niedziela, 15 maja 2022

 23.04.2022r.   Chęciny - Polichno - Grzywy Korzeczkowskie - Chęciny

 

           Wiosna w tym jak i poprzednim roku, bardzo niemrawo wkracza w nasz zakątek kraju. Ciepłych i słonecznych dni jest jak na lekarstwo - przeważnie jest chłodno, pochmurno i mokro. Ale powili pojawia się coraz więcej oznak wiosny wokół nas. Połowa kwietnia to okres kiedy rozkwitają krzewy i drzewa śliwkowate. To doskonały czas na wędrówkę po wzgórzach pokrytych krzewami tarniny, bielejącymi o tej porze swym kwieciem. W planach była wędrówka z Brzegów do Chęcin, lecz aby tam dotrzeć nie znalazłem transportu o odpowiedniej porze. Wybór padł więc znów na okolice Chęcin, gdzie na szczęście jest pięknie o każdej porze roku. Zapraszam zatem na nową, wiosenną wędrówkę poprzez skąpane kwietniowym słońcem wapienne pagórki i zacienione, leśne wąwozy.
 
 
Po dojechaniu na pętlę autobusową linii 31 udajemy się na pobliskie wapienne wzgórze Sosnówka, pokryte nielicznymi sosnami i kwitnącą tarniną.
 
Krzychu przysiadł na skałce
 
          Śliwa tarnina, zwana również tarką - to gatunek krzewu z rodziny różowatych. Rośnie niemal w całej Polsce na terenach niżu i niższych partii pogórza. Uznaje się, iż przez jej krzyżówkę z pochodzącą z antypodów ałyczą - śliwą wiśniową, powstała popularna śliwa domowa. Tarnina, rozrastając się tworzy zwarte cierniste zarośla zwane czyżniami, które są ostoją dla wielu gatunków zwierząt. Krzew ten ma też właściwości lecznicze a jej granatowe owoce po przemrożeniu, są doskonałym surowcem na wyśmienite nalewki.
 
            Stąpając po wiosennych łąkach wypatrzeć można pod stopami kwitnące obficie na żółto różne odmiany pięciorników. Ta niewielka roślina gęstokępkowa znakomicie czuje się na nasłonecznionych, wapiennych glebach. Nadaje się do ogrodów skalnych jak i na rabaty a rozmnażać ją należy wczesną wiosną przez podział. 
 
 

Drogą pomiędzy krzewami tarniny schodzimy w dół i opuszczamy Sosnowicę
 
Zaczynające powoli kwitnąć mniszki lekarskie - czyli popularne mlecze, odwiedzane są często przez owady i różne chrząszcze, jak ten choćby „żarłok” - kosmatek pospolity. Odżywia się on nektarem z kwiatów a w trakcie żerowania, pyłek przyczepia się do jego włosków, przez co przyczynia się do zapylenia tych roślin.
 
              O tej porze kwitną również leśne fiołki, tu na jednym z kwiatów usiadł motyl dzienny – Powszelatek malwowiec. W Polsce motyl ten jest spotykany na terenie całego kraju, widuje się go na zielonych murawach, zboczach gór, polanach oraz łąkach. Jego gąsienice żerują najczęściej na wspomnianych wcześniej pięciornikach i poziomkach. 
 
          Ponieważ nadal mamy zimne poranki, rozkwitające na stokach podchęcińskich wzgórz pierwiosnki lekarskie, przemarznięte z trudem podnoszą kielichy swych kwiatów ku słońcu. Ta popularna roślina lecznicza uprawiana często w przydomowych ogródkach ma też zastosowanie kulinarne. Młode liście, bogate w witaminę C dodaje się do sałatek lub doprawia się nimi zupy. W kwiatach występuje heterostylia, czyli różnosłupkowość która utrudnia samozapylenie. U pierwiosnka istnieją dwa rodzaje kwiatów: w jednych kwiatach słupki są wyżej niż pręciki, a w drugich odwrotnie. Pręciki i słupek dojrzewają równocześnie i w ten czas kwiaty zapylane są przez motyle. 
 
Kolejny krótki postój - tym razem na Zegzeli
 
              A to kolejny z przedstawicieli motyli dziennych – Bielinek bytomkowiec. Motyl ten to jeden z naszych najpopularniejszych motyli, występuje na terenie całej Polski, lubiący miejsca wilgotne i ukwiecone. W ciągu roku pojawiają się w Polsce 2-3 pokolenia tych motyli. Samica składa jaja pojedynczo od spodu liści. Gąsienice wylęgają się z nich już po 4-6 dniach, rozwój trwa do 3 tygodni i linieją w tym czasie 4 razy. Osobniki z różnych pokoleń wyglądają inaczej.
 
               Po przejściu Sosnówki mijamy kolejne wzgórze Pasma Chęcińskiego o dziwacznie brzmiącej nazwie – Zegzela. Na prywatnej łące pod górą, stoi kilka anten krótkofalarskich, należących do pewnego miejscowego pasjonata – Michała (SQ7NSN). Mijamy wzgórze i schodząc ścieżką w dół, aby ponownie wspiąć się i dotrzeć do góry Żebrowica (303m). Na jej północnym skłonie stoi pomnik upamiętniający elitarną szkołę szybowcową oraz jej instruktorów i uczniów – pilotów polskich, którzy dzielnie walczyli o niepodległość w czasie II wojny światowej. Na kamiennym obelisku dumnie ku niebu wznosi swe skrzydła mityczny Ikar. Szkołę Szybowcową w pobliskim Polichnie oficjalnie otwarto w 1932 roku. Szkoła posiadała również bliźniaczą filię pod Pińczowem. W skład szkoły wchodziły m.in. warsztat naprawczy, nowoczesne hangary oraz pomieszczenia dla lotników. Uczniami szkoły oprócz Polaków byli także młodzi Rumunii, Węgrzy, Czesi oraz Finowie. Szkoła działała do wybuchu II wojny światowej, ponieważ niemal całe jej zaplecze techniczne zostało zniszczone przez Niemców. Po wojnie próbowano przywrócić dawną świetność placówki, ale ze względu na problemy związane z wykupem gruntów potrzebnych do uprawiania szybownictwa, szkoła w roku 1959 zakończyła swą działalność. 
 
             Opuszczamy Żebrowicę i po przekroczeniu zabudowań wsi Polichno udajemy się na południowy zachód. Mijamy niezalesione wzgórze Sitki na którym stoi maszt GSM i schodzimy w dół w kierunku Jedlnicy. 
 
 


               Po drodze podziwiamy widok na zalesione pasmo Grzyw Korzeczkowskich z widocznym zróżnicowaniem porastających je drzew. W dolnych partiach rosną sosny, zaś w szczytowych drzewa liściaste: głównie dęby i buki. 
 
 Po drodze na Grzywy spotykamy korzeckowskiego kowboja ;)
 
Trzeba raz na jakiś czas przysiąść :)

              Na zeszłorocznym liściu dębu wygrzewała się w słońcu rusałka ceik. Przedstawiciele tych motyli żywią się nektarem i sokiem z przejrzałych owoców, a także płynami wysysanymi z gnijących odchodów i padliny (bleee). 
 
             Grzywy Korzeczkowskie ciągnące się ponad 5 kilometrów, zbudowane jest z wapieni jurajskich pokrytych lasem mieszanym ze stanowiskami roślinności śródziemnomorskiej. Pasmo składa się z kilku skalisto zakończonych szczytów, zbudowanych ze skał będących miliony lat temu brzegiem tropikalnego morza.
 
Opuszczamy grań Grzyw Korzeczkowskich i schodzimy w dół nad łąki pod Mostami

 
Wszystko wskazuje że wiosna zawitała już na całego - przyleciały bociany !!!

W miejscu postojowym pod lasem odpalamy ognisko i robimy w końcu wyczekiwany popas
 
 
.... i dyskusje o życiu przy ognisku

               Tradycyjnie jak to podczas większości wędrówek bywa, czas na krótki popas i ognisko. Do tradycyjnych „przekąsek z kija” tym razem nasz "mistrz kociołka" przygotował coś specjalnego. Tym razem spróbowaliśmy nowego przysmaku: sera cheddar (czedar) polanego miodem i posypanego ekstraktem kawy rozpuszczalnej. Połączenie tych smaków bardzo przypadło nam do gustów.
 
 Czas ruszać dalej w drogę, choć towarzystwo się trochę rozlazło :)
 
Idąc skrajem lasu skręcamy w las i zagłębiamy się urokliwe wąwozy w korzeczkowskich lasach.  
 
Masyw Grzyw Korzeczkowskich w swej środkowej części, poprzecinany jest licznymi wąwozami. Szkoda, że nikt nie pomyślał aby przez nie przeprowadzić szlak turystyczny i uatrakcyjnić walory tego miejsca.
 

Schodzimy teraz szlakiem w dół aż docieramy do skraju lasu, spod którego wyłania się wspaniały widok na chęciński zamek.
 
 
           Dalej kierujemy się asfaltową drogą w stronę Chęcin. Idąc przez przysiółek Korzecka mijamy wychodnie skał wapiennych, przy których znajduje się jaskinia zwana „Schronisko Szklarków”. Jaskinia została odkryta podczas prac wydobywczych w istniejącym tu przed wojną niewielkim kamieniołomie. Po wojnie miejsce to zostało zasypane śmieciami i dzięki lokalnej inicjatywie mieszkańców odkopane i uporządkowane. Podczas oczyszczania jaskini usunięto tony śmieci uzyskując długość 8,40 m i głębokość 6,27 m.
 

Nastało popołudnie, słońce świeci coraz niżej a my podziwiać możemy ruiny chęcińskiej warowni otoczone wczesno-wiosennymi barwami.

Docieramy w końcu pod chęciński zamek
 
         Omijamy zamek od zachodu i udajemy się „drogą mnicha” w stronę przystanku autobusowego, płosząc niewielkie stado kur z wielce oburzonym kogutem . Schodzimy kamiennymi schodami wzdłuż muru okalającego kościół św. Józefa przy klasztorze bernardynek w Chęcinach, gdzie kończy się moja opowieść.
 
 

2 komentarze:

  1. Pozdrowienia dla Ekipy!
    tereny przepiękne, a późną wiosną nigdy się nie martwiłem, bo miałem więcej czasu na penetrowanie miejsc, które wraz z wiosną staną się pokrzywiskami poprzerastanymi ostrężynami - czyli makabrą do przejścia bez maczety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczesna wiosna to super sprawa, wszystko widać i brak tych wku*** owadów :)

      Usuń