Kolejny ciepły, grudniowy dzień, słońce po porannych mgłach rozświetliło niebo, więc pojawiła się okazja na wędrówkę. Decyzja zapadła sobotnim wieczorem, więc naprędce powiadomiliśmy najbardziej "zagorzałych łaziorów świętokrzyskich" o planowanej wędrówce. Wyjazd 111-tką do Zalesia i dalej pieszo pod Słowik. Trasa krótka, przedobiadowa i w dość szybkim tempie. Sorry dla przyłączonych po drodze uczestników za pospieszanie, ale że to okres przedświąteczny, więc obowiązki wzywały.
Z Zalesia idziemy drogą przez podmokłe łąki aby dojść do przepływającej przez Białogon Bobrzy.
Rzekę Bobrze pokonujemy przez chybotliwy i niepewnej konstrukcji mostek drewniany.
Po przejściu ulicy Krakowskiej wbijamy się w kompleksy leśne Pasma Posłowickiego. Za domami znajduje się bijące źródło, które jest zawsze oblegane przez "notorycznych napełniaczy wszelkiej maści baniek". Nikt nie wie skąd taka popularność tej wody, ponieważ jedyną jej zaletą jest fakt, że nie pozostawia kamienia po przegotowaniu. Poza tym jest to woda opadowa, więc płynąca w kieleckich kranach woda głębinowa jest o wiele bezpieczniejsza. A filtr z DAFI rozwiązuje problem z kamieniem :) Ale, niech tam.
Opuszczamy źródło i kierujemy się na południe głębokim wąwozem, będącym drogą do pobliskiego gospodarstwa. Po drodze mijamy malowniczo porośnięte bluszczem stare dęby.
Odbijając z obranej drogi na zachód, chcieliśmy odszukać leżącej u podnóża Góry Kolejowej kaplicę Foltyńskiego, która owiana jest ponurą legendą. Niestety nie znaleźliśmy jej i trzeba było wracać na szlak.
Po kilkunastominutowej wspinaczce docieramy do grani pasma i dalszą drogę pokonujemy niebieskim szlakiem.
Na szlaku czas na krótki popas, przekąszenie suchego prowiantu i degustację pigwówki na wytrawnie.
Schodząc z jednego ze szczytów Pasma Posłowickiego - Biesaku, dochodzimy do polany która jest skrzyżowaniem leśnych dróg, przy której znajduje się kaplica. Miejsce to nazywane jest "Pod Obrazikiem" a wspomniana kaplica jest miejscem upamiętniającym śmierć powstańca styczniowego.
Na polanie zrobiliśmy małe ognisko, przy który mogliśmy osmalić kiełbaski (co niektórzy dosłownie, na czarno) i wędzone kęski popularnego w Polsce nielota.
Po ognisku dalej w drogę, niestety w dość ekspresowym tempie, gdyż czas naglił a świąteczny czas zbliżał się nieubłagalnie.
Idąc na przystanek autobusowy napotkaliśmy na zmarznięte, otulone brązowymi, jesiennymi liśćmi grzyby. Kolejna już zima, tak jak w zeszłym roku, jest bardzo łaskawa.
Te źródła to zagadka w każdej okolicy. Na skraju Skarżyska jest jedno takie, o którym co jakiś czas informuje sanepid, że woda niezdrowa, a ludność i tak tłumnie wali z baniakami.
OdpowiedzUsuń