Dziś mieliśmy przykład jaka to aura potrafi być zmienna. Dokładnie rok temu, również 4 marca byliśmy na rajdzie, kiedy było już tak ciepło, że siedzieliśmy na gołej ziemi i porozbierani do koszulek przy ognisku. W tym roku na koniec zimy zadomowiła się "bestia ze wschodu", potężny syberyjski wyż, który spowił zimą znaczną część Europy. Na szczęście to już jego ostatnie tchnienia, temperatura - choć z rana było jeszcze -16, to w ciągu dnia słońce ogrzało powietrze i było nawet "gorąco" do -4 :) I w tych jeszcze zimowych klimatach wybraliśmy się niewielką grupą na krótki wypad przez Pasmo Zgórskie.
Po wyjściu z busa udajemy się ścieżką ku górze Jerzmaniec, zwaną potocznie Czerwoną Górą aby dotrzeć do pierwszego punktu wycieczki - kamieniołomu Zygmuntówka.
A w kamieniołomie niewiele się zmieniło, może trochę więcej śmieci przybyło ale widok zawsze fajny.
Wiem, wlazłem w słoik z Jogiego grzybkami i wywaliłem je na śnieg. Trzeba było zjadać z białego i zmrożonego puchu. Padł fajny tekst do Bena aby pamiętał "żeby nie jeść żółtego śniegu" :)
Jak zawsze wdrapujemy się nad ścianę wyrobiska, aby podziwiać widok na zamczysko w Chęcinach.
Dalej wędrujemy u podnóża skalistego grzbietu by nawiązać się do czerwonego szlaku.
Idąc skrajem lasu przyłącza się do nas Wielki Biały Pies - od razu zagłaskany i napasiony przez nas.
Po krótkiej zabawie z WBP-em czas wędrować dalej, tym razem niebieskim.
Mieszanym lasem podchodzimy mozolnie pod Pasmo Zgórskie, droga jest zamarznięta, więc idzie się bardzo wygodnie po twardym. W lesie jeszcze panuje cisza, brak ptasiego zgiełku.
Podziwiając głębokie jary i parowy robimy zdjęcia, aby upamiętnić doznania.
Po zejściu w dół oglądamy szeroki i głęboki jar powstały zapewne w wyniku erozji zbocza, usytuowanego pomiędzy dwoma szczytami - gór Zielonej i Patrol.
Liczne strumienie spływające z najwyższych partii pasma w wyniku ostatnich silnych mrozów, malowniczo zamarzając przykuły nasze spojrzenia i obiektywy aparatów.
Po opuszczeniu lasu wychodzimy na jego skraj w okolicy Jaworzni i udajemy się na miejski autobus. Nie obyło się oczywiście bez przygody, gdyż jeden z uczestników nam się zapodział tuż przed wejściem do autobusu:)