Zapowiadał się ciepły, iście letni dzień. Od rana słonecznie, prawie bezwietrznie a dokładnie tydzień temu sypał gęsty śnieg. Po upewnieniu się co do pogody zmawiamy się pod koniec tygodnia na sobotni wypad. Miało być 17 osób, lecz część z nich nawaliła, ale za to pojawiła się kolejna osoba w naszej kompanii, utytułowana tancerka Marta, znana nad Nidą jako Sylwia. Wyruszyliśmy w końcu w dziesięć osób. Zbiórka na dworcu busowym i tradycyjnie, na szczęście z niewielkim, piętnastominutowym poślizgiem "rozkładowym" odjazd i docieramy w okolice Podzamcza Chęcińskiego. Stąd drogą asfaltową kierujemy się w stronę wsi Mosty.
Po zejściu z drogi wędrujemy skrajem lasu przez nadnidziańskie łąki
Idąc na przełaj przez wielkie połacie łąk zbudziliśmy niezadowolonego psa. Wylegiwał się w trawie wygrzewając w słońcu a tu jakaś zgraja "dwónogów" zakłóciła mu poranny spokój.
Docieramy do stromego wzniesienia, wielkiego, zalesionego wału skalnego, który nie oparł się nurtom wylewającej się przy powodziach Nidy i góruje nad łąkami. W trawach czaiły się wszelkiej maści gadziny, jak łypiąca na nas ślepiami zaciekawiona jaszczurka zwinka.
Wspomniany wał porośnięty jest od strony wschodniej bukami i pokryty dywanem wiosennych kwiatów.
O tej porze licznie kwitną tu zawilce, przylaszczki i fiołki leśne (na zdjęciu)
Po drugiej, bezleśnej stronie wału przystajemy na chwilę i racząc się zimnym piwem podziwiamy widoki na okolicę. Nad naszymi głowami unoszą się dziwne, lecz niegroźne, latające stwory
Idziemy dalej skrajem niewielkich zagajników sosnowych i docieramy do starych, opuszczonych stawów hodowlanych Secałów. Mieliśmy tu topić zaległą Marzannę, ale w końcu okazaliśmy litość naszej współtowarzyszce
Tuż za stawami pokonujemy niewielki rów nawadniający z wieloma śladami bobrowych łapek
Kolejny kilometr trasy prowadzi przez dno niedoszłego "Morza Chęcińskiego", które w czasach komuny miało powstać w tym miejscu . Początki tego pomysłu sięgają jeszcze lat 30-tych ubiegłego wieku. W latach 50-tych wytyczono nawet tereny pod zalanie, które liczyły 1600 hektarów. Trochę żal, że nie doszło do realizacji tej inwestycji, nawet w nieco mniejszej formie stanowiłoby wspaniałe miejsce do rekreacji, przyciągające rzesze turystów.
Schodzimy z łąk i idziemy dalej na południe drogą w kierunku osady Chojny
Biała Nida - jedna z ostatnich dzikich, nieujarzmionych rzek przecina rozległą równinę, meandrując przez łąki.
Tuż przy drodze znajdują się ruiny kamiennego młyna rzecznego
Stare zabudowania przy młynie z porastającym dzikim winogronem gankiem, pamiętają zapewne szum koła młyńskiego, napędzanego siłą Białej Nidy i odgłos sapiącego z wysiłku młynarza dźwigającego worki z mąką
Ze względu na plany zalania tych terenów, znajdujące się w obrębie planowanej inwestycji wsie Mosty, Chojny i Wymysłów, ze względu na zakaz jakichkolwiek prac budowlanych, pozostały do dziś niczym żywy skansen
Opuszczamy Chojny i kierujemy się na północ, wzdłuż Nidy w stronę zalesionej Wilkomiji
Nad rzeką napotkać można nadgryzione i powalone przez zęby bobrów drzewa (nie, nie - to nie sprawka Bena !)
Po mozolnej wspinaczce na grań Wilkomiji docieramy wreszcie do celu naszej wyprawy - umocnień z czasów I Wojny Światowej. Wiosną 1915 roku na linii Nidy i Wiernej Rzeki znajdował się front. Na zalesionej górze Wilkomija (281 m nmp) stacjonowało wojsko austro-węgierskie, które wzmacniając wzniesienie licznymi okopami i gniazdami artyleryjskimi panowało nad okolicą. Do burzenia umocnień ziemnych i zwalczania ciężkiej artylerii rosyjskiej za Nidą, wojska austriackie sprowadziło ciężkie moździerze kalibru 305 mm, zwane Chuda Emma. Były one postrachem Rosjan ze względu na siłę rażenia. Wybuchające pociski tworzyły krater o średnicy i głębokości 8 metrów, zabijając przy tym wroga w promieniu 400 metrów.
Przedzierając się przez las napotykamy na wiele takich wykutych w skalnym podłożu umocnień
Przed samą górą, jak i na cyplu Wilkomiji znajduje się z kolei pamiątka po II Wojnie Światowej, rów przeciwczołgowy wybudowany przez Niemców (oczywiście niewolniczymi rękami Polaków) Miał zatrzymać napierające wojska radzieckie. Kiedy opowiadałem o tym miejscu, Mirek spytał - "A jak miały tędy przejechać czołgi?".
Odparłem, że "Jak przejechać, jest to rów PRZECIWczołgowy, jak sama nazwa wskazuje przeciw czołgom". "A-ha, no tak" :)
Kiedy to penetrowaliśmy na górze okopy, w Bena wstąpił duch artysty-mizantropa i błąkając się samotnie nad rzeką gdzieś przepadł. Na nic zdały się nawoływania, lecz na szczęście w dobie telefonów komórkowych, naprowadziliśmy go na drogę do nas, pozostawiając po drodze liczne znaki i drogowskazy
Gdy zapłonęło ognisko i przystąpiliśmy do opiekania kiełbasek w oddali pojawił się on - Beno wędrowiec
Po wielu kilometrach marszu czas na najprzyjemniejszą część każdego rajdu - popas
Napełniwszy swe brzuchy ruszamy dalej leśnymi duktami, w kierunku leśniczówki Bizoręda
Kapliczka i drewniany krzyż upamiętniający tragiczną bitwę małogoską z 1863 roku, postawiony w miejscu, gdzie w latach 60-tych rosła wielka sosna z umieszczonym na niej świętym obrazem. Pamięć o sośnie z "Obrazikiem' była na tyle ukorzeniona, że w roku 1982 leśnicy postawili w tym miejscu dębowy krzyż, zaś po rewitalizacji tego miejsca, w roku 2011 ustawiono nowy krzyż o wysokości 5 metrów.
Wychodzimy z lasu i wędrujemy dalej soczysto-zielonymi łąkami, pośród kwitnących na biało krzewów tarniny
Potrzeszcz dający koncert na wierzchołku krzewu
W oddali widać ruiny zamku w Chęcinach
Po zejściu z pól przemierzamy wieś Żerniki, gdzie napotkać można kamienne krzyże pokutne, pochodzące prawdopodobnie jeszcze z XIII wieku. Takie krzyże, w ramach pokuty wykonywali własnoręcznie zabójcy, jako dodatkowe odszkodowanie dla rodziny ofiar. Przed laty na tych krzyżach widoczny był miecz wyryty w czerwonym piaskowcu , lecz upływający czas zatarł wszelkie ślady.
Docieramy wreszcie do przystanku przy krajowej "siódemce" i oczekujemy na busa. Odnowiony przystanek nie oparł się miejscowym wielbicielom policyjnych "organów", lecz na potrzeby publikacji zdjęcia ocenzurowałem to soczyste wyznanie miłości do umundurowanych pośladków.
HEJ!
OdpowiedzUsuńFajną mieliście wycieczkę, a zdjęcia... po prostu piękne :)
Włóczę się z "Przygodą" (znam Mirka) ale chętnie wybrałabym się kiedyś z Wami.
Zaprosicie? :)
Mój mail: ana.nyga@wp.pl
Pozdrowienia - Ania K.
Witam,
OdpowiedzUsuńpodpisuję się "pod Anią" . Też chętnie wziąłbym udział w takiej włóczędze. Od kilku lat relacje Tomasso są dla mnie inspiracją do samotnych wędrówek poboczami świętokrzyskimi. Często Waszymi śladami. Jeśli uznacie, że można Wam potowarzyszyć, byłbym rad.
Powodzenia !
Andrzej