To prawdopodobnie ostatni taki ciepły weekend tego roku, na termometrze ponad 20 stopni, a nad nasz kraj nadciąga powoli z północy niż "Janina", więc trzeba się cieszyć ostatnimi ciepłymi chwilami. Tym razem mieliśmy bardzo komfortowo, dzięki naszemu kompanowi, który załatwił nam transport w obie strony. Tak więc podjeżdżamy z rana pod tory kolejowe opodal Krzyżki i dalej już na własnych butach.
Oj wiem, zagadałem się i poszliśmy drogą przed torami zamiast za torami, więc stąd kawałek trasy po torach.
W stronę Michniowa wędrujemy już kamienną drogą, wyszukując po drodze grzybków.
W Michniowie powitał nas herszt miejscowych indorów, czerwonych szyj-itów - Diego Indorio
Wędrując przez wioskę nie można ominąć miejscowego mauzoleum. Latem 12 i 13 lipca 1943 r. wieś Michniów została spacyfikowana przez niemieckie oddziały policyjne. Niemcy w ciągu dwóch dni wymordowali 204 osoby: 103 mężczyzn - w
większości spalonych żywcem, 53 kobiety i 48 dzieci. Najmłodszą ofiarą był dziewięciodniowy
Stefanek, wrzucony przez niemieckiego żandarma do płonącej
stodoły. Ten barbarzyński czyn był odwetem za pomoc mieszkańców dla oddziałów
partyzanckich, oraz przynależność do Armii Krajowej i Batalionów
Chłopskich. Cała wieś, po jej splądrowaniu została doszczętnie spalona, zabroniono jej odbudowy i uprawy okolicznych pól.
Na terenie miejsca tragedii budowane jest Mauzoleum Męczeństwa i Martyrologii Wsi Polskiej. Konstrukcja wyróżniona przez prestiżowy, zagraniczny magazyn Dezeen przypomina wiejską stodołę - z początku całą, wraz z
kolejnymi segmentami coraz bardziej niszczejącą, popadającą w ruinę. Architektura ta symbolizuje ruinę
polskich wsi, jakże na czasie patrząc na popadający w coraz większą biedę region świętokrzyski (foto: Echo Dnia).
Opuszczamy wioskę i dalej maszerujemy w stronę lasu, aby zaszyć się wśród jesiennych kniei.
Po przejściu dwóch kilometrów docieramy do rezerwatu "Kamień Michniowski"
Położony na terenie Sieradowickiego Parku Krajobrazowego rezerwat przyrody Kamień Michniowski – to zaszyte głęboko w lesie wychodnie piaskowców dolnodewońskich z interesującą roślinnością naskalną. Nad wychodniami skał znajduje się szczyt wzgórza o tej samej nazwie (433 m npm). Ciekawostką jest "Jaskinia Ponurego", najdłuższa w regionie świętokrzyskim jaskinia pseudokrasowa, o długości 25 metrów. Podczas II Wojny Światowej jaskinia była schronieniem dla partyzantów ze zgrupowania AK "Ponurego" i stąd pochodzi jej nazwa.
Nad masywem skalnym zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek na korzeniach buka, opasającego swymi mackami korzeni pobliskie podłoże skalne.
A my wędrujemy dalej przez oświetlone ciepłym październikowym słońcem buczynowe lasy.
Kolejny krótki popas na uzupełnienie płynów i mała sesja fotograficzna z żukiem gnojowym (to ten mały czarny na liściu oczywiście !!! :))
Podczas następnego postoju skosztowaliśmy bardzo oryginalnego trunku, takiego "wściekłego psa w klimatach gladiatora", który pozostawiał po sobie palący posmak na podniebieniu.
Wędrując dalej niebieskim szlakiem natrafiamy na niemiłą niespodziankę. Fragment szlaku został zalany przez tamę wybudowaną przez miejscowe bobry na strumieniu Żarnówka.
Ślady działalności tych okrutnych bestii widoczne były nawet na jodłach.
Przedzierając się przez mokradła, skacząc z kępy na kępę przekraczamy potok i bobrową tamę.
Wreszcie wychodzimy z bagien i chaszczy na na suchą, szeroką drogę ku leśniczówce Opal.
Idąc drogą natrafiliśmy na miejsce biwakowe, więc zatrzymaliśmy się na wyczekiwany popas.
Beno walczący z ogniem opiekał jabłko, aby skusić nim swoją wybrankę serca.
A opodal płomieni, w gorącym żarze dopiekał się bohater dzisiejszej biesiady - ananas.
Aby umilić czas oczekiwania na danie główne rajdu,
podjadaliśmy boczki i pieczone kiełbaski.
Nadszedł wreszcie czas, aby mistrz kulinarny Jogi podał do stołu wspaniałego ananasa.
Jeszcze tylko fotka pamiątkowa z pieczonym ananasem w sosie curry i jako dodatek, również wyśmienite zapiekane gruszki z sosnowego żaru, czas zasiąść do stołu aby spożyć dary "Jogowego" plecaka.
A to taka leśna fotka erotyczna z dębowym łonem - natury :)
Po ognisku wędrujemy dalej nasypem kolejki leśnej w stronę Berezowa.
Po drodze natrafiamy na sosny oplecione dzikim bluszczem w jesiennych kolorach.
Podczas oczekiwania na busa do Kielc napotkaliśmy bardzo oryginalny pojazd trójkołowy :)
Po drodze do domu zatrzymujemy się na chwilę przy moście na Kamionce aby odwiedzić miejscowy młyn.
Wodny młyn zbożowy "Jędrów" powstał w miejscu dawnej kuźni z 1530 roku i drewnianego młyna, który spłonął w 1863 roku. Obecni młyn jest systematycznie odrestaurowany dzięki nowym właścicielom-pasjonatom i ma zostać przywrócony do życia dając prąd.
No już się nie mogę doczekać relacji z pokonywania rozlewiska koło Burzącego Stoku.
OdpowiedzUsuńJa prowadziłam grupę szóstoklasistów 30 września na Kamień Michniowski, ale przytomnie pomaszerowałam z nimi nie szlakiem, a bitą drogą. Ognisko - w tym samym miejscu, ale nasze płomienie skromniejsze były.