niedziela, 26 kwietnia 2015

25.04.2015r.  Podzamcze Chęcińskie - Chojny - Wilkomija - Żerniki - Brzegi

         Zapowiadał się ciepły, iście letni dzień. Od rana słonecznie, prawie bezwietrznie a dokładnie tydzień temu sypał gęsty śnieg. Po upewnieniu się co do pogody zmawiamy się pod koniec tygodnia na sobotni wypad. Miało być 17 osób, lecz część z nich nawaliła, ale za to pojawiła się kolejna osoba w naszej kompanii, utytułowana tancerka Marta, znana nad Nidą jako Sylwia. Wyruszyliśmy w końcu w dziesięć osób. Zbiórka na dworcu busowym i tradycyjnie, na szczęście z niewielkim, piętnastominutowym poślizgiem "rozkładowym" odjazd i docieramy w okolice Podzamcza Chęcińskiego. Stąd drogą asfaltową kierujemy się w stronę wsi Mosty.



Po zejściu z drogi wędrujemy skrajem lasu przez nadnidziańskie łąki

Idąc na przełaj przez wielkie połacie łąk zbudziliśmy niezadowolonego psa. Wylegiwał się w trawie wygrzewając w słońcu a tu jakaś zgraja "dwónogów" zakłóciła mu poranny spokój.


Docieramy do stromego wzniesienia, wielkiego, zalesionego wału skalnego, który nie oparł się nurtom wylewającej się przy powodziach Nidy i góruje nad łąkami. W trawach czaiły się wszelkiej maści gadziny, jak łypiąca na nas ślepiami zaciekawiona jaszczurka zwinka.


Wspomniany wał porośnięty jest od strony wschodniej bukami i pokryty dywanem wiosennych kwiatów.

O tej porze licznie kwitną tu zawilce, przylaszczki i fiołki leśne (na zdjęciu)

Po drugiej, bezleśnej stronie wału przystajemy na chwilę i racząc się zimnym piwem podziwiamy widoki na okolicę. Nad naszymi głowami unoszą się dziwne, lecz niegroźne, latające stwory


Idziemy dalej skrajem niewielkich zagajników sosnowych i docieramy do starych, opuszczonych stawów hodowlanych Secałów. Mieliśmy tu topić zaległą Marzannę, ale w końcu okazaliśmy litość naszej współtowarzyszce


Tuż za stawami pokonujemy niewielki rów nawadniający z wieloma śladami bobrowych łapek



Kolejny kilometr trasy prowadzi przez dno niedoszłego "Morza Chęcińskiego", które w czasach komuny miało powstać w tym miejscu . Początki tego pomysłu sięgają jeszcze lat 30-tych ubiegłego wieku. W latach 50-tych wytyczono nawet tereny pod zalanie, które liczyły 1600 hektarów. Trochę żal, że nie doszło do realizacji tej inwestycji, nawet w nieco mniejszej formie stanowiłoby wspaniałe miejsce do rekreacji, przyciągające rzesze turystów.

 Schodzimy z łąk i idziemy dalej na południe drogą w kierunku osady Chojny


Biała Nida - jedna z ostatnich dzikich, nieujarzmionych rzek przecina rozległą równinę, meandrując przez łąki.


 Tuż przy drodze znajdują się ruiny kamiennego młyna rzecznego


Stare zabudowania przy młynie z porastającym dzikim winogronem gankiem, pamiętają zapewne szum koła młyńskiego, napędzanego siłą Białej Nidy i odgłos sapiącego z wysiłku młynarza dźwigającego worki z mąką


Ze względu na plany zalania tych terenów, znajdujące się w obrębie planowanej inwestycji wsie Mosty, Chojny i Wymysłów, ze względu na zakaz jakichkolwiek prac budowlanych, pozostały do dziś niczym żywy skansen


Opuszczamy Chojny i kierujemy się na północ, wzdłuż Nidy w stronę zalesionej Wilkomiji



Nad rzeką napotkać można nadgryzione i powalone przez zęby bobrów drzewa (nie, nie - to nie sprawka Bena !)


Po mozolnej wspinaczce na grań Wilkomiji docieramy wreszcie do celu naszej wyprawy - umocnień z czasów I Wojny Światowej. Wiosną 1915 roku na linii Nidy i Wiernej Rzeki znajdował się front. Na zalesionej górze Wilkomija (281 m nmp) stacjonowało wojsko austro-węgierskie, które wzmacniając wzniesienie licznymi okopami i gniazdami artyleryjskimi panowało nad okolicą. Do burzenia umocnień ziemnych i zwalczania ciężkiej artylerii rosyjskiej za Nidą, wojska austriackie sprowadziło ciężkie moździerze kalibru 305 mm, zwane Chuda Emma. Były one postrachem Rosjan ze względu na siłę rażenia. Wybuchające pociski tworzyły krater o średnicy i głębokości 8 metrów, zabijając przy tym wroga w promieniu 400 metrów.  


Moździerz "Chuda Emma" stacjonujące nad Białą Nidą (foto z portalu Andreovia.pl)

Na mapach LIDAR doskonale widać zarysy okopów i stanowisk artyleryjskich


 Przedzierając się przez las napotykamy na wiele takich wykutych w skalnym podłożu umocnień



Przed samą  górą, jak i na cyplu Wilkomiji znajduje się z kolei pamiątka po II Wojnie Światowej, rów przeciwczołgowy wybudowany przez Niemców (oczywiście niewolniczymi rękami Polaków) Miał zatrzymać napierające wojska radzieckie. Kiedy opowiadałem o tym miejscu, Mirek spytał - "A jak miały tędy przejechać czołgi?". Odparłem, że "Jak przejechać, jest to rów PRZECIWczołgowy, jak sama nazwa wskazuje przeciw czołgom". "A-ha, no tak" :)


Kiedy to penetrowaliśmy na górze okopy, w Bena wstąpił duch artysty-mizantropa i błąkając się samotnie nad rzeką gdzieś przepadł. Na nic zdały się nawoływania, lecz na szczęście w dobie telefonów komórkowych, naprowadziliśmy go na drogę do nas, pozostawiając po drodze liczne znaki i drogowskazy


Gdy zapłonęło ognisko i przystąpiliśmy do opiekania kiełbasek w oddali pojawił się on - Beno wędrowiec


 Po wielu kilometrach marszu czas na najprzyjemniejszą część każdego rajdu - popas

 Napełniwszy swe brzuchy ruszamy dalej leśnymi duktami, w kierunku leśniczówki Bizoręda

Kapliczka i  drewniany krzyż upamiętniający tragiczną bitwę małogoską z 1863 roku, postawiony w miejscu, gdzie w latach 60-tych rosła wielka sosna z umieszczonym na niej świętym obrazem. Pamięć o sośnie z "Obrazikiem' była na tyle ukorzeniona, że w roku 1982 leśnicy postawili w tym miejscu dębowy krzyż, zaś po rewitalizacji tego miejsca, w roku 2011 ustawiono nowy krzyż o wysokości 5 metrów.


Wychodzimy z lasu i wędrujemy dalej soczysto-zielonymi łąkami, pośród kwitnących na biało krzewów tarniny



 Droga malowniczo wije się wśród pofalowanych, kamienistych pól i zarośli


Potrzeszcz dający koncert na wierzchołku krzewu


 W oddali widać ruiny zamku w Chęcinach

Po zejściu z pól przemierzamy wieś Żerniki, gdzie napotkać można kamienne krzyże pokutne, pochodzące prawdopodobnie jeszcze z XIII wieku. Takie krzyże, w ramach pokuty wykonywali własnoręcznie zabójcy, jako dodatkowe odszkodowanie dla rodziny ofiar. Przed laty na tych krzyżach widoczny był miecz wyryty w czerwonym piaskowcu , lecz upływający czas zatarł wszelkie ślady.



Docieramy wreszcie do przystanku przy krajowej "siódemce" i oczekujemy na busa. Odnowiony przystanek nie oparł się miejscowym wielbicielom policyjnych "organów", lecz na potrzeby publikacji zdjęcia ocenzurowałem to soczyste wyznanie miłości do umundurowanych pośladków.

czwartek, 9 kwietnia 2015

26.03.2015r.  Radkowice - Szerzawy  - Śniadka (któraś tam) - Radkowice  



To był piękny, mglisty niedzielny poranek.


 

Wymarzony na mały rekonesans po opustoszałych, zdawałoby się, świętokrzyskich wsiach.


Grupka separatystów, czując się  "jako ci ptacy niebiescy, co to nie orzą, nie sieją a mają", ruszyła na szlak.


Celem okazały się malownicze pola leżące między Radkowicami, Szerzawami i Śniadkami.

 
Zabrakło charyzmatycznego przywódcy i w szeregi separatystów szybko wdarła się anarchia. Benek poszedł w lewo, Jeleń poszedł w prawo, a Honia za nimi.










Nie niepokojony przez nikogo, nie pospieszany Benek cyknął całą serię zdjęć dokumentujących powab świętokrzyskich wzgórków. Tymczasem Jeleń opowiadał średnio zainteresowanej Honi o wielu przygodach, jakie spotkały go w tutejszych wąwozach i innych chaszczach.


Warto nadmienić, że Beno znów dał Jeleniowi pobawić się swoim sprzętem. Po sterroryzowaniu obsługi miejscowego "samu", podczas popasu, zaintrygowany Jeleń ośmielił się zauważyć, że mimo wszystko, rozmiar ma znaczenie.



Natomiast Beno, bez zastanowienia odparł, że owszem i wyjaśnił, że dlatego on ma taaaaaaką lufę.

 

Honia potwierdziła, lecz nie wiedzieć czemu, w jej zdawkowym "Tia, yhym...", znalazło się tyle sarkazmu, że mogliśmy nim obdarowywać psy szczekające na nas w czasie dalszej wędrówki.





Z pól Śniadki którejś tam, rzuciliśmy oczętami na Łysogóry.


I w końcu dotarliśmy do pochodzącego z Miedzierzy XVII-wiecznego kościoła pw. Matki Bożej Częstochowskiej, pod którym czekał na nas "Benomobil".

Tekst: Jeleń
Foty: Beno i Jeleń