Czas
na pierwszy w tym roku dzienny rajd po wschodnim krańcu
Wzgórz Tumlińskich. Pogoda w ostatnim czasie nas nie rozpieszcza i coraz
trudniej wstrzelić się w sprzyjającą aurę na weekend. Jak tylko
pojawiły się na niebie rozpogodzenia, to udaliśmy się trzyosobowym składem w okolicę wsi
Siodła. Celem wyjazdu było spenetrowanie lasu pomiędzy Siodłami a
Wiśniówką w poszukiwaniu 140 letnich
jodeł, które porastają północny skłon góry Sosnowica. Przy okazji
potwierdziły się informacje o nieprawidłowo oznaczonym szczycie
Sosnowicy, a nawet ustaliliśmy wyższy o ponad 2 metry wierzchołek tej
góry. Po obfitych niedawno opadach śniegu pozostały już tylko niewielkie
ślady w ocienionych zagłębieniach i wartko płynące leśne strumienie
zasilane wodami z roztopionego śniegu.
Po
przyjechaniu na koniec wsi Siodła udajemy się w las. Już na wstępie
powitały nas stosy ściętych drzew, które nie wróżyły nic dobrego. Jak to
przy zrywce drewna bywa, czekają nas przeprawy przez zryte maszynami
leśne drogi i walające się, odcięte gałęzie.
Szeroko
pojęta góra Sosnowica wraz z okalającymi ją stokami, jest „matką” kilku
znanych świętokrzyskich rzek i strumieni. Spod jej stoków wypływają:
Silnica (dawniej Dąbrówka), Sufraganiec, Lubrzanka oraz mniejsze
strumienie jak Sufragańczyk i Bobrzaneczka. Na zdjęciu widać jeden z
szeroko rozlanych cieków wodnych, który płynąc poniżej daje początek
Lubrzance.
A oto i samo źródło Lubrzanki, wybijające z północnego skłonu góry Sosnowica. Widać tu ułożone wzdłuż wypływającej wody płaskie kamienie, służące prawdopodobnie niegdyś jako stopnie na których miejscowe kobiety robiły w strumieniu pranie.
Dalej
już wody niewielkiej jeszcze Lubrzanki wiją się pośród olsów i kęp
leszczyn w kierunku Doliny Wilkowskiej, aby po przebyciu 36 kilometrów
połączyć się z Belnianką w okolicach Marzysza.
Skręcamy na południe i zagłębiamy się w piękny bór jodłowy pokryty ciemnozielonym mchami. Gdyby nie chłód panujący wokół, można by na podstawie tej soczystej zieleni pomyśleć, że mamy już późną wiosnę.
Wędrując leśnymi drogami co chwilę mijamy okazałe jodły, które swą wielkością ponad 250 cm średnicy powinny kwalifikować się do ochrony pomnikowej. Aż dziwne, że po tej stronie pasma nie ma żadnego pomnikowego drzewa, a nawet co przerażające, trwa wycinka tych drzew.
Często w lasach spotykamy słupki oddziałowe, które umieszczane są w południowo-zachodnim rogu tzw. oddziałów leśnych. Lasy w Polsce podzielone są na sieć sektorów, gdzie każdy z nich ma swój odpowiedni numer. Taki dodatkowo ponumerowany słupek służy do określenia, w którym z oddziałów się znajdujemy. Ale ma też dodatkową, pomocną przy zagubieniu się w lesie funkcję. Otóż dwie cyfry naniesione na słupkach o najmniejszej wartości, gdzie wierzchołek łączy ścianki z tymi numerami, wskazuje północ. Łatwo to sprawdzić przykładając kompas, lub nawet aplikację na telefon i zobaczyć co wskazuje naroże słupka z najniższymi cyframi sektorów leśnych.
Niekiedy napotkać możemy na drzewach na drewniane skrzynki z wejściem do nich znajdujące się od spodu. To budki dla nietoperzy, które pełnią cenną rolę w zachowaniu ich populacyjni i sprzyjają ich ochronie.
Idąc
leśnym duktem, zwanym „traktem królewskim” od miejsca zwanego Górasów
Stok w stronę kamieniołomu „Sosnowica”, dochodzimy do wielkiego
drewnianego krzyża. To tak zwany „Krzyż Biskupi”, który umieszczono dla
upamiętnienia miejsca, gdzie ludność Zagnańska na kolanach błagała
biskupa Andrzeja Trzebickiego o przebaczenie i litość. Ówczesny biskup
podarował pokaźną sumę pieniędzy na wybudowanie okazałej świątyni na
zboczu góry Chełm. Jednak chytrzy mieszkańcy zamiast kościoła, postawili
skromną kaplicę, co rozzłościło biskupa Trzebickiego. Wielce oburzony
tym stanem rzeczy Biskup, opuszczając konno Zagnańsk został dogoniony
przez grupę mieszkańców i po namowach, uległ błaganiom wyrażając zgodę
na pobłogosławienie nowej, dużej świątyni. Okazały kościół p.w. Św.
Rozalii i Św. Marcina w Zagnańsku w końcu powstał, a biskup
pobłogosławił go 30 maja 1677 roku.
Na
krzyżu wisi żeliwna tablica z napisem: "ZA DUSZE, KTÓRE RATUNKU I
MIŁOSIERDZIA BOŻEGO OCZEKUJĄ, A DOCZEKAĆ SIĘ NIE MOGĄ, PROSIMY CIĘ,
PANIE".
Znajdujemy
się właśnie na jednym z wierzchołków góry Sosnowica, mierzącym 414
metrów. Na jego kulminacji zobaczyć możemy dawny, zarośnięty drzewami
łomik do pozyskiwania kamieni. Z owym szczytem jest niezłe zamieszanie.
Zaliczany jest on do Korony Gór Świętokrzyskich, lecz ze względu na brak
przebiegającego przez niego szlaku turystycznego, punkt do zdobycia
odznaki do „korony” znajduje się kilometr na zachód i jest opisany
wysokością 403 metry. Po wyjaśnieniu z twórcami oznaczeń szczytów w
naszych górach, padła obietnica, że wiosną rozpoczną się prace nad
zmianą przebiegu szlaku, aby przechodził przez ten szczyt.
Mapka ze wspomnianymi szczytami i zaznaczony, dotychczasowy przebieg czerwonego szlaku. Teraz wychodzi na to, że ci którzy zdobywali KGŚ a nie byli na właściwym szczycie, powinni czuć pewien dyskomfort.
Lecz
aby bardziej skomplikować lokalizację najwyższego szczytu Sosnowicy,
znaleźliśmy 400 metrów na północ, wyższy o około 2 metry wierzchołek,
mierzący 416 m.n.p.m. Według mnie, powinno się skorygować wysokości tych
szczytów i udostępnić do niego krótki fragment odgałęzienia szlaku.
Niestety, takich niezgodności w naszych górach jest więcej, jak choćby
dwie tablice z różnymi wysokościami na górze Biesak, czy tablica na
Grząbach Bolmińskich postawiona 200 metrów niżej szczytu.
Kierując
się na południe od szczytu, schodząc lekko z drogi aby zobaczyć dawny,
niewielki kamieniołom czerwonego piaskowca, z widokami bloków skalnych.
Idąc drogą w kierunku zachodnim, pół kilometra od wspomnianego kamieniołomu, znajduje się o wiele większe wyrobisko, czynny jeszcze do niedawna kamieniołom „Sosnowica”.
Idąc drogą w kierunku zachodnim, pół kilometra od wspomnianego kamieniołomu, znajduje się o wiele większe wyrobisko, czynny jeszcze do niedawna kamieniołom „Sosnowica”.
Tu
również łamano czerwony piaskowiec do celów dekoracyjnych i
budowlanych, o czym świadczą ślady po wierceniach na ścianach
kamieniołomu.
A tu smutny widok, wycięto ponad 120 letnie jodły.
Czas wracać w kierunku wsi Siodła przez jodłowy las, przeskakując przez zryte i pokryte mazią błota drogi.
Na
wierzchołku ściętej jodły rosła jemioła, rodzaj rośliny pasożytniczej z
rodziny sandałowcowatych. Popularna u nas jako ozdoba podczas świąt
Bożego Narodzenia, w kulturze Celtów i Wikingów stanowiła symbol
płodności jak i również odgrywała rolę w obrzędowości świąt zimowych.
Kolejną
ciekawostką jest pozostawiony „szlaczek kory” na obumierającej sośnie,
powstały w wyniku działania lokalnego dzięcioła – artysty. Docierając do
wioski Siodła kończymy naszą trochę „niezimową” wędrówkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz