środa, 29 października 2014

28.10.2014r.  Bocheniec - Czubatka - Bolmin - Grząby Bolmińskie - Polichno - Sosnówka - Chęciny

                 Końcówka października w naszej części Europy pomimo zapowiadanej pięknej, słonecznej pogody bywa często cała zasnuta mgłami, przez tzw. "zgniłe wyże". I tak też mieliśmy tego dnia. Wyjeżdżając z Kielc zostawiliśmy piękną, słoneczną aurę lecz tuż za granicami miasta wjechaliśmy w gęstą, zalegającą pola jak i wzgórza mgłę.

Wysiadamy przy miejscowości Bocheniec, opodal mostu na rzece Łososinie, zwanej Wierną Rzeką.


Utrzymająca jeszcze ciepło po ostatnich długich, ciepłych dniach rzeka paruje, oddając swą temperaturę.

Pod mostem nad Łososiną wybudowano punkt biwakowy z ławami, stołem i kamiennym kominkiem do grillowania. W sam raz miejscówka na przepakowanie się, sprawdzenie butów i "kierunkowego" na drogę.


Wdrapujemy się mozolnie na pierwszy ze szczytów na naszym szlaku - Czubatkę. Kulminacja wzniesienia (326 m n.p.m.) objęta jest ochroną, jako pomnik przyrody nieożywionej. Chronione tu są wychodnie skał wapieni jurajskich i występujące tu liczne zjawiska krasowe. Na jej grani znaleźć można wspaniałe formy skalne w postaci grzybów, maczug czy skalnej bramy. Niestety, rezerwat ten jest niedostępny z powodu niekontrolowanego  zarastania przez bujnie występującą tu roślinność. A szkoda, bo wierzchołek tej góry przypomina swym klimatem Jurę Krakowsko-Częstochowską a widoki ze szczytu są imponujące.


Schodzimy z Czubatki, mgła nie chce się rozwiać. My wędrujemy dalej w stronę Bolmina.


Na gałązkach drzew i krzewów wiszą zamarznięte krople wody i zroszone poranną mgłą pajęczyny.

Zbliżamy się do samego Bolmina, wsi szlacheckiej o swym rodowodzie sięgającym XIV wieku, dawnego ośrodka Arian, licznie zamieszkujących ziemie świętokrzyską. W centralnej częsci osady znajduje się wybudowany w latach 1602-1617 późno-renesansowy kościół pw. Narodzenia NMP. W jego wnętrzu znajduje się ołtarz z obrazem Matki Bożej Łaskami Słynącej. Obraz ten przetrwał wojnę ukryty pod posadzką i jest otaczany szczególną czcią. Sam kościół, pomimo zrównania wsi z ziemią i trafienia go pociskiem oparł się zniszczeniom.

Udając się na północ docieramy do ruin renesansowego dworu wzniesionego na przełomie XVI/XVII w., a przebudowanego w końcu XVII w. i XIX. Pierwsze wzmianki o zamku w Bolminie pochodzą jeszcze z XIV wieku, kiedy to zamek po pożarze w XVII wieku został gruntownie przebudowany. Obiekt był budowla piętrową, głęboko podpiwniczoną, wykonaną z kamienia i cegły. Zachowały się nawet gdzieniegdzie ślady tynków świadczące o starannym wykończeniu. Dwór posiadał plan kwadratu z frontową przybudową w kształcie wieżyczki - tzw. ryzalitem, zaś piwnice miały kolebkowe sklepienia. Niestety do jego upadku przyczynili się stacjonujący na pobliskiej górze wojska austro - węgierskie. Podczas I Wojny Światowej salwa artyleryjska poważnie go uszkodziła, w tym samym okresie uszkodzona została również jedna z wież chęcińskiego zamku. Teraz dwór stoi  jako pamiętająca dawne lata świetności ruina.  Nowy właściciel chcąc zabezpieczyć ruinę, zamurował otwory okienne, przez co tylko ją oszpecił.
 


Wnętrze dworu zarośnięte jest dzikimi krzewami a dawne pomieszczenia, pozbawione stropów wypełnione walającymi się, omszałymi ze starości fragmentami kamiennych murów budowli.

Opuszczamy posępne ruiny dworzyszcza i udajemy się na grań Grząbów Bolmińskich. Pasmo to, ciągnące się na długości ok. 5 km zbudowane jest ze skał kredowych i jurajskich. Na jego zachodniej części utworzono rezerwat Milechowy, częściowo obejmujący zalesione  góry Bolmińską (313 m.), Górę Brodową (326 m.) i najwyższą w paśmie Górę Milechowską (335 m).

Grzbiet grząbów w częsci południowej porośnięty jest jałowcami, głogiem i gęsto występującą tarniną. Jak wiadomo tarnina to przysmak dzikich ptaków i wspaniała gratka dla producentów destylatów i nalewek.

Przemierzamy pasmo w mętnych mgłach, zasmuceni brakiem wspaniałych w tym miejscu widoków na okolicę.



Czyżby napotkany na szlaku biały niedźwiedź jest dowodem na zbliżającą się srogą, syberyjską zimę?


Mijamy po drodze drzewa pokryte kolorowymi liśćmi, mieniącymi się feerią jesiennych barw.


Po zejściu z grzbietu Grząbów Bolmińskich mijamy wieś Jedlnicę i przekraczamy niewielką rzeczkę Hutkę.


Organizujemy tu ponad godzinny popas z ogniskiem i przyrządzamy przyniesione w plecakach smakołyki.


Przed nami rozciaga się widok na zalesione wzgórze o miło brzmiącej nazwie - Chrostynka.

Jedno z naszych dzisiejszych dań z ogniska - fondue z mozzarelli z bułeczką opiekaną w ogniu.


I czas na nowość na rajdzie - zapiekane banany w folii - w smaku przypominające budyń waniliowy - pyszne.


Omijamy z prawej Chrostynkę i zmierzamy w stronę Polichna. Kępy dębów na rozstaju zwą brązowo-rudą barwą, przypominają o nadciągajacej zimie.


W niewielkim przysiółku Stawki mijamy murowaną kapliczkę i znajdujące się opodal źródełko.


Tuż przy drodze napotkaliśmy pasącą się Mućkę, która mimo moich prób nie zechciała zapozować do "sweet-foci".


Przed nami ostatni z celów naszej wędrówki, góra Sosnówka.


Sosnówkę przemierzamy w gęstniejacych znów popołudniowych mgłach, przed nami widok na Chęciny i gdzieś tam w oddali górujące nad miastem ruiny zamku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz