sobota, 15 października 2016

14.10.2016r.   Makoszyn - Widełki  - Niwki - Daleszyce

                  Nastały chłodniejsze dni, coraz trudniej o pogodny i słoneczny dzień. Temperatura w nocy spada poniżej zera, na polach pojawia się szron a drzewa nabierają powoli jesiennych barw. Bierzemy z Amiszem dzień wolnego aby zapomnieć o pracy i zaszyć się w gęste lasy Pasma Cisowskiego. Towarzyszą nam w eskapadzie Beno ze Skandalem i razem dojeżdżamy 206-tką do wsi Makoszyn, której nazwa pochodzi od słowiańskiej bogini. Ale o tym nieco później.

Po wyjściu z autobusu wita nas całkiem inny świat, z dala od zgiełku miasta i wszechobecnego betonu. Mijamy pola pokryte w ocienionych miejscach szronem na tle porośniętych lasami wzgórz Pasma Bielińskiego.

Wędrujemy szosą w stronę niewielkiego przysiółka Psie Górki, mijając kwitnące pole rzepaku.


Po obu stronach rozciągają się przeorane na zimę pola, spowite jesiennymi mgłami. Nad naszymi głowami przeleciał rozśpiewany skowronek, jeden z ostatnich oznak odchodzących, ciepłych dni.



Asfaltowa droga powoli się kończy, mijamy ostatnie domostwa.

Po zejściu z szosy skręcamy na polną drogę wiodącą ku cisowskim lasom.

Pomimo słońca grzejącego nasze plecy panuje chłód, powodowany wiejącym wiatrem, ale na to mamy sprawdzoną, ludową metodę rozgrzewki od wewnątrz. Gruszkówka w tym przypadku nadała się idealnie.


Po drodze przechodzimy opodal rozszczekanego psa, który robił tu za strażnika poletka kapusty.

Opuszczamy podmakoszyńskie pola i wbijamy się w las, prowadzi Krzych z anteną GPS z pałki wodnej :)


Po przejściu kilkuset metrów lasem docieramy do wyraźnie zarysowanego nasypu kolejki leśnej.


Przez Pasmo Cisowskie, jak i inne kompleksy leśne Gór Świętokrzyskich przebiegały liczne trasy kolejek leśnych. Wybudowane za czasów zaborów przez austriackich okupantów, służyły do wywozu drewna z lasów Kielecczyzny, lub transportu urobku z usianych po lasach kopalń rud żelaza. Wędrując śladami takich linii kolejowych, natrafić można na pozostałości kamiennych mostów, ramp przeładunkowych i fundamentów kolejowych budynków.



Niektóre z mostków oparły się czasowi i nadal można po nich bezpiecznie przejść.

Idąc dalej śladem kolejki docieramy do szutrowej drogi leśnej, która zakryła dawne torowisko.


Opuszczamy "kolejowy" szlak i skręcamy na lewo pod górę, w stronę rezerwatu "Zamczysko". Szczyt porastają wiekowe drzewa, między innymi grubo ponad 200 letnia buczyna karpacka, osiągająca imponujące rozmiary.


Po mozolnej wspinaczce osiągamy wierzchołek tego tajemniczego wzniesienia. Przypominającą kopulasty stożek górę otaczają z trzech stron leśne strumienie a znajdując się pod nią bagniska i moczary tworzą z niej trudno dostępne miejsce. W tym właśnie niedostępnym zakątku, zaszytym wśród prastarych, słowiańskich lasów znajdowała się pogańska świątynia. Zamieszkujący te tereny plemiona licickie czciły w tym miejscu boginię deszczu i burzy, opiekunkę ziemi i wody - Mokoszę. Imię jej wywodziło się od prasłowiańskiego przedrostka mok-, oznaczającego "mokry" i "moczyć". Pogańscy kapłani na stromym szczycie wzniesienia wybudowali kamienne sanktuarium, formując coś w rodzaju trójstopniowej piramidy o płaskim wierzchołku. Do dnia dzisiejszego zachowały się jedynie zarysy kamiennych wałów, opasające szczyt wzniesienia. Widać to wyraźnie na poniższym zdjęciu, wykonanym za pomocą georadaru.


Magiczna aura tego miejsca, różnie wpływała na członków naszej ekipy :)


Po wyjściu z lasu docieramy do pól okalających malowniczą wieś Widełki. 


A my skręcamy na zachód asfaltową drogą prowadzącą koło leśniczówki.


Znany włóczykij świętokrzyski Amisz, swym kosturem wskazuje nam kierunek dalszej wędrówki.


Podążając w stronę Daleszyc mijamy poukładane kubiki ściętych drzew.
Na kolejnym rozstaju dróg skręcamy w lewo, mijamy potok i wędrujemy dalej błotnistą drogą.


Trochę za bardzo odbiliśmy w lewo i wylądowaliśmy w środku lasu, droga się skończyła i musieliśmy iść "na siagę". Po prawie godzinie przedzierania się przez las, postanowiliśmy zrobić popas.


Strudzeni wędrowcy wreszcie mogli zasiąść przy ciepłym ogniu i nasycić wygłodniałe żołądki.

Podczas naszej wspólnej biesiady dało się zauważyć pewną separacje, kiedy to dwaj biznesmeni-kapitaliści, postanowili oddzielić się od klasy robotniczej, zasiadając osobno pod drzewem.


Po ognisku czas na dalszą drogę do Daleszyc. Po drodze mijamy starą zabudowę drewnianą.

Około godziny 15:00 docieramy do rynku w Daleszycach, skąd wracamy busem do Kielc.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz