06.11.2024r. Przez Pasmo Ociesęckie
Pierwsza dekada listopada nadal rozpieszczała nas pięknymi kolorami i w miarę ciepłymi dniami. Wziąłem więc dzień wolnego i w czwórkę wyruszyliśmy na szlak. Celem tego rajdu było odnalezienie betonowych przyczółków po moście kolejki leśnej, na które natrafiłem będąc w tych okolicach jakieś 20 lat temu. Zapraszam więc na wirtualną wędrówkę po lasach rozświetlonych nadal jeszcze jesiennym, niskim słońcem.
Na
wędrówkę wyruszyliśmy z niewielkiej wioski Madeje, leżącej wzdłuż drogi
764. Stąd żółtym szlakiem udaliśmy się na południe w stronę najwyższego
ze szczytów Pasma Ociesęckiego – Jaźwinę. Dzień był dość rześki, w
zacienionych miejscach zalegał nadal szron a tam gdzie padały promienie
słońca, połyskiwała w słońcu wilgotna trawa.
Zagłębiając się w rzadki las nadal towarzyszyło nam ciepłe słońce, nadające złotych barw przeświecając przez gałęzie drzew.
Po
krótkiej i niezbyt forsownej wspinaczce docieramy do szczytu. Tu
oczywiście aby się na nim zameldować, trzeba pokluczyć po okolicy, aby
aplikacja złapała pomiar. Nie wiem czy będzie z tym zrobiony porządek,
ale jest to męczące i potrafi zniechęcić.
Ze szczytu góry rozciągają się wspaniałe widoki na wschodnią część Pasma Cisowskiego i otulone wzgórzami Ociesęki. Jaźwina
(361 m) zbudowana jest z piaskowców dewońskich, po stronie północnej
opadają w dół pola uprawne, zaś reszta wzgórza porośnięta jest lasem,
głównie bukowo-jodłowym. Z jej grani roztacza się panorama na dolinę
Łukawki i Pasma: Orłowińskie i Cisowskie.
Spoglądając
bardziej na wschód, dostrzec możemy kościół św. Jana Chrzciciela w
Ociesękach. To wybudowany po wojnie prosty i skromny w wystroju budynek.
Jego poprzednik, drewniany kościół został spalony podczas wojennej
zawieruchy.
Na wypłaszczonym grzbiecie Jaźwiny rosną złocące się w słońcu wysokie trawy, niczym łany pampasowych traw na stepach Ameryki Południowej.
A na południowym skłonie Jaźwiny, podziwiać możemy jeden z moich ulubionych widoków w Górach Świętokrzyskich, z piętrami lasów ciągnących się po horyzont.
Po
stromym zejściu w dół i minięciu zabudowań niewielkiego przysiółka
Grodno, docieramy do opuszczonych od lat zabudowań dawnego Państwowego
Gospodarstwa Rolnego w Ociesękach.
Obiekty
te są już mocno zdewastowane a cała okolica kilkukrotnie posłużyły za
bazę Świętokrzyskiego Zlotu ASG "BASRA". Na obszernym placu i w
zabudowaniach często odbywały się gry strategiczne zorganizowana przez
fanów Air Soft Gun z całej Polski i strzelaniny na plastikowe kulki z
farbą.
Opuszczamy
pozostałości dawnego PGR-u i zagłębiamy się w sosnowy las. Poszycie
pokryte jest tu wspaniałymi dywanami zielonych mchów, co nadaje temu
miejscu dodatkowego uroku.
Ponieważ
są to lasy przemysłowe, mijamy co jakiś czas kwartały lasów po
wycinkach, gdzie w miejscach karczowisk rosną młode drzewa.
Jak na większości rajdów bywa, czas na biesiadę przy ognisku. Dla bezpieczeństwa robimy je na piaszczystej drodze przecinającej dawne torowisko.
Po posiłku przy ścieżce kierujemy się na wschód, ścieżką biegnącą po nasypie dawnej kolejki leśnej.
Po
ponad dwukilometrowej wędrówce po dawnym torowisku, docieramy do
poszukiwanych, betonowych przyczółków mostu. Aby wagoniki mogły pokonać
niewielki strumień, płynący przez las głębokim wąwozem, musiano
wybudować przeprawy w postaci mostów. Do dziś pozostały jedynie ich
przyczółki, które są pamiątką po rozbudowanej sieci kolei, na potrzeby
ówczesnego transportu.
Pomiędzy
wspomnianymi przyczółkami, w dość głębokim jarze płynie leśny strumień,
który na wysokości wsi Drogowle wpada do rzeki Czarnej.
Po
opuszczeniu miejsca z dawnym mostem, kierujemy się dalej na wschód. Po
drodze mijamy szare kępy chrobotka reniferowego. W Polsce możemy
napotkać kilka podobnych gatunków chrobotków: leśny, łagodny, najeżony
(cóż za przeciwieństwo charakterów ) i reniferowy. Wszystkie one są
pospolite i występują na podobnych siedliskach. Plecha chrobotka
reniferowego po zaimpregnowaniu gliceryną wykorzystywana jest do
wystroju wnętrz, przez co jest często niszczona.
Kolejną
„wzrokową atrakcją” są wysuszone o tej porze widłaki ze swymi kłosami
zarodnionośnymi, które pięknie odznaczają się w ciemnym, leśnym
poszyciu.
Przed wyjściem z lasu w okolicy Dębna, docieramy do kolejnej przeprawy mostowej, tym razem na rzece Średnica. I tu jak przy poprzednim moście, pozostały już tylko gęsto zarośnięte betonowe przyczółki.
Opuszczamy ten dość rozległy kompleks leśny i docieramy do łąk i pastwisk, leżące po południowej stronie rzeki Czarnej.
Za
podmokłymi łąkami znajduje się niewielka osada Dębno. Pierwsze
informacje o znajdującej się tu miejscowości pochodzą z drugiej połowy
XV w. Ówczesna osada należała do rodu Pilawitów, a następnie do rodziny
Kotów. Od XVI wieku Dębno było własnością rodu Sienieńskich, którzy w
1569 roku założyli tu miasto. Niestety w roku 1827 miasteczko zostało
zdegradowane do rangi osady. Z powodu silnej konkurencji leżącego opodal
Rakowa, osada ta rozwijała się bardzo słabo, będąc naonczas ośrodkiem
sitarstwa. Historyczną ciekawostką tego miejsca, jest unikatowy okład
urbanistyczny z dużych rozmiarów rynkiem po środku i malutką kapliczką w
jego narożu, p.w. świętej Tekli. Zawsze urzekał mnie ten rozległy jak
na tak małą osadę rynek, otoczony gruntowymi drogami i niewielkimi
zabudowaniami. Będąc teraz zasmuciła mnie ta „rewitalizacja”, gdy
zobaczyłem jak te szutrowe dróżki zamieniają się w betonowe ulice.
Miejsce to niestety na zawsze już utraci swój sielankowy urok.
Opuszczając Dębno odłączyłem się od grupy, aby udać się w pewne miejsce na rzeką. Na mojej drodze, na łące natknąłem się na stado owiec, które przyglądały mi się z zaciekawieniem.
Jest
i miejscówka, którą od dawna chciałem zobaczyć. To wodowskaz na rzece
Czarnej tuż przy moście, z pozostawionymi szynami kolejki wąskotorowej w
relacji Bogoria – Chmielnik. Płynąca szeroką doliną rzeka Czarna, po
połączeniu się z Łagowicą w wodach zalewu Chańcza, zmienia swą nazwę na
Czarna Staszowska. Nie ma ona jednego źródła lecz kilka źródlisk, a
największym z nich są bagna torfowiskowe „Białe Ługi”, gdzie niewielkie
strumyki wypływają spod Góry Kamień. Swój kres rzeka Czarna Staszowska
ma w okolicy Połańca, gdzie po połączeniu się z rzeką Wschodnią wpada do
Wisły.
Czas
dołączyć do reszty grupy, która miała czekać na mnie w barze „Arianka”,
ale okazało się, że bar ten już nie istnieje. Serwowano w nim miejscowy
przysmak, „gęsie pipki”, którym niestety daleko było do tych
serwowanych w legendarnej knajpie „Pod Gąską”. Po drodze odwiedziłem
również ciekawe miejsce z ponurą historią. Ta piaszczysta górka na
zdjęciu, porośnięta z rzadka drzewami to Luterska Górka w Rakowie. Był
to przed laty cmentarz ariański z XVI – XVII wieku, położony między
kościołem św. Trójcy a rzeką Czarną. Nekropolia powstała wraz z
zorganizowaniem się gminy ariańskiej w Rakowie około 1569 roku.
Prawdopodobnie Luterska Górka przestała być miejscem pochówków w 1638,
kiedy to sąd sejmowy nakazał likwidację ośrodka ariańskiego w Rakowie.
Od roku 1640 miejscowi parafianie mieli do dyspozycji nowy katolicki
cmentarz, który powstał przy kościele św. Trójcy. Cmentarz ariański
usytuowany na piaszczystej wydmie przetrwał do lat 50-tych XX wieku,
lecz na potrzeby budowlane, miejsce pochówku zostało sprofanowane i
zdewastowane. Na początku 1960 roku, wydobywano tu piasek na konieczność
przebudowy kolejki wąskotorowej. Naoczny świadek tych czasów, opisywał
jak to pracujące tu koparki rozgrzebywały trumny ze szkieletami a
pracownicy układali je w stosy. Co się dalej z nimi stało, nikt o tym
już nie wspomina.
Po opuszczeniu tego miejsca, skierowałem się na drogę po wale powodziowym, odgradzającym Raków od rzeki, aby dotrzeć nią do centrum miasta. Po lewej stronie widać już kościół pw. świętej Trójcy, znajdujący się opodal rynku.
Kościół
Świętej Trójcy w Rakowie to murowana rzymskokatolicka świątynia o
charakterze kontrreformackim. Należąca do świętokrzyskiego dekanatu
diecezji sandomierskiej, została wzniesiona z funduszy biskupa Jakuba
Zadzika w latach 1640–1650, w miejscu dawnego zboru ariańskiego.
Świątynię konsekrował w 1650 roku biskup Olbracht Lipnicki herbu
Hołobok, sufragan krakowski. Kościół został zniszczony w czasie działań
II wojny światowej a następnie odbudowany w latach 1947-1950.
Współczesna murowana bazylika w stylu wczesnobarokowym posiada trzy nawy
z czteroprzęsłowym korpusem, zamkniętym węższym prezbiterium z absydą.
Wewnątrz świątyni znajduje się późnobarokowe wyposażenie datowane na II
ćw. XVIII wieku, takie jak ołtarz główny z obrazem Matki Boskiej z
Dzieciątkiem i osiem ołtarzy bocznych. Ponadto wewnątrz kościoła
znajduje się późnobarokowa ambona i wczesnobarokowa chrzcielnica oraz
epitafia. Przy kościele znajduje się dzwonnica z I połowy XIX wieku oraz
budynek dawnej plebanii z przełomu XVI/XVII stulecia.
W końcu nasza wędrówka dobiega końca, mając swój finał na Rakowskim rynku.
Nazwa
miejscowości Raków pochodzi od rodowego herbu Warnia (inaczej:
Rak),należącego do rodu Sienieńskich, założycieli miasta. Byli oni
wyznawcami ruchu reformatorskiego, należeli do tzw. Braci Polskich i
ustanowili Raków jako ośrodek organizacyjny zboru ariańskiego. Miasto w
owym czasie prężnie się rozwijało, powstał przemysł tkacki, garncarski ,
papierniczy i browarniczy. Na rynku wybudowano okazały ratusz a w
latach 1602–1638 funkcjonowała Akademia Rakowska, uczelnia o
międzynarodowej sławie. Wiedzę przekazywano w oparciu o własne
podręczniki, autorstwa wykładających w szkole profesorów. Po wygnaniu
Arian z miasta, około 1638 roku osada opustoszała i podupadła. W 1641
roku biskup Jakub Zadzik ufundował kościół i osadził w Rakowie
reformatów a ich zadaniem było szerzenie katolicyzmu pośród pozostałych w
mieście braci polskich i ich zwolenników. W 1864 roku liczba
mieszkańców miasta liczyła 2007 osób, przy czym większa ich część to
była ludność żydowska. W 1869 roku Raków, jak wiele innych polskich
miast, w wyniku reformy carskiej utracił prawa miejskie. Dziś jest to
senne, małe miasteczko ze „zrewitalizowanym” (czytaj wybetonowanym)
rynkiem, oraz charakterystyczną fontanną, przedstawiającą trzy raki
wsparte na kuli – symbole miasteczka.