Ostatni dzień tegorocznej wiosny, chęć wyjścia w plener była tak silna, że dopiero w piątek po 20:00 postanowiliśmy zaryzykować. Pomimo zapowiedzi deszczu zmawiamy się na krótki wypad z nastawieniem na focenie. Wysiadamy z busa pod Bolminem i ruszamy w trasę. Mijamy zbiornik wodny, który wraz z przylegającym terenem został zakupiony przez prywatnego właściciela i jest aktualnie grodzony. Plany nabywcy są dość ambitne, park wodny, piękne plaże i możliwość uprawiania sportów wodnych, ale jak mawiają "pożyjemy - zobaczymy". Oby wypaliło, bo to bardzo fajny i malowniczy zakątek. Dla zainteresowanych konto na FB: www.facebook.com/parkbolmin
Widok znad akwenu na pasmo Grzyw Korzeckowskich
Bolmiński "ostaniec" - jedna z ostatnich opuszczonych chałup dawnej osady nad brzegiem Hutki
Po przejściu rzeczki Hutki wędrujemy lasami w stronę wsi Mosty, objadając się po drodze poziomkami i jagodami.
Wychodzimy z lasu i kontynuujemy marsz przez łąki w kierunku wsi Mosty
Misiek przyczajony i w ogromnym skupieniu fotografuje lokalną bestię
Idąc żwirową drogą napotykamy na małego zielonego stwora - to łatczyn brodawnik, znany w miejscowym półświatku jako "Łata", powiązany z "grupą pruszkowską".
Po pokonaniu rozległych łąk przysiadamy na trawie, aby opróżnić częściowo plecaki z płynów chłodzących. Za naszymi plecami nadciąga deszcz, więc zmuszeni byliśmy pokrzepić się w przyspieszonym tempie.
Nie tylko deszcz nas przepłoszył ale też zbliżające się znienacka bombowce separatystów donieckich. Po dokładnym rozpoznaniu okazało się, że to nasze samoloty transportowe typu Casa C-295.
Misiek jako ostatni pozostał na posterunku i pakował sprzęt fotograficzny przez nadciągającym deszczem.
Po przejściu deszczu wbijamy się w las i wędrujemy wąwozami przez Grzywy Korzeckowskie.
Głęboko w lesie natrafiamy na ruiny budynku, najprawdopodobniej należącego do jakiegoś zwyrodniałego, seryjnego mordercy, polującego na zagubionych turystów.
Wyłaniamy się z lasu i wychodzimy na ukryte wśród drzew pola uprawne
Kolejny etap przez las, tym razem krótki i z górki
I czas na wyczekiwane ognisko w doborowym składzie. Miejscówkę zajęliśmy dzięki uprzejmości właścicieli działki, więc mogliśmy w dogodnych warunkach zasiąść do syto zastawionego przez nas stołu
Po nasyceniu żołądków udajemy się do Podzamcza Chęcińskiego, przez starą, zrujnowaną aleję lipową. Po drodze mijamy kikut spalonego, kilkuset-letniego drzewa.
Przed nami pozostało nam przejście przez kompleks pałacowy w Podzamczu, otoczony ciężkimi, ołowianymi chmurami deszczowymi.
Nadciągają deszcze - czas ruszać na busa do Kielc
Nareszcie! Już się bałam, że przyssało Was do foteli. I dzięki pogodzie macie rewelacyjne niebo na zdjęciach.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, ostatni pieszy był pod koniec kwietnia :0 Cóż sezon letni przed nami, więc czas bardziej na pontony i rowery. Zacznie się rozkręcać od września jak się zrobi znośnie, chłodniej.
OdpowiedzUsuń