poniedziałek, 31 października 2016

27.10.2016r.   Korytnica - Niziny - Staniowice - Sobków



                  Kolejny dzień urlopu aby gdzieś rozruszać kości i nacieszyć oczy jesiennymi barwami. Aura w tym roku nie była zbyt łaskawa na włóczęgi, dni ze słońcem i bez deszczu było jak na lekarstwo. Postanowiliśmy zaryzykować z pogodą i wybraliśmy się na Wzgórza Sobkowko-Korytnickie.


Przyjeżdżamy busem do Korytnicy i tu obowiązkowa wizyta w lokalnym sklepie spożywczym, aby kupić coś "miłego" na drogę. Pod sklepem zastaliśmy dyskutującą grupkę miejscowych i pozostawione przez nich lekko zabytkowe jednoślady.


Po zakupach ruszamy przez wieś wąskimi uliczkami, mijając liczne mostki nad potokami. Zerkając przez płot podziwialiśmy bałagan na jednym z podwórek, widać że tu cywilizacja jeszcze nie dotarła.


Opuszczamy domostwa i zapyziałe podwórka, aby udać się w pola prowadzące do pierwszego punktu naszej wycieczki - zalesionego wzgórza Grodziska.


Za nami pozostawiamy zabudowania Korytnicy i podążamy na wschód, przez polne drogi.


Po wejściu na niewielkie wzniesienie stajemy u podnóża stromej, zalesionej góry Grodziskiej.

 
Góra Grodziska to miejsce, na którym przed wiekami mogło znajdować się średniowieczne grodzisko, widoczne doskonale na mapach Lidar. Po przeskanowaniu terenu widać zarysy dwóch wałów na wierzchołku stromej góry, otoczonej od zachodu i północy strumieniem. Kiedyś tu, przed 50 laty, dobywano kamień litograficzny a pamiątką po tych działaniach jest posadzka ułożona z tego kamienia w tutejszym kościele parafialnym.

Penetrujemy szczyt góry zbudowanej z lessowych osadów, którą porastają wiekowe buki. 

Po zejściu z góry i przekroczeniu strumienia z widocznymi jeszcze pozostałościami betonowej śluzy po dawnych stawach rybnych, znów czekała nas wspinaczka. Kolejna atrakcja - Góra Łysa (nazwa pochodzi od jej nie zalesionego szczytu), wznosi się 234 metry n.p.m. Jest zbudowanym z wapieni wzniesieniem Pasma Sobkowsko-Korytnickiego, kończącym ostatecznie Góry Świętokrzyskie. Zbocza pagórka i okolicę porastają rzadkie gatunki roślinności stepowej, rosną tu między innymi  miłek letni pierwiosnek lekarski i zawilec wielkokwiatowy. Ze szczytowej partii rozciąga się piękny widok, na "zdobytą" wcześniej Górę Grodziską.

Dalej wędrujemy przez dno dawnego tropikalnego Morza Mioceńskiego, pochodzącego sprzed 15-16 milionów lat. Można tu znależć na polach wyorane okazy jego ówczesnych mieszkańców, zasiedlających dno dawnej Zatoki Korytnickiej,  m.in. koralowce, pierścienice, rozgwiazdy, jeżowce, stomatopody. Najbardziej popularne jest jednak występujące tu całe bogactwo muszli ślimaków i małż, które liczą około 800 gatunków.

Opuszczamy "muszlonośne" pola i zapuszczamy się w mieszany las.



Po przejściu kilku kilometrów zarządzamy popas. Czas w końcu coś podjeść.


W czasie, kiedy boczuś wiszący nad płomieniem skwierczał smakowicie, pod drzewem czekała na mnie cierpliwie puszka chłodnego piwa Namysłów.


Kiedy z Benem zajadaliśmy się pieczystym z ogniska, Skandal palił wszelkiego rodzaju pisma urzędowe i wezwania komornicze, aby zatrzeć swą mroczną przeszłość :)


Nasyciwszy przewody pokarmowe ciepłym jadłem ruszamy dalej w stronę Sobkowa, przez zieleniejące oziminą pola i przeorane ścierniska.


Po drodze natrafiamy na pozostałości po wizycie pewnego bydlaka, który wyrzucił tu swoje śmieci. Na tyle był tępy, że nawet nie sprawdził jakie dokumenty po sobie pozostawił. Mam nadzieję, iż nagłośnienie tej sprawy doprowadzi do ukarania tego buraka. Może zna ktoś rodzinę Znojków?


Po wypowiedzeniu wielu niecenzuralnych słów, czas na dalszą drogę.



Na jednej z rozległych łąk natrafiliśmy na pasące się owieczki, dodające uroku tej okolicy.

Dalej nasza droga prowadzi przez urokliwy i kręty wąwóz lessowy, porośnięty sosnami.


Po przedarciu się przez gęste krzewy tarniny, wyłania się przed nami widok na okolicę Sobkowa.


Podczas zejścia ze wzgórza nad Sobkowem, idziemy przez zagospodarowany niegdyś wąwóz, lecz teraz niszczejący i bardzo zarośnięty. Widocznie zabrakło zapału mieszkańcom aby zadbać o to miejsce.

Wędrówkę kończymy na rynku w Sobkowie, który nie poddał się jeszcze rewitalizacji i wyglądem przypomina typowy, pokomunistyczny rynek-zagajnik.


Oczekując na busa, przed naszymi oczami świeciła na czerwono tablica i raziła nas w oczy, niczym przestroga przed czymś ....... ale to zapewne pomówienia i złe ludzkie języki :)

wtorek, 25 października 2016

23.10.2016r.   Karczówka - Janów - Zalesie - Pasmo Zgórskie - Słowik


                  Jest!!! ....... w końcu słoneczny poranek po tak wielu pochmurnych i deszczowych dniach. Jako notoryczny rajdoholik nie mogłem przepuścić takiej aury i zmówiłem skład na niedzielną wędrówkę. Ranek dość mglisty, chłodny ale w ciągu dnia miało zrobić się już ciepło i miło.


Po spotkaniu z Benem udajemy się brukowaną ulicą Karczówkowską na Karczówkę (ciekawe skąd taka nazwa ulicy?:) ) Już na starcie mieliśmy przed oczami jesienne klimaty.

Obowiązkowo robimy sesję zdjęciową na tarasie widokowym, skąd rozciąga się panorama na północno-wschodnią część Kielce spowitą jeszcze wznoszącymi się mgłami.

W miejscu gdzie młode pary zapinają swoje kłódki, jako symbol nierozerwalnego związku, zobaczyć można, że przybywa ich coraz więcej. Ciekawe czy po nieudanym związku, będą potem wspólnymi siłami odcinać brzeszczotem te wspomnienia.

 
Kolejny punkt na naszej trasie, wzgórze Dalnia pięknie prezentuje się na tle jesiennych liści.


Mijamy kościół na Karczówce, opisywany już nie raz na blogu i wędrujemy dalej.

Po drodze przejście pomostem po odsłoniętych, dawnych szparach pogórniczych.
 
Wejście na Dalnię wita nas przepiękną, jesienną szatą.


Ze stoku wzgórza Dalnia podziwiamy zatopiony w mgłach klasztor Pallotynów na wzgórzu Karczówka.


Jedno z moich ulubionych miejsc widokowych, kamieniołom na Grabinie w tonacji jesiennej.


Opuszczamy wzgórza kopalniane i wędrujemy dalej przez zalesione drzewami łąki, ku stumieniowi Sufraganiec.



Po przejściu przez Pietraszki i płynący przez nie Sufraganiec i Bobrzę przechodzimy tory pod wiaduktem i skręcamy w stronę Janowa. Z pobliskiego wzgórza Podzamecka Góra rozciąga się widok na północne dzielnice Kielc i górujący na horyzoncie komin elektrociepłowni.

Przedzierając się przez krzewy tarniny i dzikiej róży natrafiliśmy na dwa młode łosie.

Dalej idziemy przez Janów Dolny, przechodzimy przez szosę w Zalesiu i udajemy się w stronę Pasma Zgórskiego. Las powitał nas przepiękną, jesienną szatą i promieniami słońca muskającymi liście drzew nadając całemu otoczeniu bajkowych barw.

Przed wejściem na grań pasma urządziliśmy krótki popas z ogniskiem, aby nabrać sił przed mozolną wspinaczką.


Zatopieni w jesiennych barwach wędrujemy leśnymi drogami ku kulminacji wzgórz i dalej kierujemy się szlakiem niebieskim na jeden ze szczytów pasma, górę Patrol.

W drodze na szczyt uważamy, aby podziwiając widoki nie nadepnąć na przyczajonego do zdjęcia Bena.


Na przełączy, pomiędzy Patrolem a górą Trupień podziwiać można widoki na świętokrzyskie krajobrazy.


Jedno ze stromych zejść z Trupienia i zagubiony jak zwykle po drodze Skandal, dociera do nas w swym dopasowanym kolorystycznie kamuflarzu. 


Na tle malowniczych wąwozów z powalonymi drzewami robimy sobie sesje zdjęciowe.



Głębokie wąwozy Pasma Zgórskiego w złoto-jesiennej szacie robią o tej porze niesamowite wrażenie.


Po wyjściu z lasu udajemy się na pętlę autobusową, podziwiając kolorowe wzgórza położonego na wschód od Słowika - Pasma Posłowickiego.


Pod mostem łącznicy kolejowej wsiadamy do autobusu miejskiego 111 i wracamy do Kielc.

sobota, 15 października 2016

14.10.2016r.   Makoszyn - Widełki  - Niwki - Daleszyce

                  Nastały chłodniejsze dni, coraz trudniej o pogodny i słoneczny dzień. Temperatura w nocy spada poniżej zera, na polach pojawia się szron a drzewa nabierają powoli jesiennych barw. Bierzemy z Amiszem dzień wolnego aby zapomnieć o pracy i zaszyć się w gęste lasy Pasma Cisowskiego. Towarzyszą nam w eskapadzie Beno ze Skandalem i razem dojeżdżamy 206-tką do wsi Makoszyn, której nazwa pochodzi od słowiańskiej bogini. Ale o tym nieco później.

Po wyjściu z autobusu wita nas całkiem inny świat, z dala od zgiełku miasta i wszechobecnego betonu. Mijamy pola pokryte w ocienionych miejscach szronem na tle porośniętych lasami wzgórz Pasma Bielińskiego.

Wędrujemy szosą w stronę niewielkiego przysiółka Psie Górki, mijając kwitnące pole rzepaku.


Po obu stronach rozciągają się przeorane na zimę pola, spowite jesiennymi mgłami. Nad naszymi głowami przeleciał rozśpiewany skowronek, jeden z ostatnich oznak odchodzących, ciepłych dni.



Asfaltowa droga powoli się kończy, mijamy ostatnie domostwa.

Po zejściu z szosy skręcamy na polną drogę wiodącą ku cisowskim lasom.

Pomimo słońca grzejącego nasze plecy panuje chłód, powodowany wiejącym wiatrem, ale na to mamy sprawdzoną, ludową metodę rozgrzewki od wewnątrz. Gruszkówka w tym przypadku nadała się idealnie.


Po drodze przechodzimy opodal rozszczekanego psa, który robił tu za strażnika poletka kapusty.

Opuszczamy podmakoszyńskie pola i wbijamy się w las, prowadzi Krzych z anteną GPS z pałki wodnej :)


Po przejściu kilkuset metrów lasem docieramy do wyraźnie zarysowanego nasypu kolejki leśnej.


Przez Pasmo Cisowskie, jak i inne kompleksy leśne Gór Świętokrzyskich przebiegały liczne trasy kolejek leśnych. Wybudowane za czasów zaborów przez austriackich okupantów, służyły do wywozu drewna z lasów Kielecczyzny, lub transportu urobku z usianych po lasach kopalń rud żelaza. Wędrując śladami takich linii kolejowych, natrafić można na pozostałości kamiennych mostów, ramp przeładunkowych i fundamentów kolejowych budynków.



Niektóre z mostków oparły się czasowi i nadal można po nich bezpiecznie przejść.

Idąc dalej śladem kolejki docieramy do szutrowej drogi leśnej, która zakryła dawne torowisko.


Opuszczamy "kolejowy" szlak i skręcamy na lewo pod górę, w stronę rezerwatu "Zamczysko". Szczyt porastają wiekowe drzewa, między innymi grubo ponad 200 letnia buczyna karpacka, osiągająca imponujące rozmiary.


Po mozolnej wspinaczce osiągamy wierzchołek tego tajemniczego wzniesienia. Przypominającą kopulasty stożek górę otaczają z trzech stron leśne strumienie a znajdując się pod nią bagniska i moczary tworzą z niej trudno dostępne miejsce. W tym właśnie niedostępnym zakątku, zaszytym wśród prastarych, słowiańskich lasów znajdowała się pogańska świątynia. Zamieszkujący te tereny plemiona licickie czciły w tym miejscu boginię deszczu i burzy, opiekunkę ziemi i wody - Mokoszę. Imię jej wywodziło się od prasłowiańskiego przedrostka mok-, oznaczającego "mokry" i "moczyć". Pogańscy kapłani na stromym szczycie wzniesienia wybudowali kamienne sanktuarium, formując coś w rodzaju trójstopniowej piramidy o płaskim wierzchołku. Do dnia dzisiejszego zachowały się jedynie zarysy kamiennych wałów, opasające szczyt wzniesienia. Widać to wyraźnie na poniższym zdjęciu, wykonanym za pomocą georadaru.


Magiczna aura tego miejsca, różnie wpływała na członków naszej ekipy :)


Po wyjściu z lasu docieramy do pól okalających malowniczą wieś Widełki. 


A my skręcamy na zachód asfaltową drogą prowadzącą koło leśniczówki.


Znany włóczykij świętokrzyski Amisz, swym kosturem wskazuje nam kierunek dalszej wędrówki.


Podążając w stronę Daleszyc mijamy poukładane kubiki ściętych drzew.
Na kolejnym rozstaju dróg skręcamy w lewo, mijamy potok i wędrujemy dalej błotnistą drogą.


Trochę za bardzo odbiliśmy w lewo i wylądowaliśmy w środku lasu, droga się skończyła i musieliśmy iść "na siagę". Po prawie godzinie przedzierania się przez las, postanowiliśmy zrobić popas.


Strudzeni wędrowcy wreszcie mogli zasiąść przy ciepłym ogniu i nasycić wygłodniałe żołądki.

Podczas naszej wspólnej biesiady dało się zauważyć pewną separacje, kiedy to dwaj biznesmeni-kapitaliści, postanowili oddzielić się od klasy robotniczej, zasiadając osobno pod drzewem.


Po ognisku czas na dalszą drogę do Daleszyc. Po drodze mijamy starą zabudowę drewnianą.

Około godziny 15:00 docieramy do rynku w Daleszycach, skąd wracamy busem do Kielc.