sobota, 10 października 2020

 05.10.2020r.   Klonów - Bukowa Góra - Psary Kąty - "Mokry Bór" - Św. Katarzyna
                

                

            Październik rozpoczął się bardzo dynamicznie, w ciągu dwóch dni nad Kielcami przeszły dwie nawałnice, które sparaliżowały miasto. W poniedziałek miała być powtórka z niedzielnej ulewy, ale dopiero pod wieczór, więc można było zaryzykować wyjście. Głównym celem było odnalezienie pozostałości po domu i gospodarstwie „ostatniej świętokrzyskiej czarownicy”. Trasę rozpoczęliśmy w Klonowie po tym jak przywrócili kurs 12-tki i można teraz miejskim autobusem dotrzeć do pierwszej atrakcji – rezerwatu Bukowa Góra.

Na pętli autobusowej przywitało nas piękne, październikowe słońce i symbol naszego regionu – czarownica świętokrzyska.
 
 Wędrując drogą na wschód mijamy rozległy widok na Dolinę Wilkowską i widoczne w oddali pasmo Łysogór.
 
Po zejściu z szosy koło przysiółka Budy, udajemy się na północ żółtym szlakiem.
 
Wkraczamy na teren Parku Narodowego
 
Po niewielkiej wspinaczce przekraczamy szosę do Bodzentyna i docieramy do najwyższego szczytu pasma – Bukowej Góry. Pasmo Klonowskie rozciąga się od Zagnańska w dolinie Bobrzy, po okolice Bodzentyna. Zbudowane jest głównie z piaskowców i kwarcytów dewońskich porośniętych jodłowo-bukowym lasem.
 
Bukowa Góra, to najwyższy szczyt w Paśmie Klonowskim składający się z dwóch wierzchołków, o wysokości 484 i 465 (Cerle). Pod szczytem od strony północnej znajduje się pas skał piaskowcowych wysokich na ok. 5 metrów.

Popękane formy skalne mają kształt baszt i platform. Powstały około 400 milionów lat temu na dnie znajdującego się tu wówczas płytkiego morza i w wyniku ruchów górotwórczych zostały wypiętrzone na wysokość prawie pół kilometra. Zachowały się w nich liczne ślady po muszlach ramienionogów – spiriferów. Na powierzchni odsłoniętych skał widoczne są również ripplemarki, czyli „zmarszczki” powstałe wskutek falowania i prądów wodnych.
Najbardziej imponująca jest grupa bloków skalnych o kilkunastometrowej długości z wieloma szczelinami, które wyrzeźbiła woda i wiatr, a od północnej strony przybrały zielony kolor za sprawą rosnących tam glonów i porostów. W szczelinach między skałami zakorzeniły się paprocie i bluszcz pospolity.
 
Wędrując dalej zielonym szlakiem dochodzimy do drewnianej kapliczki, wystawionej prawdopodobnie na grobie napoleońskiego żołnierza, przy której również znajduje się mogiła partyzancka z 1943 r. Historia głosi, że kapliczka stoi w miejscu mogiły żołnierza polskiego walczącego w wojnach napoleońskich, który wracając z zakończonej klęską wyprawy na Moskwę, dotarł na Bukową Górę, gdzie umarł z głodu i wyczerpania.

Po wyjściu z lasu pod górą Lisi Ogon docieramy do zabudowań Podlesia, skąd roztacza się imponujący widok na Dolinę Wilkowską.

Październik to okres prac polowych kończących cykl żniw i zbiorów płodów rolnych. Rolnicy szykują pola pod przyszłoroczne uprawy, a mnie się udało natrafić na taką perełkę.

Dość nietypowe ujęcie masztu telewizyjnego i klasztoru na Św. Krzyżu

Droga teraz prowadzi nas stromo w dół, przed nami podziwiać możemy majestatyczną Łysicę spowitą dość groźnie wyglądającymi chmurami.

Na podmokłych łąkach pośród niewielkich zagajników zrobiliśmy krótki popas z ogniskiem, aby się posilić przed wejściem do Parku Narodowego. Pieczony nad żywym ogniem boczek i kiełbaski w połączeniu z żurawiną z gruszką, smakowały wybornie.

Była też degustacja marmite, angielskiego produktu spożywczego wykorzystywanego głównie jako smarowidło do chleba, a także jako dodatek do kanapek, zup czy mielonego mięsa wołowego. Jest to wyciąg drożdżowy, powstający jako produkt uboczny podczas warzenia piwa. Ma konsystencję pasty o ciemnobrązowym kolorze i intensywnym zapachu, a w smaku przypomina sos sojowy.

Ze względu na charakterystyczny smak, do Marmite przylgnęło określenie, że „albo się je kocha, albo nienawidzi”

 
Do zagaszenia ogniska zastosowaliśmy bardzo nowatorką metodę - wybuchową ;)

 

Nad naszymi głowami przelatywał klucz żurawi, udających się na zimę do cieplejszych krajów.

Przebijamy się przez łąki porośnięte wysoką roślinności i kępami jeżyn i docieramy do lasu.

Kierujemy się na wschód, śladem nasypu kolejki leśnej, biegnącym przez rezerwat Mokry Bór. Niestety, po kilkudziesięciu metrach droga przez nasyp stałą się niemożliwa, przez powalone po wichurach ogromne drzewa. Rezerwat został utworzony w roku 1950 i obejmują powierzchnię 38,44 ha. Położony u stóp Góry Psarskiej, w obszarze źródliska rzeki Czarna Woda posiada na swym terenie odmienność zbiorowisk roślinnych, odróżniających go od pozostałych miejsc Narodowego Parku. Jest jedynym obszarem Parku z zespołem leśnym boru bagiennego, a ochroną objęto tutaj wilgotny bór trzcinnikowy. Występują tu również torfowiska wysokie i przejściowe.

Wewnątrz rezerwatu dostrzec można doskonale zachowane ślady spał żywiczarskich, w postaci ukośnych nacięć. Dla pozyskania żywicy, z dolnej części pnia usuwano nadmiar kory, po czym nożem żłobikowym wykonywano ukośne nacięcia przecinające kanały żywiczne, z których żywica spływała do umocowanych niżej pojemników.

Po przekroczeniu drogi 752 udajemy się doliną Czarnej Wody aby dojść do celu naszej wędrówki . przy ścieżce mijamy okazały, kilkusetletni dąb z ogromną dziuplą w pniu.

W końcu docieramy do śródleśnej łąki, na terenie której mieściło się gospodarstwo Stanisławy Dziuby, zwanej ostatnią świętokrzyską czarownicą.

            A teraz czas na opowieść o bohaterce naszej wyprawy. Wołano na nią Staśka. Była niską, krępą kobietą o jasnych, słomianych włosach i zadziornym, walecznym charakterze. Posiadała liczne zdolności artystyczne od układania kwiatów i dekorowania wycinankami, po komponowanie wierszy i piosenek ludowych. Dziubowie posiadali drewniany dom z zabudowaniami gospodarskimi na terenie parceli, nadanej jeszcze przez urzędników carskich. Wybuchła II Wojna Światowa i na terenie posesji schronienie znalazło trzech żydów, zbiegłych z obozu pracy w Starachowicach. Kiedy dowiedzieli się o tym Niemcy, urządzili obławę i mieszkańcy w ostatniej chwili zdołali uciec. Staśka wskoczyła na konia, lecz podczas strzelaniny jedna z kul przeszyła udo kobiety. Mimo to Dziubie udało się zbiec z miejsca obławy. Rodzina wróciła na gospodarstwo a żydzi dla bezpieczeństwa, dalej ukrywali się w lesie, otrzymując pomoc od gospodarzy. Czasy były ciężkie, Niemcy żądali kontyngentów i w wyniku załamania nerwowego ojciec Staśki popełnił samobójstwo, wieszając się na drzewie. Wkrótce w jego ślady poszła żona i Staśka została sama z dwójką rodzeństwa. Dziubowie nadal jak mogli pomagali starozakonnym, ale w tak spartańskich warunkach tylko jednemu z nich udało się przeżyć. Przy pomocy rodaków, jakimś cudem zdołał wydostać się z Polski i wyjechał do Stanów. Po wojnie przez wiele lat przesyłał swej wybawicielce dolary w dowód wdzięczności. Jeden z braci opuścili gospodarstwo i Staśka została sama z bratem Olkiem w środku lasu. Zawistni ludzie opowiadali, że Dziubowie trzymali żydów dla ich majątku i po ich śmierci całość zagarnęli dla siebie. Podburzeni przez kilku nikczemników zakradli się nocą pod zabudowania i podłożyli ogień. Ocalałe w pożarze sieroty, wybudowały sobie na pogorzelisku szałas, lecz wkrótce w wyniku nieszczęśliwego wypadku, Oleg zginął pod kołami samochodu i siostra została sama. Żyła w prymitywnych warunkach, w powiększonym szałasie bez pieca, razem z bydłem i owcami które dawały jej ciepło. Nie przyjmowała żadnej pomocy od gminy, nie chciała opuścić ojcowizny i najmowała się do dorywczej pracy u leśniczego. Fama o „ostatnim wolnym człowieku z Gór Świętokrzyskich” rozeszła się po okolicy i naszą pustelniczkę zaczęli odwiedzać turyści i lokalne media. Wtedy to Staśka zaczęła pałać się wróżbami i czarami oraz ludowym zielarstwem. Odwiedzający ją przybysze zostawiali jej jedzenia, papierosy i wódkę. Na tą okazję snuła opowiadania o tym jak to się kontaktuje z diabłem, słucha jego rad co dodaje jej sił. Z czasem w miarę stanęła na nogi, hodowane i sprzedawane zwierzęta przynosiły zysk a dorodny, na wpół dziki buhaj był cennym reproduktorem. Wtedy to lokalni złodzieje postanowili Staśce go ukraść. Pod nieobecność gospodyni wykradli byka, wypuścili krowy i podpalili szałas wraz ze znajdującymi się w nim owcami. Załamana kobieta mocno to przeżyła. Gmina w ramach pomocy przyciągnęła na wypalenisko barakowóz z piecykiem i beczką na wodę. Kolejną przykrą kartą w historii naszej czarownicy, był epizod z uciekinierem, kryminalistą. Był dla niej miły i pomocny, oczarował opowieściami o walce z komuną i zmalował gospodyni dziecko. Kiedy się o tym dowiedział zbiegł pozostawiając swą współlokatorkę samą. Staśka urodziła dziecko między krowami, sama odbierając poród. Po jakimś czasie urzędnicy z gminy dowiedzieli się o tym fakcie i przybywając na miejsce ujrzeli niemowlę w gnoju. Chłopiec był upośledzone umysłowo i został zabrany do zakładu pomocy społecznej w Łagiewnikach. Kobieta znów została sama i jak mówiła zaczął ją ponownie nawiedzać szatan. Pewnej mroźnej, wczesnej wiosny Staśka wybrała się na łąkę, aby ze źródła zaczerpnąć wody. Nachyliła się i dźwigając wiadro zasłabła i zmarła na miejscu. Po trzech dniach znalazł ją przechodzący tędy gajowy, całą pokrytą szronem. 21 kwietnia 1997 roku, gmina zorganizowała huczny pogrzeb a informacja o pochówku podana była w telewizji krokowskiej. I tak zakończyła swój smutny żywot ostatnia świętokrzyska czarownica.

Dla zainteresowanych krótki film z odwiedzin u Staśki: http://pik.kielce.pl/filmy/reportaze-i-felietony/7489-diabel-mi-sie-widzial.html

Opuszczamy to owiane ponura historią miejsce i docieramy do niebieskiego szlaku. Nad przepływającym strumieniem i bagnami wybudowano drewniane pomosty, aby ułatwić przejście przez mokradła.

Czasem po drodze trafiały nam się takie imponujące wielkością "zawalidrogi".

Dalej szlak prowadzi nasypem kolejki leśnej, służącej niegdyś do transportu drewna.

Tuż przy szlaku zobaczyć można urokliwe źródełko leśne obłożone kamieniami z kilkoma małymi kaskadami wodnymi.

Po opuszczeni Świętokrzyskiego Parku Narodowego udajemy się na przystanek busów. Po drodze mijamy znany turystom zespół klasztorny bernardynek, założony jeszcze w drugiej połowie XV w.

Idąc drogą przez Świętą Katarzyna przechodzimy obok „wątpliwej atrakcji turystycznej”, budy z pamiątkami pamiętającej jeszcze niewątpliwie czasy komuny. Zaniedbana szpeci tylko okolicę i nikt z tym nic nie robi. Ot taka nasza rzeczywistość.




7 komentarzy:

  1. Najlepszy wasz materiał jaki do tej pory czytałem - mnóstwo ciekawostek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za uznanie :) Trzeba dążyć do doskonałości ;)

      Usuń
  2. Miałam szczęście spotkać ostatnią czarownicę. Pasła dwa okazałe byki na Łąkach Miłości. Dawno temu to było. Sympatycznie się do nas odnosiła. Nie była groźna.
    Jakoś tak na początku tego wieku szukaliśmy pozostałości jej gospodarstwa - żonkile kwitły i mały kawałeczek murka wystawał z ziemi. To wszystko.
    Ale mam pytanie - czy skałka na Bukowej, pod którą macie zdjęcie grupowe, wyczyszczona z napisów, czy też umiejętnie się ustawiliście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak byłem kilka lat temu to była bardziej pomazana, teraz jakby ktoś usuwał te bazgroły ale słabo widoczne pozostały. Ciekawe, jakby to szczotką drucianą wyczyścić, czy byłby efekt. Cóż na głupotę ludzką nie ma szczepionki :(

      Usuń
    2. To dobrze, że ktoś z tym paskudztwem walczy. A swoją drogą, dawno już na Bukowej nie byłam. Niech no tylko zniknie tam czerwona strefa, to warto się wybrać.

      Usuń
  3. Wspaniały wpis, zwłaszcza fragment o "ostatniej świętokrzyskiej czarownicy". Czytając, czułem się jakbym wędrował razem z Wami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, w 79roku przybyłem na wakacje z Warszawy. Zbudowałem dom w Sw. Katarzynie. Poznałem puszczańska babe, bo tak ja nazywali mieszkańcy. Była niegroźna choć krążyły o niej legendy. Był w tym czasie jeszcze.
    puszczański pustelnik.nigdy go ni widzialem. Ponoć mieszkał w popartyzanckim bunkrze koło Wykusu.Pozdrawiamm wszystkich milych milosnikow gór Swietokrzyskich






    puszczański pustelnik, mówiono o nim. Nie widziałem go nigdy. Podobno mieszkał w bunkrze partyzanckim gdzieś koło Wykusz






    u. Później dom sprzedałem, teraz może go uda mi się odkupić i wrócić na emeryturę. To cudowny region i wspaniali ludzie, choć nie mają łatwych charakterów ale wielkie serce i męstw






    o.

    OdpowiedzUsuń