sobota, 23 października 2010

23. 10. 2010 - Ostojów - Barcza.

Trasa: Ostojów - Berezów - Kamionki - Łączna - Czerwona Górka - Zajamnie - Bukowa Góra - Klonów - Barcza.

Uczestnicy: Honorcia, Benek i ja - parzystokopytny.

Od dawna miałem chęć na wycieczkę do Berezowa. Zawsze jednak przytrafiały mi się różne okoliczności niweczące przedsięwzięcie. Najczęściej spotykałem na swojej drodze lenia, który zaglądał mi głęboko w oczy, tak że cały truchlałem i pokornie wracałem na kanapę aby wertować przewodnik Ireneusza Kulińskiego i Jana Włodarczyka "Pieszo i rowerem po powiecie skarżyskim"*. Czytając część o młynach nad rzeką Kamionką można dowiedzieć się o starych dziejach tej opuszczonej i zrujnowanej dziś budowli. Dość wspomnieć, że w okresie między dwoma wojnami światowymi, właścicielami tego miejsca byli rodzice Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Dzieciństwo słynnego pisarza upłynęło właśnie w Berezowie.



Miłośnicy ruin, szmelcu i innego badziewia powiedzą, że ten stary zabytek jest "w dechę".



Mimo że kilku elementów bezsprzecznie mu brakuje.

Po małej sesji zdjęciowej ruszyliśmy na południe. Czuliśmy się jak prawdziwi pionierzy. Co rusz wychylały się zza krzaków sylwetki grzybiarzy, których przepastne kosze z pewnością skrywały niejedną tajemnicę. I ujrzeliśmy Bestię wytaplaną w morzu niezidentyfikowanej, śmierdzącej substancji, nie miała ani jednego rogu, ale za to posiadała jedną głowę, diamentów się nie doszukiwałem, lecz z pewnością nosiła imię bluźniercze. Bestia, którą widzieliśmy podobna była do psa, łapy jej - wychudzone, paszcza jej - pożal się Boże! A Beniamin dał jej swą bułkę, swoją szynkę i potem przegonił, choć z całym przekonaniem twierdził, że to haski. A ja uważam, że takich haskich, to należy zabijać. Nawet jeżeli mają jedno oko bardziej.

Zafrapowali nas nie tylko grzybiarze i apokaliptyczne twory infernalne. Bohaterski Benio przeżył nawet zwycięską walkę z rozpędzonym stalowym gigantem. Stał na torowisku i mierzył obiektywem prosto w paszczę szarżującego potwora niczym dzielny Dawid nadupcający procą Goliata. Przerażona maszyna zniknęła szybciej niż się pojawiła, a gotowego na więcej pysznego Beniamina skarcił głos z niebios! Tak było! Wcale nie przesadzam!



Fama o niezłomnym wojowniku, lotem błyskawicy a pewnie i przez megafony rozniosła się po całej gminie. Nic dziwnego, że jej mieszkańcy na widok Benka reagowali tak, jak na powyższym zdjęciu - kuląc się w trwodze i przestrachu.



Nie niepokojąc dłużej autochtonów ruszyliśmy w dalszą drogę. Przeszliśmy przez pamiętający XIX stulecie przepust w nasypie kolejowym w Czerwonej Górce i korzystając z rzadko uczęszczanego torowiska wiodącego do kamieniołomu na Bukowej Górze, udaliśmy się do Zajamnia.

C.D.N.
Do historii powrócę, kiedy najdzie mnie wena i odrobina wolnego czasu.

* - o wspomnianym przewodniku - pozycji godnej polecenia: tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz