sobota, 13 grudnia 2014

13.12.2014r.  Słowik - Pasmo Zgórskie - Szewce - Bolechowicki Grzbiet - Czerwona Góra

                Orkan "Aleksandra" przetoczył się przez północną Polską i zaciągnął ciepły, fenowy wiatr. Na termometrach o 7 rano mieliśmy 8° Celsjusza, jak na połowę grudnia niesamowicie ciepło. Korzystając z jesiennej aury wyruszamy na szlak z naszym nowym nabytkiem - kociołkiem, aby przyrządzić świętokrzyską zalewajkę.

Po niewielkich perypetiach z dojazdem docieramy busami na Słowik, skąd wyruszmy na trasę. Już na samym początku czeka nas mozolna wspinaczka na Pasmo Zgórskie zasypane o tej porze jesiennymi liśćmi.




Po kilkunastu minutach wspinaczki stajemy pod szczytem Trupień, gdzie pomiędzy drzewami widać w oddali bliźniacze Pasmo Posłowickie. Nazwa Trupień ma swą ponurą historię, która to sięga jeszcze czasów, kiedy nasz kraj najechali "zamorszczycy"- wojska szwedzkie pod wodzą Karola Gustawa. Podczas potopu szwedzkiego, oddziały wojska wsparte szlachtą z pospolitego ruszenia urządziły w tym miejscu na nich zasadzkę. Nacierając ze wzgórza rozbili doszczętnie, nie spodziewającego się ataku wojska wroga i usłali trupami dolinę przepływającej tu rzeki Bobrzy. Inne źródła podają, że to świętokrzyski rozbójnik Pozner ze swoją watahą, dokonał w tym miejscu rzezi na oddziałach zbuntowanego księcia Siedmiogrodzian, Jerzego II Rakoczego. Obie te historie łączy to samo miejsce i płynąca przez przełęcz rzeka Bobrza, która w wyniku tych działań, zmieniła swój kolor na czerwony od krwi wroga.


Pasmo Zgórskie od strony wschodniej pokryte jest lasem bukowym i przeorane głębokimi wąwozami.


Rozglądając się bacznie, dostrzec można ciekawe formy tych pięknych drzew, które czasem potrafią wrosnąć w siebie, niczym korupcja w naszą administracje państwową.


Wędrujemy szlakiem niebieskim po grani Pasma Zgórskiego, a akcent zimowy przypomina czasem gdzieniegdzie pokryta lodem, kałuża na drodze.

Mijamy najwyższe wzniesienie pasma, górę Patrol (388m) i pokonując kolejną przełęcz zbliżamy się ku następnemu szczytowi, górze Zielonej.

Chwila odpoczynku podczas marszu na powalonym drzewie. W środku zasiada pewna tajemnicza osoba, ukrywająca się pod postacią znanego ekstremisty muzułmańskiego spod Piekoszowa - Muhameda Al Muchomorra. 


Napotykamy po drodze tajemniczy pojazd leśny, który z rykiem pokonuje błotniste, leśne drogi. Obchodząc od zachodu górę Pruskową, docieramy do końca lasu.

Ze skraju lasu widać przebiegającą pod spodem w tunelu drogę ekspresową, obwodnicę Kielc i górującą na wprost skaliste zbocze góry Belnia.


My w tym miejscu kierujemy się  w lewo i wędrujemy w dół, w stronę wsi Szewce. Nikt nie wie dlaczego akurat ta grupa zawodowa, została w tym miejscu doceniona, a nie na przykład "krawce" :)


Wyszliśmy z lasu i przemierzamy podmokłe łąki aby dojść do ulicy, skąd mamy wędrować dalej ku bolechowickim lasom.



Opuszczając willową wieś Szewce idziemy na zachód, gdzie z drogi widać już miejsce naszego biwaku, będącą częścią Grzbietu Bolechowickiego górę Okrąglicę.


W południowym stoku Okrąglicy znajduje się malowniczy kamieniołom "Szewce", miejsce naszego popasu.


Rozkładamy nasz "majdan" pod drewnianą wiatą i przygotowujemy ceremoniał gotowania zalewajki. Rozpalamy ognisko, wyciągamy z plecaków składniki na potrawę i przedłużamy za pomocą kija drewnianą kopyść, którą to spotkała potem bardzo przykra historia, lecz z żalu nie chcę jej wspominać.


Jeden z podstawowych składników pysznej zalewajki, żur staropolski, czeka cierpliwie w kolejce do kociołka.


Kociołek rozgrzany, boczek z kiełbasą się podsmaża a wokół roztacza się przemiła woń przypiekanego mięsiwa.


W oczekiwaniu na to wspaniałe danie, urządzamy sobie strzelanie do puszek.


Ogień pod kociołkiem się pali, potrawa powoli bulgocze, więc można spenetrować otoczenie wyrobiska.


Na jednej ze skał  napotkałem ciekawą pomarańczową narośl, przypominającą malutkie piłeczki tenisowe.

Moja próba wykorzystania pokrywkowej blendy do oświetlenia Jogiego glacy :)
 
Ceremonia gotowania dobiega końca, Jogi hartuje ostatni składnik naszej potrawy, śmietanę i robiąc przy tym miny bólu i cierpienia, wlewa ją do zupy.


Zalewajka pod kamieniołomem "Szewce", ochrzczona jako "szewska zalewajka" ukończona !

Nasz naczelny chochlowy rozlewa ciepła strawę do misek i czas na wielką ucztę.
Wygłodniałe spojrzenie Sławka - bezcenne :)


Po nasyceniu żołądków przepyszną, gęstą zupą i po jak zawsze ciekawej dyskusji "erotyczno-społecznej", udajemy się wąwozem na szczyt Grzbietu Bolechowickiego i kierując się na południe, wędrujemy w stronę szpitala na Czerwonej Górze. Podczas marszu podziwiać możemy dziwnie zdeformowane w tym miejscu wiązy, niczym owrzodziałe nogi, potężnych leśnych trolli.

1 komentarz: