sobota, 6 grudnia 2014

05.12.2014r.  Bobrza - Porzecze - Ciosowa - Miedziana Góra


                To wielki dzień dla naszej kompanii, aby jeszcze bardziej urozmaicić nasze rajdy zamówiliśmy sobie 8-mio litrowy kociołek z trójnogiem i zabraliśmy go po raz pierwszy na rajd. W ten sposób powstało w naszym gronie "Bractwo Kociołkowe". Teraz podczas wędrówki będziemy mogli sobie zrobić dłuższy popas i upichcić coś w kociołku nad żywym ogniem "w tych pięknych okolicznościach przyrody".



Na początku naszego szlaku odwiedzamy ruiny powstałego w 1824 roku największego założenia wielkopiecowego Staropolskiego Zagłębia Przemysłowego. Na zdjęciu widać pozostałości węglarni, skąd to wózkami na szynach miał być transportowany węgiel, jako składnik wsadu do wielkich pieców. 


W planach miało powstać pięć wysokich na 16 metrów pieców, napędzanych ogromnymi dmuchawami, które pracować miały dzięki energii pozyskanej z przepływającego opodal kanału wodnego. Równolegle nad piecami miała powstać hala odlewni a  po jej bokach dwa magazyny na węgiel i budynki pomocnicze.

Zaczynamy wizytę w miejscowym sklepie spożywczym, w który nie ma nawet pieczywa. Miejscowi smakosze niedrogich trunków nie raczą się tu baryłkami czy beczułkami siarkowatych koktajli ale BALONAMI :)


Dowiadujemy się również, że w Kobylakach można okazyjnie kupić "zimnaki" - pewnie to jakaś miejscowa odmiana ziemniaka, stosowane w potrawach regionalnych i podawane z balonem wiśniowym.


Z muru grubego na 5 metrów podziwiać można widoki na dolinę Bobrzy.


Część muru oporowego podczas powodzi w 1828 uległa zniszczeniu a powstanie listopadowe przypieczętowało upadek budowy tego ogromnego, jak na ówczesne czasy kompleksu przemysłowego.


Największe wrażenie robi ogromny mur oporowy o długości pół kilometra i wysokości ponad 15 metrów.


Opuszczając ruiny kompleksu hutniczego wędrujemy w kierunku Porzecza, wzdłuż rzeki Bobrzy.



Opodal rzeki mijamy porzucone łódki, niczym ofiary żywiołu wyrzucone przez ogromne fale na brzeg.


Tubylcy jak widać nie tylko zaopatrują się w miejscowym sklepie, ale również sami produkują różne mikstury, które pozwalają im przetrwać szarą rzeczywistość i świadczą o ich wielkiej pomysłowości.


Na drodze naszej wędrówki spotykamy stracha-Stacha wracającego z zakupów w Biedronce.


Mijając wieś Porzecze skręcamy na wschód i czerwonym szlakiem wspinamy się przez las na górę Ciosową (365 m).


Po kilkunastu minutach mozolnej wspinaczki stajemy na kulminacji góry, pod którą znajduje się nieczynny kamieniołom. Przy ładnej pogodzie znad niego rozciąga się piękny widok na południowe rejony.



Rezerwat Ciosowa to pozostałość dawnej kopalni czerwonego piaskowca triasowego, tzw tumlińskiego. Ogromne bloki skalne powstały w wyniku osiadania na dnie morza materiału przenoszonego przez wodę lub lodowiec, które w zachodzącym miliony lat procesie geologicznym uległy sprasowaniu i tworzą dziś po ich odsłonięciu, niezwykle malownicze formy. 
Schodząc na dno wyrobiska znajdujemy doskonałe miejsce na odpoczynek i rozpalenie ognia pod naszym kociołkiem. Urok tego miejsca szpecą niestety malowidła naskalne stworzone ręką współczesnych "jaskiniowców". Cóż - na głupotę nie ma rady.



Czas rozniecić ogień, nazbierać drewna i poopróżniać zawartość plecaków.


Składniki na naszą wspaniałą grochówkę zostały przygotowane w domu, aby uniknąć niepotrzebnej "robocizny".


Kociołek zawieszony, ogień rozpalony, więc czas rozpocząć wielkie gotowanie. Nie zapraszaliśmy na nie Gesslerowej, bo pewnie miałaby wiele zastrzeżeń co do sterylności otoczenia.


Krzychu gmera kopyścią w kotle, wydając przy tym nieartykułowane pomruki zadowolenia.



Siódemka dzielnych wędrowców z niecierpliwością oczekuje finału wielkiego gotowania, aby skosztować naszej pierwszej wspólnej potrawy na szlaku. Nie robiłem zbliżeń aby uniknąć widoku ociekającej śliny :)


Wrzucamy ostatnie przyprawy, mieszamy łychą aby nic nie przywarło i nasz mistrz ceremonii - Jogi, oznajmia nam, że wielkie dzieło zostało ukończone. Ostanie momenty bulgotania naszej smakowitej strawy uwieczniłem na krótkim filmiku: http://youtu.be/7OQcrEdKNlk


Piotrek, jako główny chochlowy - nalewa ciepłą strawę do misek, pochylając się nad smakowitymi oparami polowej grochówki. Możemy wreszcie zasiąść na pniaku i napełnić zniecierpliwione brzuszki.


Czas zasiąść do wielkiej uczty w oparach dymu i szumie wiatru, wśród ciemno-czerwonych skał kamieniołomu.
 
Po wielkiej uczcie na dnie kamieniołomu, opuszczamy spowitą w chmurach, pokrytą zimową szadzią górę Ciosową i wędrujemy w stronę przystanku w Miedzianej Górze.

3 komentarze:

  1. Mam pytanie. Przepraszam, jeśli niezbyt delikatne: ile waży taki kociołek i czy nosi go ciągle jedna osoba? Moim zdaniem wygląda solidnie i chyba lekki nie jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      to kociołek z lekkiej blachy (nierdzewki), nie jest to taki typowy żeliwniak jak wstawiamy na ognisko. Więcej waży trójnóg na którym wisi. Jedna osoba spokojnie da radę :)
      Tu jest ten sam, tylko 6-cio litrowy: http://allegro.pl/kociolek-6l-nierdzewny-wegierski-nowy-targ-i4785911967.html

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź. Ulżyło mi, że tak powiem. I życzę smakowitych wypraw. Będę zaglądać.

      Usuń