Pogoda w tym roku rozpieszcza. Jak lato zaczęło się w pierwszych dniach kwietnia tak z malutkimi wyjątkami trwa do 20 października. Dziś spodziewana temperatura 23 st C, prawie bezchmurne niebo i przepiękne, jesienne kolory, więc jak tu nie iść w plener. Wyż Wiktor, który zagościł nad wschodnią Europą nie przepuszcza żadnych frontów. Cel dzisiejszej wędrówki, góra o wdzięcznej nazwie "Kozia Broda", leżąca pod Łukową. Dodatkowym bodźcem jest to co przygotował mistrz Yogi (nie myląc z mistrzem Yodą:)) - "Mule po świętokrzysku z czerwonego żaru.
Łąki już szykują się do zimy, uschnięte roślinki czekają na pierwsze śniegi.
Drogą pomiędzy polami idziemy lekko pod górę ku Orlej Górze.
Za naszymi plecami pozostawiamy zabudowania Morawicy.
Dęby czerwone nasycone karminową barwą wyglądają przepięknie.
Sielskiego uroku dodają cirrusy, pierzaste chmury zbudowane z kryształków lodu, typowy widok przy letniej, wyżowej pogodzie.... ale mamy październik?
Wędrujemy dalej, mijając wybarwione jesiennie drzewa.
Po minięciu torów kolejowych przechodzimy opodal przydrożnego krzyża.
Las wokół nas mieni się kolorami jesieni.
Czas na przygotowanie głównego dania, wspomnianych muli. "A świstaki zawijają te sreberka" :)
Mule wraz z sosem prowansalskim zawinięte w kieszonki foliowe dochodzą sobie w żarze.
Gotowe ! Po otwarciu rozszedł się wspaniały zapach tego śródziemnomorskiego specjału.
Po degustacji czas ruszać dalej w kierunku Łukowej.
Ach te jesienne kolory..... i co to komu przeszkadza, że muszą wkrótce opaść? :(
Idąc polną drogą mijamy urokliwe brzozowe zagajniczki.
Na horyzoncie pojawiają się w oddali ruiny zamku w Chęcinach.
A na polach trwa kampania kukurydziana.
Schodzimy w dół i docieramy do powstałego w 1899 roku neogotyckiego kościoła, p.w. Matki Bożej Królowej.
Drogą pomiędzy polami idziemy lekko pod górę ku Orlej Górze.
Za naszymi plecami pozostawiamy zabudowania Morawicy.
Dęby czerwone nasycone karminową barwą wyglądają przepięknie.
Sielskiego uroku dodają cirrusy, pierzaste chmury zbudowane z kryształków lodu, typowy widok przy letniej, wyżowej pogodzie.... ale mamy październik?
Przekraczając ruchliwą szosę na Pińczów docieramy do krawędzi
wyrobiska, kamieniołomu Morawica. Ogromna kopalnia wapienia zniwelowała
całkowicie istniejąca tu Morawicką Górę a nawet wgryzła się kilkaset
metrów w jej wnętrze.
Zatrzymujemy się na chwilę aby obserwować moment odstrzału jednej ze ścian wyrobiska.
Wędrujemy dalej, mijając wybarwione jesiennie drzewa.
Po minięciu torów kolejowych przechodzimy opodal przydrożnego krzyża.
Na skraju lasu, tuż przy drodze rozpalamy niewielkie ognisko. Miejsce w miarę bezpieczne, aby nie wzniecić pożaru ze względu na brak większych opadów od kilku miesięcy. Na zabicie pierwszego głodu jakaś kiełbaska i boczuś z kija.
Las wokół nas mieni się kolorami jesieni.
Czas na przygotowanie głównego dania, wspomnianych muli. "A świstaki zawijają te sreberka" :)
Mule wraz z sosem prowansalskim zawinięte w kieszonki foliowe dochodzą sobie w żarze.
Gotowe ! Po otwarciu rozszedł się wspaniały zapach tego śródziemnomorskiego specjału.
Po degustacji czas ruszać dalej w kierunku Łukowej.
Ach te jesienne kolory..... i co to komu przeszkadza, że muszą wkrótce opaść? :(
Idąc polną drogą mijamy urokliwe brzozowe zagajniczki.
Na horyzoncie pojawiają się w oddali ruiny zamku w Chęcinach.
A na polach trwa kampania kukurydziana.
Docieramy w końcu do celu wyprawy, do góry "Kozia Broda". Nie jest może imponująca, ale za to ma fajną nazwę. Nie odpoczywamy tu zbyt długo, gdyż niesamowity smród gnojowej roztrząsarki przy pobliskim polu kukurydzy, skutecznie nas przed tym odstraszył.
Schodzimy w dół i docieramy do powstałego w 1899 roku neogotyckiego kościoła, p.w. Matki Bożej Królowej.