie z glonami, klasyfikowany jako porost.

Przy wyjściu z lasu, wędrując starym żółtym szlakiem czekała nas niespodzianka, w postaci przeprawy przez rzeczkę Czarną po starym, rozpadającym się moście. Ale udało się bez strat.


Idąc szosą mijamy pozostałości zespołu dworskiego z II połowy XIX wieku. Kiedyś murowany dwór położony był na skarpie nad rzeką Czarną, dzisiaj będący całkowitą ruiną posiada jeszcze na swych murach ślady pocisków z okresu II wojny światowej. 

Kolejnym obiektem historycznym jest znajdujący się niedaleko kościół filialny pw. św. Andrzeja wzniesiony w latach 1620–1630. Obiekt został wybudowany, aby osłabić siłę rakowskich Arian, którzy zamieszkiwali pobliski Raków, oraz by okoliczni katolicy również posiadali swój kościół. Na późnorenesansowym portalu fasady widnieje herb biskupa Zadzika – Korab, który został tu umieszczony w dowód zasług dla tej świątyni.
Czas udawać się w stronę Rakowa, droga dalej prowadzi nas mało ruchliwą szosą.


Po przejściu około kilometra skręcamy w lewo, aby przejść przez Dębno. Pierwsze wzmianki o tej niewielkiej miejscowości pochodzą z drugiej połowy XV w. Wieś należała do rodu Pilawitów, a później Kotów. W 1569 r. powstało tu miasto, założone przez Jana Sienieńskiego, lecz ze względu na bliskość Rakowa, osada ta rozwijała się bardzo słabo. Dębno dawniej było prężnym ośrodkiem sitarstwa, dziś zadziwia ogromnym jak na tak małą osadę placem pośrodku osady, na którym odbywa się coroczne święto "pieczenia ziemniaka".  

Naszą wędrówkę kończymy w Rakowie, odwiedzając pobliski bar lecz niestety bez degustacji "gęsich pipek", na które musielibyśmy jeszcze sporo czekać. Po zamknięciu słynnego "Baru pod Gąską", jedynym miejscem aby ich skosztować jest pobliski bar "Arianka", ale musieliśmy pocieszyć się innym daniem.

wtorek, 3 października 2017

30.09.2017r.   Chęciny - Sosnówka - "Jaskinia Piekło" - Chęciny


              Piękny, wyżowy i słoneczny dzień u schyłku września, aż prosił się aby go spędzić z dala od miasta, w pięknych okolicznościach przyrody. Wczesnojesienne klimaty wokół Chęcin, zawsze stanowią doskonałe tło do pieszych wędrówek. Umówiliśmy się przy okazji na zabranie kociołka, a mistrz Jogi przygotował przepis na "świętokrzyski barszcz borowikowy z kotła", który upichciliśmy na skraju lasu, pod górą Wiśniową.


Wysiadamy na pętli autobusowej w Chęcinach i dalej wędrujemy przez Sosnówkę. Drogę toruje nam brykająca Mika, specjalny pies rozpoznawczo-tropiący, niedawno wcielony do naszej kompanii

To niewielkie i niezalesione (na szczęście) wzgórze (320m) o każdej porze roku jest miejscem wspaniałych widoków na okoliczne wapienne wzgórza, okalające wokół Chęciny. 

Na szczycie wzgórza jedni delektowali się widokami kolorowych pól, inni czymś kolorowym w płynie ;)

.... a jeszcze inni oddawali się namiętnie swojej pasji :)


Opuszczamy wzgórze, przekraczamy szosę i udajemy się w kierunku rezerwatu Góra Żakowa.


Z oddali podczas postoju na uzupełnienie płynów, obserwujemy uwijające się w polu "baby ziemniaczane" i "kartoflowego chłopa":)


Przemierzając głęboki wąwóz pomiędzy górami Żakową i Wiśniową docieramy pod "Jaskinię Piekło"



Całą drogę towarzyszył nam nasz dzielny Cycaty Kieliś - nieodłączny kompan wielu wypraw.


W jaskini napotykamy licznie żyjące tu pająki, które złowieszczo wiszą nad naszymi głowami. Jednym z nich to Sieciarz jaskiniowy - najbardziej jadowity pająk występujący w Polsce. Na szczęście, nie stanowi on wielkiego zagrożenia dla człowieka, lecz jego ukąszenie może być wyjątkowo nieprzyjemne – porównuje się je do użądlenia przez szerszenia. 


Opuszczamy jaskinię i wracamy w kierunku Chęcin, szukać miejsca na popas. Mijamy przeorane pola, przygotowane do wiosennych zasiewów.


Na skraju lasu pod górą Wiśniową znajdujemy zarośnięte wyrobisko po wydobywaniu piasku. Rozbijamy tu mały obóz i przystępujemy do ulubionego rytuału, odpalania kociołka i warzenia strawy :)


Tuż przy palenisku znajdujemy samosiejkę konopi, która zagubiła się tu pewnie przypadkiem i szybko została objęta troskliwą opieką.


Wielkie gotowanie czas zacząć, mistrz Jogi (nie mylić z jogą :)) skrupulatnie sprawdza, czy wszystkie składniki na wsad do kotła zostały zabrane i rozpoczyna ceremonię.


Opodal paleniska na brzozowej kłodzie przyczaiła się siodlarka stepowa, łypiąc ślepiami na kociołek

Amisz dogląda czy aby zupa "za bardzo nie przyprawiona"


Barszcz powoli dochodzi a w międzyczasie na kijach opiekane są jesienne dary lasu, skwierczące w płomieniach ognia i kapiące pomarańczowym sokiem rydze - mniam :)


Świętokrzyski barszcz borowikowy z kotła gotowy, czas na wielką ucztę !

Po uczcie czas wracać na busa, przed nami jeszcze kilka kilometrów do Chęcin


Kolejny rajd zaliczamy do udanych, wspaniała pogoda i wyśmienita uczta w plenerze będzie wspominana podczas jesienno-zimowej słoty.

Filmik z uczty: