niedziela, 15 stycznia 2023

 07.01.2023r.   Umer - Kołomań - Wzgórza Kołomańskie - Pogłodów - Raszówka

 

          Za oknem kolejny taki „nie zimowy”, styczniowy dzień. Temperatura znacznie powyżej zera, pochmurno z przejaśnieniami i gęsta, długo zalegająca mgła. W prognozach zapowiadali w ciągu dnia rozpogodzenia, więc postanowiłem zorganizować kolejny rajd, tym razem po rzadko przez nas odwiedzanym terenie. Zbiórka na Czarnowskiej i autobusem nr 32 jedziemy w stronę Samsonowa. Celem naszej wędrówki są Wzgórza Kołomańskie, a dokładnie ich wschodnia, zalesiona część. Zapraszam więc na najświeższą foto-relację po wzgórzach porośniętych pięknym, bukowym lasem, skrywającym pozostałości kopalń rud żelaza ale również po miejscach nasiąkniętych krwią niewinnych ofiar.
 
       Nasza wędrówka zaczyna się w miejscowości Umer, której dawna nazwa Humer wywodzi się najprawdopodobniej od słowa „młot”. W XIX wieku była to niewielka osada fabryczna w której funkcjonował zakład fryszerski, gdzie przerabiano surówkę wytapianą w pobliskiej hucie w Samsonowie. Stoimy właśnie nad brzegiem spowitego gęstymi mgłami zbiornika retencyjnego na rzece Bobrzy, zrewitalizowanego w 2004 roku.
 
W miejscu gdzie Bobrza wpływa do zalewu, na niewielkich podmokłych łąkach bytują bobry, ścinając swymi ostrymi zębami porastające mokradła drzewa i krzewy.

 
       Po okrążeniu wschodnim brzegiem zalewu idziemy drogą przez zabudowania wsi Kołomań, aby skręcając na zachód wejść w las. Wzgórza Kołomańskie to dość duży obszar starego, mieszanego lasu z przewagą dostojnych jodeł i buków. Zalesione wzgórza rozciągają się pomiędzy wsiami Kołomań, Serbinów i Malmurzyn. To aż dziwne, że przez tak wspaniałe tereny, obfitujące w piękny starodrzew, porastający liczne wąwozy i głębokie parowy, nie prowadzi żaden szlak turystyczny. Może warto aby nasz PTTK zainteresował się tym fragmentem naszego regionu?
 
       Wędrując leśnymi duktami warto spojrzeć na poszycie leśne, pełne soczyście zielonych o tej porze roku mchów i porostów. Jednym z nich jest widoczny na zdjęciu porost, należący do rodziny chrobotkowatych - chrobotek kubkowaty. To popularna w Polsce roślina porastająca często podstawy pni drzew i występuje na wszystkich kontynentach świata, również na Antarktydzie oraz w Arktyce. Preferuje gleby kwaśne, najliczniej rosnąc na obszarach o klimacie umiarkowanym i zimnym. Porost ten tworzy grzyb żyjący w symbiozie z glonem, gdyż oba te organizmy samodzielnie nie występują. Chrobotek oprócz miejsca do osiedlenia dostarcza glonowi niezbędnych soli mineralnych i wodę, a glon oddaje grzybowi część cukrów, które wytworzył w procesie fotosyntezy. Ot i taka współpraca 😉
 
      Lasy kołomańskie to miejsce wielu potyczek partyzanckich w okresie II Wojny Światowej. Opodal wioski Kołomań, na wschodnim skłonie Skalnej Górki znajduje się pomnik i zbiorowa mogiła partyzantów. Oddział żołnierzy należących do Armii Krajowej. Oddział ten, pod dowództwem Pawła Stępnia ps. "Gryf" w dniu 26 czerwca 1944 roku przeprowadził zasadzkę na żandarmerię niemiecką. W wyniku starcia w walce poległo 8 hitlerowskich żandarmów i 2 partyzantów z oddziału „Gryfa”.

Nasza dalsza trasa prowadzi dalej leśnymi drogami pożarowymi, wokół panuje cisza i wszechobecna mgła.
 
 
 
 Na chwilę zbaczamy z planowanej trasy, aby zajść do dawnej leśniczówki w Światełku.
 
 
 Ponieważ ostatnio napadało obficie śniegu a aura aktualnie jest mocno deszczowa, z lasów spływają zewsząd strumienie wody.
 
 Wychodząc na skraj lasu, ujrzeć można widok na pobliską górę Grodową, spowitą niskimi chmurami i unoszącymi się nad lasem mgłami.
 
Kierujemy się teraz na północ w stronę szczytu Wzgórz Kołomańskich, na górę Kamieniec (400m). Idziemy wzdłuż podmokłego wąwozu, przez ogromną nieckę zwaną Podoły, z płynącymi przez jej dno strumieniami.

       Mijamy pozostałość złamanego przez wiejące tu wichry drzewa i wspinamy się coraz wyżej. Tu drzewostan powoli zaczyna się zmieniać. Dorodne jodły ustępują miejsca bukom, znacznie odporniejszym na działanie silnych wiatrów. Mirek nie zażył dziś etopiryny - i był trochę niewyraźny :)

Wchodząc wyżej natrafić możemy na ślady po dawnej działalności górniczej. Zbocze wzgórza pokryte jest licznymi śladami po łomikach i sztolniach górniczych.

       Czas od końca lutego do maja, to okres zrzutu poroża u zwierząt jeleniowatych. Poroże, nie myląc z rogami, które występuje tylko u zwierząt hodowlanych, wyrasta im co roku. Składa się z jednolitej tkanki łącznej, która z biegiem czasu kostnieje i wczesną wiosną jest przez te zwierzęta zrzucane. Ponadto, poroże jest rozgałęzione a rogi nie. Dwa rozgałęzienia to widłak, trzy – szóstak, cztery – ósmak a pięć – dziesiątak i tak dalej. Natrafione przez nas poroże jelenia przeleżało zapewne od zeszłej zimy i dopiero teraz zostało znalezione.
 
W bukowym lesie

      Pod wypłaszczonym wierzchołkiem góry Kamieniec, natrafić możemy na pozostałości starych kopalń rud żelaza. Przed wojną wydobywano tu rudę żelaza a do niewielkich łomików doprowadzono sieć konnych kolejek leśnych. Załadowany urobek zwożono wagonikami ciągnionymi przez konie po ułożonych przez las torach, do pobliskiej huty. W niecce pod szczytem natrafiliśmy na dziwne miejsce, jakby wejście do kopalni. Były tam nawet ułożone z kamieni schody ale dalej było wszystko zasypane.


Przebieg trasy kolejki leśnej do zwożenia urobku z kamienieckich kopalń.
Źródło: „Zagnańskie kolejki wąskotorowe”.

Na powalonych pniach drzew na dobre zadomowiła się grzybnia, która rozkładając strukturę drewna naturalnie dokończy żywot drzewa.
 

     Bliżej Mniowa, na północnym skłonie kołomańskich wzgórz, istnieje więcej pamiątek po działalności górniczej na tym terenie. W bukowym lesie widać zarysy kopalń odkrywkowych rud żelaza, datowanych na XVII-XIX wiek. W czasie I Wojny Światowej przed wycofującymi się wojskami austriackimi, w opuszczonych wyrobiskach znaleźli schronienie mieszkańcy okolicznych wiosek. Całymi rodzinami wraz z bydłem i całym dobytkiem koczowali tu w wybudowanych prowizorycznie szałasach.
 
       Stare opuszczone sztolnie i pokopalniane szpary były również schronieniem dla partyzantów w czasie II Wojny Światowej. Jak wiadomo Niemcy panicznie bali się zagłębiać w lasy i stacjonujący tu partyzanci mieli względny spokój.
 
     Jesienią 1942 roku w uroczysku „Kamieniec”, kilometr od Pogłodowa miejscowy gajowy Wawrzyniec Drogosz zwerbował dwóch cieśli, aby wybudowali w lesie bunkier. Był to dwuizbowy drewniany dom z kamienną podmurówką, obity papą i wysmarowany dla izolacji smołą. Aby nie był widoczny został przysypany ziemią ze ściółką a na jego dachu posadzono sadzonki jodeł i brzóz. W bunkrze tym, na przełomie roku 1943/1944 przechowywano broń, amunicję oraz mundury wojskowe. Bunkier miał swoją obsadę i komendanta, który wyznaczał kolejne osoby do pilnowania magazynku. W dniu 14 czerwca 1943 pod bunkier podprowadził Niemców jeden z kapusiów, nawiasem mówiąc również „partyzant” i teren został szczelnie przez wojsko otoczony a sam bunkier zniszczony granatami.
 
Czytamy i czytamy .....trochę zaleciało al jazerrą :) 
 
Na wprost wspomnianego miejsca po bunkrze, stoi kamienny obelisk poświęcony pamięci poległych w tych okolicach partyzantów.
 
      Z kamienieckim lasem związana jest też inna ponura historia. Po zajęciu tych ziem przez niemieckich okupantów, część mężczyzn w sile wieku wstąpiła do miejscowej partyzantki. Ale nie wszyscy z nich działali zgodnie z prawem i honorem. Po akcji okupantów, podczas której aresztowano większość wyższej rangi oficerów podziemia, wśród mniej moralnych i krewkich partyzantów zapanowała samowola. W lasach grasowała kilkunasto-osobowa grupa zwykłych zbirów. Byli to znani w okolicy bandyci i złodzieje, którzy pod przykrywką partyzantki napadali na własnych rodaków, grabili ich domy, torturowali a w skrajnych przypadkach zabijali. Nachodząc okoliczne wioski rekwirowali bydło i trzodę chlewną a następnie czego nie zjedli wywozili na handel. Napadali również na wiejskie sklepy plądrując je doszczętnie. Bunkier stał się miejscem, gdzie dzielili łupy, imprezowali, sprowadzali na "przesłuchania" tych co im podpadli. Tu min. więziona była nauczycielka z pobliskiej szkoły a następnie nikczemnie zabita. Leśne zbiry, pozbawione wszelkich skrupułów zajmowali się również polowaniem na żydów. Byli oni dla nich "łakomym kąskiem", gdyż nie mogli iść i poskarżyć się Niemcom, jak to robili niektórzy Polacy.

     Nad niewielkim wąwozem z przepływającym po jego dnie strumieniem, znajduje się prowizoryczne miejsce pamięć. W lessowej skarpie prawdopodobnie jeszcze do dziś spoczywają ciała wielu ofiar, którzy zginęli z rąk bandy „leśnych ludzi”. Niedługo nakładem księgarni „Znak” ukaże się reportaż Jacka Łukawskiego, w którym zostaną szczegółowo opisane ponure wydarzenia z czasów II Wojny Światowej, związane z tymi miejscami. Tam również dowiemy się jak zakończyła się pacyfikacja bunkra i co dalej stało się z jego obsadą.
 
    Bulwersującą sprawą jest brak poszanowania dla tego miejsca, przez działalność pracowników leśnych. Na terenie tym, aktualnie trwa wycinka i zwożone jest drzewo, ale dlaczego jedna z dróg prowadzi tuż przy miejscu, gdzie znajdują się symboliczne mogiły pomordowanych? Czy nikt z pracowników Lasów Państwowych tego nie widzi, nie ma nad tym żadnej kontroli? Zapewne do tych prac zatrudniani są miejscowi drwale "z łapanki", których nie interesuje to, że niszczą miejsca pamięci.
 
Przy leśnej drodze w stronę wioski Pogłodów rośnie wielki, pomnikowy buk, zapewne niemy świadek wielu okrutnych wydarzeń związanych z tym miejscem.
 
    Buk ten, to również symboliczna mogiła związana z bestialskim mordem młodej, żydowskiej dziewczyny. Po ucieczce z kieleckiego getta, szesnastolatka wraz z rodzicami ukrywała się przed hitlerowcami w pobliskiej wiosce. Aby przeżyć, chodziła po wsiach i sprzedawała różne drobne świecidełka. Niestety, wpadła w ręce "chłopców z lasu" jak sami się nazywali i uwięziona w piwnicy jednego z domów pod lasem. Całą noc dręczona, nad ranem została przez swych oprawców zabita i zakopana w lesie.
 
Po opuszczeniu mogił czas na popas z ogniskiem. Przez te mgły i wszechobecną wilgoć ledwo co rozpaliliśmy ognisko. Gdyby nie Marka palnik byłoby ciężko. 
 
Po podjedzeniu czas udać się na przystanek. Jeszcze pamiątkowe zdjęcie pod dębem.
 
      Opuszczamy las z jego ponurą historią i udajemy się w kierunku Raszówki. Wędrując podmokłymi łąkami dostrzec można wzmożoną działalność dzików. Takie ślady ze zrytą ziemią po poszukiwaniu pożywienia nazywane jest buchtowiskiem.
 
      Po długiej wędrówce przez las, udajemy się na przystanek busa pod Raszówką. To miejsce również związane jest z tragicznymi wydarzeniami podczas drugiej wojny. Opodal szosy znajduje się zbiorowy grób spalonych żywcem mieszkańców z pobliskich wiosek. 26 maja 1943 r. żandarmeria niemiecka i żołnierze SS z Kielc przeprowadziły w gminie pacyfikacje. Był to najprawdopodobniej odwet za wcześniejszy napad oddziału AK dowodzonego przez Stanisława Stachurę „Małego” na samochód pocztowy. W czasie pacyfikacji zostały obrabowane i spalone dwa domy oraz jedno całe gospodarstwo. W tym czasie aresztowano wiele osób, a ponad 50 z nich zostało rozstrzelanych lub spalonych żywcem. Największa grupa około 30 osób, została spalona w samotnie stojącym domu w Raszówce a pośród nich było pięcioro dzieci.
 
       Dzień chyli się ku końcowi, słońce powoli chowa się za nisko zawieszonymi chmurami i czas kończyć naszą foto-opowieść. Ale planuje jeszcze powrócić w te rejony, aby spenetrować północno-wschodnie tereny lasu, tam również znaleźć można wiele ciekawostek.
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz